Witold Gadowski Witold Gadowski
4085
BLOG

Polski Zakład Pascala

Witold Gadowski Witold Gadowski Polityka Obserwuj notkę 37

 

 

Mamy dzień zesłania Ducha, pozwólcie zatem na rozważanie, które - w swojej pysze - nazwałem „Polskim Zakładem Pascala a.d. 2013”.

Piekne rozważanie mistrza Błażeja przypomnę w wersji nieco strywializowanej, ale – mam nadzieję – oddającej rdzeń tego niezwykłego rachunku:

Wybierając Boga mam do stracenia pożytki ze skończonej ilości dni, jakie są mi - na tym świecie - dane, tracę zatem pewna skonczoną liczbę pożytków, ale cóż zyskuje?

Nieskoczoność!...

Ci, którzy lubia, jak u (uwielbianego przeze mnie)  Marinusa van Reymerswaele, codziennie liczyc na stole swoje pożytki, monety utargowane od losu, niech zatem przeczytają moje proste rozważanie i sami osądzą zyski, koszty i spodziewane sukcesy.

Rozważanie napisałem (darujcie pychę) w osobie pierwszej, ale przecie każdy może je sobie sam uczynić w sobie.

 

***

 

Czytam książki, staram się być dobrze wychowany (to bardziej zasługa rodziców), a jednak ciągle słyszę, żem cham i ciemniak i niemodny frustrat.

Kiedy mówie, ze nie przepadam za propagandą zboczeń, że irytuje mnie, gdy wmawiaja mi że „Rudy” i „Zośka” byli pedałami, że rotmistrz Pilecki był zdrajcą, gdy odmawiaja mi prawa do publicznego artykułowania mojego szacunku dla Powstania Warszawskiego, dla Katolickiej Wiary i dla krwi moich przodków, którzy gineli pod białoczerwonymi barwami... oni prychają i stukają się czoła.

Zgoda, możemy się tak komunikować, ale nie miejcie wtedy pretensji o to, że powtarzam uparcie swoje – widocznie macie problemy ze słuchem.

Pozbyłem się znajomków – wesołków podrwiwających z „mocherów” i „patriotów – idotów”, nie dlatego, że mam do nich złe emocje, ale ze zwykłego znudzenia.

Nic więcej nie potrafią wymyślić.

Ile za to zyskałem, ilu nowych ludzi – myślacych podobnie jak ja – przybyło.

Obracam się tedy z kręgu ludzi poważnych, ciekawych i co najważniejsze takich, od których czegoś się mogę nauczyć, którzy niezależnie myśląc, dają mi codziennie do wiawatu, nie pozwalaja utuczyć się w samozadowoleniu.

Kiedy zatem rozważam to co ode mnie odeszło i to co zyskałem rachunek jest radosny.

Ludzie z mojego otoczenia nieustannie mnie rozwijają, stawiają coraz to nowe cele i wymagania, zmuszają do ciągłego marszu.

Zakład jest tedy prosty – odrzucając progresywne nowinki i ich bezpłodnych propagatorów, tracę chwilowy blichtr, widok sukienek od Zienia, implantów piersi i tyłków, botoxu tam gdzie wyobraźnia nie wymysli i nowych skandalików, a zyskuję obcowanie z prawdziwymi ludźmi, takimi z krwi i kości – choć może nie przystrojonymi w najnowsze kreacje i idee.

Hazard minimalny, straty pozorne, a zyski nie do przecenienia.

Bo to właśnie my przetrwamy – zahartowani, ociosani z pychy i dzieki temu ciekawsi.

Egoistycznie jestem po stronie, dzięki której nieustannie zyskuję, a mądra Opatrzność broni mnie przed pokusami uczestnictwa z przekrętach, łatwej sławie i...bolesnym upadku.

Zyskuje wiarę w przyszłość i godność do końca, tracę poklepywanie po plecach i pławienie się w blasku „society”, tracę pierwsze ławki w światyniach.

Ale przecież mnie wystarczy ostatnie miejsce w bocznej nawie – nawie Prawdziwej Świątyni

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka