zbieram je niemal odruchowo
czasem
podnoszę z podlogi aby ich nie zadeptać
zgarniam z powierzchni biurka
strzepuję (jak okruchy ciasta) ze swetra
chwytam w lot (jeszcze potrafię)
gdy wracają ku mnie
odbijając się od lustra albo ekranu komputera
niektóre wydają się bardzo zużyte
ale warto im się przyjrzeć
przed wyrzuceniem w niepamięć
kto wie
może przy jakiejś okazji
dadzą się użyć raz jeszcze
z lepszym niż dawniej skutkiem
kiedyś było ich więcej
perorowałem strasznie dużo
wykarmiony mądrymi lekturami
naiwnością i ambicją
niosły ze sobą poczucie ważności
choć dzisiaj nie jestem pewien
czy ktokolwiek ich słuchał
tak uważnie jak ja
teraz już mniej chętnie
wyfruwają ze złotej skarbnicy milczenia
mówię częściej tylko do siebie
i nikt mnie nie pyta:
„co przez to chciałeś powiedzieć?”
moje słowa wyrwane milczeniu
zestarzały się wraz ze mną
ale chorują na tę samą wiarę co ja
one wiedzą że od jednego słowa
wypowiedzianego za dużo
gorszy jest brak krzyku
wtedy
KIEDY NAPRAWDĘ TRZEBA KRZYCZEĆ