Magda Figurska Magda Figurska
337
BLOG

Siniaki ukraińskie, siniaki polskie

Magda Figurska Magda Figurska Polityka Obserwuj notkę 3

 

QCHNIA POLITYCZNA
 
 
Siniaki ukraińskie, siniaki polskie
 
 
A miało być tak pięknie! Długi weekend przedłużony jeszcze urlopami, piękna pogoda, gorący paśnik w ogrodzie, zimny wodopój w lodówce, muzyczka jak na plaży w Mielnie, na podglądzie You can dance. Z dala od polityki, kolejnych świadków koronnych, bajkach o uzbrojonych złodziejach Daewoo Espero, ciągu wpadek prezydenta, wizerunku wkurzonego premiera i opery mydlanej pt. „Mama Madzi”.
 
Miało być koncyliacyjnie, narodowo, biało-czerwono (czyli zawsze białym do góry!), odświętnie i godnie. Puszczono nam jednak nie ten serial, który potrzeba. Zamiast rodzimej „Julii”, granej przez córkę prezesa firmy Stavka (która ma takie same „chody” w TVN jak jej tatuś u prezesa KRRiTV, który załatwił mu multiplex),  wyemitowano serial ukraiński, choć pod tym samym tytułem. Jego „zajawkę” mogliśmy oglądać w październiku ubiegłego roku, gdy piękna bohaterka, była komsomołka i członkini byłej partii komunistycznej ZSRR, trzecia na liście „Forbesa” wśród najpotężniejszych kobiet świata, została oskarżona przez sąd (bynajmniej nie w Bangladeszu) i skazana na7 lat więzienia za nadużycia przy podpisywaniu umów gazowych z Rosją oraz narażenie państwowej firmy paliwowej Nafrogaz na straty w wysokości 600 mln złotych.
 
Swoją przygodę z biznesem rozpoczęła na fali „pierestrojki” (po rozpadzie ZSRR i powstaniu wolnej Ukrainy), od wypożyczalni kaset video w ramach Komsomołu, która po sprywatyzowaniu wystarczyła na założenie Ukraińskiej Korporacji Benzynowej. Julia Tymoszenko została prezydentem Zjednoczonych Systemów Energetycznych Ukrainy - prywatnej spółki, będącej potentatem w sprowadzaniu gazu z Rosji i zabrała się za budowanie swego imperium. Do apetytu na pieniądze doszedł apetyt na władzę. Najpierw mandat w parlamencie ukraińskim, teka wicepremiera w gabinecie Wiktora Juszczenki, udział w „pomarańczowej rewolucji” i funkcja szefa rządu. Kariera „nawróconej na opozycję” komsomołki, w cieniu podejrzeń o nadużycia, korupcję, defraudację pieniędzy, aresztowań męża i przyjaciół partyjnych, zakończyła się procesem i wyrokiem sądu. Ot, zwykły życiorys, których pełno w postkomunistycznych krajach, także w Polsce; dokument przemian, które jednych zaprowadziły do więzienia, innym dały miano reformatora gospodarki, niekwestionowanego autorytetu i ugruntowaną pozycję w Europie.
 
Jednak film nam serwowany, który miał być dokumentem i którego odczytanie oraz ocena głównej bohaterki zależy od nas, przerodził się w serial kryminalny tajemniczego reżysera. I choć Paweł Kowal odwiedzając plan zdjęciowy uznał warunki na nim panujące za godziwe, fakt pozostaje faktem udokumentowanym fotograficznie: bohaterka czuje się coraz gorzej, a zdjęcia siniaków na jej ciele obiegły cały świat. I to bynajmniej nie filmowa charakteryzacja.
 
         I nagle ten świat, którego salony gościły nie takich zbrodniarzy, przyjmowanychz honorami adekwatnymi do ich pieniędzy, przymykający oczy na jawne łamanie praw człowieka, nagle upomniał się o siniaki Julii. Siniaki, jako symbol hańby demokratycznej Europy i świata XXI wieku. Jak  coś, co burzy  wewnętrzny spokój polityków bardziej niż  „legalne” tortury w Guantanamo, łamanie praw człowieka w Tybecie, widok krwawych linczów na dyktatorach; bardziej niż kulki w tył głowy czy wyroki przez powieszenie i krzesła elektryczne. Ten świat, tkwiący w uściskach Kadafiego, Putina i przyjmujący z honorami premiera Chin, świat handlu  kobietami, przetrzymywanymi wbrew ich woli w zachodnich „przybytkach rozkoszy”, nagle poruszony tymi siniakami bardziej niż zabójstwem Politkowskiej, Litwinienki, więzieniem Chodorkowskiego, zdecydował się powiedzieć „nie” łamaniu praw człowieka. Ale tylko na Ukrainie, bo przecież nadal obowiązuje stwierdzenie  kanclerza Schrödera (dzięki któremu został członkiem rady nadzorczej Gazpromu), że Putin jest „kryształowym demokratą”. A inni? Cóż, sorry Winnetou, biznes is biznes. Nie można poświęcić wielomiliardowych kontraktów Unii z Pekinem czy poprawnych stosunków ze starym-nowym prezydentem Rosji. Lepiej zbojkotować Ukrainę, przygotowując się jednocześnie do zimowej olimpiady w Rosji.
 
           Kto więc sądzi, że chodzi o siniaki Tymoszenko, jest w błędzie. Głos zachodniego świata w sprawie bojkotu EURO 2012 na Ukrainie jest wyartykułowaną hipokryzją; tą samą, która „przeszkodziła” szefom państw w przyjeździe na ceremonię pogrzebową prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Dziś siniaki Julii Tymoszenko zastąpiły tamtą mgłę, bo są tylko pretekstem, ale i policzkiem Unii wymierzonym rządowi Tuska, porażką prezydenta, premiera i całej dyplomacji w wykonaniu ministra Sikorskiego, jak porażką było zakapowanie Alesia Bielackiego. Dzisiejsze nawoływania rządu do oddzielenia polityki i sportu, gdy po aktach przemocy, jakich dopuszcza się rząd chiński w Tybecie, premier Tusk zbojkotował olimpiadę w Pekinie w 2008 roku, brzmią fałszywie i muszą pozostać głuche, bo ich oddzielić się nie da,  ponieważ od lat tworzą stały związek,  choć zmiany ustrojowe, wewnątrzpaństwowe i międzynarodowe tę współzależność między polityką a sportem modyfikują.
 
Kto te zmiany dostrzega – rozumie, że tamta Ukraina i tamta Polska, gdy 18 kwietnia 2007 roku szef UEFA Michel Platini ogłosił organizatorów EURO 2012, to dziś całkiem inne kraje. Niedostrzeganie tych różnic skutkuje ubolewaniem, wyrażonym przez niektórych dziennikarzy, nad decyzją prezesa PiS o poparciu bojkotu rozgrywek na Ukrainie. Decyzją określaną nawet jako gol samobójczy. A jest wprost przeciwnie; prezes Kaczyński okazał się wspaniałym selekcjonerem, dzięki któremu mamy dwie, nareszcie jasno określone, stojące naprzeciw siebie drużyny: w pierwszej premier Tusk,  jego rząd i prezydent Putin, jako kapitan, a w drugiej - reszta świata.
 
Nadeszła więc pora, aby ten trwający już 5 lat mecz, który jedna z drużyn próbuje zakodować, obejrzał cały świat. Te siniaki zadawane Polsce i Polakom nie w więzieniu w Charkowie, ale tu i teraz, nie Julii Tymoszenko, odsiadującej wyrok, ale niewinnym Polakom, mają swoją dokumentację w wyrokach sądów, raportach urzędów i organizacji pozarządowych.  Są w pamięci Polaków i powracają jak widok 96 trumien smoleńskich czy brutalnych kopniaków  policjanta zadawanych z okazji obchodów Dnia Niepodległości. O jakim więc wyższym dobru mówi Donald Tusk? O swoim osobistym, gdy wszedł w konszachty z Putinem i oddał śledztwo smoleńskie, a teraz, mimo wyroku sądu administracyjnego, nie chce ujawnić jego szczegółów? Czy wyższym dobrem jest łamanie praw człowieka, o którym pisze w raporcieCentrum im Adama Smitha? O inwigilacji obywateli, dyskryminacji ze względu na poglądy polityczne, pobiciach i politycznych morderstwach, łamaniu wolności słowa, o zwalnianiu dziennikarzy, którzy krytycznie piszą o rządzie i wytyczaniu im procesów z art. 212?   O codziennych siniakach zadawanych Polakom przez rządzących i ich ustawach ograniczających prawa człowieka, dostęp do pracy, leczenia, dochodzenia swoich praw? O aresztowaniu zniczy, tulipanów i nielegalnego Narodu?
 
Zaprośmy wszystkich Polaków na ten mecz. Pokażmy władzy i światu, jak bardzo jesteśmy poobijani, jak bardzo cierpimy. Pomalujmy swoje twarze na biało-czerwono, odtańczmy taniec wojenny i pokonajmy przemoc. Nie będzie Koko Tusko Spoko. Za bardzo nas boli.
 
Tekst opublikowany w nr.19/2012 Warszawskiej Gazety
 

Proponuję oryginalne danie: SŁOWA W SOSIE OSTRO-GORZKIM,produkt ciężko strawny i kaloryczny, okraszony szczyptą humoru i odrobiną ironii. ================================================= Sprzedaż: www.polskaksiegarnianarodowa.pl, United Express, Warszawa, ul. Marii Konopnickiej 6 lok 227, Tel. 502 202 900

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka