Od pewnego czasu niektórzy przedstawiciele obecnych władz Ukrainy wypuszczają zaskakujące na pozór sygnały: nie chcemy „Galicji”. Pisałem już o tym, gdy obecny minister edukacji Ukrainy Dmitrij Tabacznik i jeden z najbliższych współpracowników Janukowycza ogłosił na łamach Izwiestii, iż „Galicja” tj. obwody, które weszły w skład sowieckiej Ukrainy po pakcie Ribbentrop-Mołotow są tak naprawdę „ciałem obcym” na Ukrainie i to zarówno pod względem kulturowym, językowym i każdym innym, a zatem powinny zostać odłączone od Ukrainy jako odrębne państwo lub przyłączone do Polski. Mimo, iż ze strony Polski brak było entuzjazmu na ten „gest” to pomysł wraca. Ostatnio jeden z deputowanych Rady Najwyższej, oczywiście związany z Partią Regionów, oznajmił, iż przynależność tych terenów do Ukrainy to relikt paktu Ribbentrop – Mołotow i że tak jak Rosja „oddała” Litwę, Łotwę i Estonię, tak Ukraina powinna zrobić to samo z „Galicją”.
Tak jak to zrobiłem gdy omawiałem wywody Tabacznika, tak i teraz od razu na wstępie chciałbym ostudzić entuzjazm tych, którym śni się polski Lwów i okolice. Bo nie o to tu chodzi. To grubymi nićmi szyta prowokacja rosyjska mająca na celu odbudowę ZSRR. Przyłączenie zachodnich obwodów Ukrainy do Polski czy tez stworzenie z nich odrębnego państwa to totalna abstrakcja. Jako samodzielny byt nie miałyby one szansy przetrwania i prędzej czy później wróciłyby do odbudowanego już w międzyczasie ZSRR. Te „propozycje” dotyczące zachodniej Ukrainy wpisują się bowiem w szereg innych „propozycji” inspirowanych przez Kreml. Zacznijmy od kolejnej „sensacji” sprzed kilku tygodni tj. pomysłu przyłączenia Naddniestrza do Ukrainy. Jakby ktoś niewiedział to tzw. Naddniestrze to samozwańcza „republika”, a w rzeczywistości prywatny biznes prezydenta Smirnowa i kierowanej przez jego syna firmy Sheriff, do której w Naddniestrzu należy praktycznie wszystko. Cały byt tego tworu, będącego zgodnie z prawem międzynarodowym częścią Mołdawii, oparty jest na interwencji wojsk rosyjskich po inspirowanej przez Kreml rebelii na początku lat 90-tych i obecności tych wojsk jako tzw. „mirnyje siły” w Naddniestrzu do dnia dzisiejszego. Rebelia i oderwanie Naddniestrza miały służyć Rosji jako smycz na której Mołdawia miała być trzymana by pozostać w orbicie rosyjskiej i nie przyłączyć się do Rumunii. Przez kilkanaście lat się udawało, aż tu nagle partia komunistyczna w Mołdawii została obalona, Woronin (b. prezydent) musiał brac nogi za pas w związku z korupcyjnymi zarzutami, a władze objęli politycy prorumuńscy (a zatem prozachodni) – prezydent Mihai Ghimpu oraz premier Vlad Filat. Filat jest zresztą również obywatelem rumuńskim podobnie jak co najmniej 1/3 obywateli Mołdawii. Ale siły rosyjskie są tuż, tuż, za Dniestrem, raptem około 50 kilometrów od Kiszyniowa. A w państwie trwa konstytucyjny kryzys. Ghimpu jest bowiem tak naprawdę tylko p.o. głowy państwa, gdyż komuniści zablokowali wybór prezydenta w parlamencie. Mołdawię zaś czekają w tym roku wybory parlamentarne, referendum konstytucyjne oraz kolejne próby wyboru głowy państwa. Nowe władze Mołdawii nie zasypują gruszek w popiele. Ghimpu wprost oświadczył, iż nie ma takiego języka jak „mołdawski”, jest po prostu rumuński, a Mołdawianie to po prostu Rumuni, co wskazuje strategiczny cel obecnych władz – integrację z Rumunią. Kolejnymi krokami na tej drodze było powołanie komisji ds. zbadania zbrodni reżimu komunistycznego w Mołdawii, która z kolei zaproponowała wprowadzenie zakazu symboli oraz ideologii komunistycznej w Mołdawii. A partia komunistyczna jest wciąż tu bardzo silna i stanowi podstawową podporę interesów rosyjskich w Mołdawii. Dalsze kroki to niedawny dekret Ghimpu o ustanowieniu Dnia Sowieckiej Okupacji (w dniu zajęcia Mołdawii przez Sowietów w 1940 r.) oraz odsłonięcie pomnika ofiar sowieckiej okupacji w Kiszyniowie. Rosyjska prasa zareagowała wściekłością, a siły prorosyjskie w Mołdowie zorganizowały prorosyjskie manifestacje. Rosjanie też szukają nowych antyrumuńskich sojuszników w Mołdowie w szeregach obecnej koalicji, w szczególności chodzi tu o Mariana Lupu, który według koalicyjnych ustaleń powinien zostac po wyborach prezydentem Mołdawii.
Co to ma wspólnego z „oddawaniem Galicji” Polsce? Otóż ma i to dużo. Bo to wszystko wpisuje się w plan odbudowy Związku Radzieckiego. Dawanie Naddniestrza Ukrainie można rozważać w dwojaki sposób. Z jednej strony to wypróbowany straszak na Mołdowę by nie integrowała się z Rumunią. Problem w tym, że Mołdawianie z rumuńskimi paszportami mają to coraz bardziej gdzieś, a nawet wręcz przeciwnie, wielu mieszkańców Naddniestrza zaczyna z zazdrością patrzeć na unijne paszporty swoich sąsiadów, zwłaszcza, że całe to Naddniestrze stoi jedną wielką korupcją, biedą i zacofaniem. Z drugiej więc strony warto się zastanowić co by dało przyłączenie Naddniestrza do Ukrainy. Otóż jak pokazały ostatnie wybory prezydenckie na Ukrainie podział kraju na prorosyjski i proniepodległościowy jest prawie równy – dodanie nawet tak małego terytorium jak Naddniestrze z 500.000 mieszkańców przechyliło by tę równowagę na korzyść opcji prorosyjskiej. Skłóciło by tez Ukrainę z Mołdawią i Rumunią, a zatem też i z całą Unią Europejską. Ponadto dałoby Rosji argument – na wypadek gdyby Ukraina ponownie wybrała kurs prozachodni – na rzecz oderwania Krymu, a może i nie tylko Krymu. Nikt by wtedy już nie stanął w obronie integralności terytorialnej Ukrainy – państwa które samo naruszyło integralność terytorialną innego państwa. Ale to ostateczność. Bo Rosja chce wszystko. Całą Ukrainę. Ostatecznością byłoby też pozbycie się „Galicji” – wtedy to łatwo by było przeprowadzić referendum, które włączyłoby całość Ukrainy do Federacji Rosyjskiej. A pomysł zajęcia przez Polskę zachodniej Ukrainy jest tak głupi, że jeśliby ktoś u nas się na to nabrał, to Rosja tylko by zyskała argument dla swoich „porządków”, ponadto skonfliktowałaby siły prozachodnie na Ukrainie z Polską i w efekcie, „Galicja” wróciła by do Rosji i to na kolanach.
Te plany to nie fikcja, to rzeczywistość. Jakiekolwiek „zmiany terytorialne” między byłymi republikami sowieckimi dadzą także Rosji pretekst do pełnej aneksji Abchazji i Osetii Południowej. Przewrót w Tbilisi, do którego przygotowania trwają w Moskwie od dawna (łącznie z planem szturmu pałacu prezydenckiego przez uzbrojona „opozycję”) będzie ukoronowaniem dzieła. Rosja też nie zapomina o Łukaszence, który ośmielił się być ostatnio zbyt niezależny. Efekt: rosyjska państwowa telewizja wyemitowała dwa filmy o dyktatorze i mordercy Łukaszence. Sygnał tu jest też jasny i sprawa oczywista – jedno kiwnięcie palcem Putina i Białoruś będzie grzeczna albo też stanie się obwodem w ramach Federacji Rosyjskiej. Rosjanie przeprowadzili też ostatnio udany pucz w Kirgizji. Inna sprawa, że obalony prezydent był sk…. ale pod tym względem nie różnił się od przywódców sąsiadujących republik postsowieckich jak i swoich poprzedników.
Generalnie rzecz biorąc nie tylko nie powinniśmy się cieszyć z „oddawania nam Galicji” ale wręcz przeciwnie – musimy być czujni wobec szeroko zakrojonych rosyjskich planów zmiany różnych granic. I dotyczy to w pierwszej kolejności Mołdawii i problemu Naddniestrza. Mam pełną świadomość, że większość Polaków nie ma pojęcia że coś takiego w ogóle istnieje, ale nie zmienia to faktu, iż ledwie kilkaset kilometrów od naszych granic trwa wojna – jest ona bowiem tylko „zamrożona” od prawie 20 lat. W dodatku jest tam dość liczna polska mniejszość.