witoldrepetowicz witoldrepetowicz
816
BLOG

Oddawanie Galicji czy reaktywacja ZSRR?

witoldrepetowicz witoldrepetowicz Polityka Obserwuj notkę 25

Od pewnego czasu niektórzy przedstawiciele obecnych władz Ukrainy wypuszczają zaskakujące na pozór sygnały: nie chcemy „Galicji”. Pisałem już o tym, gdy obecny minister edukacji Ukrainy Dmitrij Tabacznik i jeden z najbliższych współpracowników Janukowycza ogłosił na łamach Izwiestii, iż „Galicja” tj. obwody, które weszły w skład sowieckiej Ukrainy po pakcie Ribbentrop-Mołotow są tak naprawdę „ciałem obcym” na Ukrainie i to zarówno pod względem kulturowym, językowym i każdym innym, a zatem powinny zostać odłączone od Ukrainy jako odrębne państwo lub przyłączone do Polski. Mimo, iż ze strony Polski brak było entuzjazmu na ten „gest” to pomysł wraca. Ostatnio jeden z deputowanych Rady Najwyższej, oczywiście związany z Partią Regionów, oznajmił, iż przynależność tych terenów do Ukrainy to relikt paktu Ribbentrop – Mołotow i że tak jak Rosja „oddała” Litwę, Łotwę i Estonię, tak Ukraina powinna zrobić to samo z „Galicją”.

Tak jak to zrobiłem gdy omawiałem wywody Tabacznika, tak i teraz od razu na wstępie chciałbym ostudzić entuzjazm tych, którym śni się polski Lwów i okolice. Bo nie o to tu chodzi. To grubymi nićmi szyta prowokacja rosyjska mająca na celu odbudowę ZSRR. Przyłączenie zachodnich obwodów Ukrainy do Polski czy tez stworzenie z nich odrębnego państwa to totalna abstrakcja. Jako samodzielny byt nie miałyby one szansy przetrwania i prędzej czy później wróciłyby do odbudowanego już w międzyczasie ZSRR. Te „propozycje” dotyczące zachodniej Ukrainy wpisują się bowiem w szereg innych „propozycji” inspirowanych przez Kreml. Zacznijmy od kolejnej „sensacji” sprzed kilku tygodni tj. pomysłu przyłączenia Naddniestrza do Ukrainy. Jakby ktoś niewiedział to tzw. Naddniestrze to samozwańcza „republika”, a w rzeczywistości prywatny biznes prezydenta Smirnowa i kierowanej przez jego syna firmy Sheriff, do której w Naddniestrzu należy praktycznie wszystko. Cały byt tego tworu, będącego zgodnie z prawem międzynarodowym częścią Mołdawii, oparty jest na interwencji wojsk rosyjskich po inspirowanej przez Kreml rebelii na początku lat 90-tych i obecności tych wojsk jako tzw. „mirnyje siły” w Naddniestrzu do dnia dzisiejszego. Rebelia i oderwanie Naddniestrza miały służyć Rosji jako smycz na której Mołdawia miała być trzymana by pozostać w orbicie rosyjskiej i nie przyłączyć się do Rumunii. Przez kilkanaście lat się udawało, aż tu nagle partia komunistyczna w Mołdawii została obalona, Woronin (b. prezydent) musiał brac nogi za pas w związku z korupcyjnymi zarzutami, a władze objęli politycy prorumuńscy (a zatem prozachodni) – prezydent Mihai Ghimpu oraz premier Vlad Filat. Filat jest zresztą również obywatelem rumuńskim podobnie jak co najmniej 1/3 obywateli Mołdawii. Ale siły rosyjskie są tuż, tuż, za Dniestrem, raptem około 50 kilometrów od Kiszyniowa. A w państwie trwa konstytucyjny kryzys. Ghimpu jest bowiem tak naprawdę tylko p.o. głowy państwa, gdyż komuniści zablokowali wybór prezydenta w parlamencie. Mołdawię zaś czekają w tym roku wybory parlamentarne, referendum konstytucyjne oraz kolejne próby wyboru głowy państwa. Nowe władze Mołdawii nie zasypują gruszek w popiele. Ghimpu wprost oświadczył, iż nie ma takiego języka jak „mołdawski”, jest po prostu rumuński, a Mołdawianie to po prostu Rumuni, co wskazuje strategiczny cel obecnych władz – integrację z Rumunią. Kolejnymi krokami na tej drodze było powołanie komisji ds. zbadania zbrodni reżimu komunistycznego w Mołdawii, która z kolei zaproponowała wprowadzenie zakazu symboli oraz ideologii komunistycznej w Mołdawii. A partia komunistyczna jest wciąż tu bardzo silna i stanowi podstawową podporę interesów rosyjskich w Mołdawii. Dalsze kroki to niedawny dekret Ghimpu o ustanowieniu Dnia Sowieckiej Okupacji (w dniu zajęcia Mołdawii przez Sowietów w 1940 r.) oraz odsłonięcie pomnika ofiar sowieckiej okupacji w Kiszyniowie. Rosyjska prasa zareagowała wściekłością, a siły prorosyjskie w Mołdowie zorganizowały prorosyjskie manifestacje. Rosjanie też szukają nowych antyrumuńskich sojuszników w Mołdowie w szeregach obecnej koalicji, w szczególności chodzi tu o Mariana Lupu, który według koalicyjnych ustaleń powinien zostac po wyborach prezydentem Mołdawii.

Co to ma wspólnego z „oddawaniem Galicji” Polsce?  Otóż ma i to dużo. Bo to wszystko wpisuje się w plan odbudowy Związku Radzieckiego. Dawanie Naddniestrza Ukrainie można rozważać w dwojaki sposób. Z jednej strony to wypróbowany straszak na Mołdowę by nie integrowała się z Rumunią. Problem w tym, że Mołdawianie z rumuńskimi paszportami mają to coraz bardziej gdzieś, a nawet wręcz przeciwnie, wielu mieszkańców Naddniestrza zaczyna z zazdrością patrzeć na unijne paszporty swoich sąsiadów, zwłaszcza, że całe to Naddniestrze stoi jedną wielką korupcją, biedą i zacofaniem. Z drugiej więc strony warto się zastanowić co by dało przyłączenie Naddniestrza do Ukrainy. Otóż jak pokazały ostatnie wybory prezydenckie na Ukrainie podział kraju na prorosyjski i proniepodległościowy jest prawie równy – dodanie nawet tak małego terytorium jak Naddniestrze z 500.000 mieszkańców przechyliło by tę równowagę na korzyść opcji prorosyjskiej. Skłóciło by tez Ukrainę z Mołdawią i Rumunią, a zatem też i z całą Unią Europejską. Ponadto dałoby Rosji argument – na wypadek gdyby Ukraina ponownie wybrała kurs prozachodni – na rzecz oderwania Krymu, a może i nie tylko Krymu. Nikt by wtedy już nie stanął w obronie integralności terytorialnej Ukrainy – państwa które samo naruszyło integralność terytorialną innego państwa. Ale to ostateczność. Bo Rosja chce wszystko. Całą Ukrainę. Ostatecznością byłoby też pozbycie się „Galicji” – wtedy to łatwo by było przeprowadzić referendum, które włączyłoby całość Ukrainy do Federacji Rosyjskiej. A pomysł zajęcia przez Polskę zachodniej Ukrainy jest tak głupi, że jeśliby ktoś u nas się na to nabrał, to Rosja tylko by zyskała argument dla swoich „porządków”, ponadto skonfliktowałaby siły prozachodnie na Ukrainie z Polską i w efekcie, „Galicja” wróciła by do Rosji i to na kolanach.

Te plany to nie fikcja, to rzeczywistość. Jakiekolwiek „zmiany terytorialne” między byłymi republikami sowieckimi dadzą także Rosji pretekst do pełnej aneksji Abchazji i Osetii Południowej. Przewrót w Tbilisi, do którego przygotowania trwają w Moskwie od dawna (łącznie z planem szturmu pałacu prezydenckiego przez uzbrojona „opozycję”) będzie ukoronowaniem dzieła. Rosja też nie zapomina o Łukaszence, który ośmielił się być ostatnio zbyt niezależny. Efekt: rosyjska państwowa telewizja wyemitowała dwa filmy o dyktatorze i mordercy Łukaszence. Sygnał tu jest też jasny i sprawa oczywista – jedno kiwnięcie palcem Putina i Białoruś będzie grzeczna albo też stanie się obwodem w ramach Federacji Rosyjskiej. Rosjanie przeprowadzili też ostatnio udany pucz w Kirgizji. Inna sprawa, że obalony prezydent był sk…. ale pod tym względem nie różnił się od przywódców sąsiadujących  republik postsowieckich jak i swoich poprzedników.

Generalnie rzecz biorąc nie tylko nie powinniśmy się cieszyć z „oddawania nam Galicji” ale wręcz przeciwnie – musimy być czujni wobec szeroko zakrojonych rosyjskich planów zmiany różnych granic. I dotyczy to w pierwszej kolejności Mołdawii i problemu Naddniestrza. Mam pełną świadomość, że większość Polaków nie ma pojęcia że coś takiego w ogóle istnieje, ale nie zmienia to faktu, iż ledwie kilkaset kilometrów od naszych granic trwa wojna – jest ona bowiem tylko „zamrożona” od prawie 20 lat. W dodatku jest tam dość liczna polska mniejszość.

Liczy się dla mnie przede wszystkim człowiek, jednostka, która ma prawo do wolności dopóty dopóki nie narusza wolności drugiego człowieka.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka