DeDeeN DeDeeN
928
BLOG

Prosty tekst o sprawach nieoczywistych

DeDeeN DeDeeN Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 6

Dwa dni temu pojawił się na Salonie tekst blogera Kamiuszka. Rzecz jest o tyle ważna, że dotyczy rzadko poruszanego u nas tematu jakim jest wpływ mocarstwowej polityki angielskiej na sprawy polskie. Temat ten zasługuje na odrębne opracowanie, gdyż rola, czy też lepiej powiedzieć, konsekwencje brytyjskich działań politycznych na nasze dzieje, są zdecydowanie za mało znane. Nie chcę przez przez to powiedzieć, że Polska zajmowała w angielskiej polityce jakieś szczególne miejsce. Raczej było odwrotnie. Jej stosunek do naszego kraju nigdy nie był bezpośredni, lecz był zależny od stosunku tego państwa do Francji, Niemiec i Rosji. Jeżeli jednak, bliżej przyjrzymy się większości ważnych wydarzeń z naszej przeszłości, to okaże się, że gdzieś w dalekim, a czasami zaskakująco bliskim tle, pojawia się cień Brytyjskiego Imperium, który swoim chłodem częściej nas chlastał niż koił. I wcale nie mam tu na myśli jedynie dobrze znanych wydarzeń z lat 1939-45. Anglia przez wieki, broniąc pozycji największego państwa imperialnego świata, prowadziła wobec innych politykę nacechowaną zwykła obłudą, a podstawowe przesłanie tej polityki najlepiej oddają słowa osiemnastowiecznego premiera Anglii Williama Pitta : "English trade is english policy". 

Czy możemy mieć do niej o to pretensję? To pytanie warto stawiać i warto szukać na nie odpowiedzi, choćby po to, aby nie roić  sentymentalnych złudzeń, tam gdzie chodzi jedynie o pieniądze. W interesach nie ma miejsca na sentymenty. Swoją drogą, zagadnienie wpływu londyńskiego City na historię państw środkowoeuropejskich, to temat, który czeka na swojego wnikliwego badacza. Dzisiaj mam przyjemność rekomendować państwu tekst naszego kolegi, pana Kamiuszka. Miejmy nadzieję, że po nim przyjdą następne, równie ciekawe i udane próby. 

kamiuszek.salon24.pl/416145,dziesiec-milionow-manka


Korzystając z okazji wspomnę o dwóch związanych tematycznie z tym tekstem sprawach. Pierwsza to ciekawostka. Przypuszczam, że niewielu z czytających ten tekst, wie o tym, że w naszych dziejach mamy całkiem chlubne zwycięstwo odniesione nad Anglikami i to w bitwie morskiej. A było to tak.

W drugiej połowie lat sześćdziesiątych szesnastego stulecia,  Rosją rządzi Iwan IV zwany Groźnym, którego jednym z politycznych celów jest opanowanie Inflant, aby uzyskać swobodny dostęp do Bałtyku. Oczywiście dla nas, ten jego zamiar jest nie do przyjęcia. Iwan przebija się jednak do ujścia Narwy i uzyskuje przez port, w mieście o tej samej nazwie, okno na Bałtyk. Oczywiście natychmiast zjawiają się Anglicy ze swoimi towarami. Polski król, Zygmunt August, wysyła kilka listów do królowej brytyjskiej Elżbiety, tłumacząc kobiecie, że zachowanie kupców angielskich jest wysoce niestosowne, a dostarczanie Iwanowi broni i innych materiałów wojskowych oraz rzemieślników zdolnych produkować nieznane w Rosji dobra, niczemu dobremu nie służy i wcześniej, czy później takie wspieranie mongolskiej barbarii obróci się przeciwko cywilizacji europejskiej.

Perswazje nie pomagają, co więcej Anglicy przysyłają na Bałtyk flotyllę uzbrojonych okrętów. Dochodzi do bitwy z królewskimi kaperami Zygmunta, z której to cało wyszedł zaledwie jeden angielski okręt. Stracili w tej bitwie okrętów siedem, a 83 marynarzy zostało wziętych do niewoli. Rzecz jasna incydent ten nie miał żadnego wpływu na relacje polsko - angielskie, gdyż zyski jakie czerpała Anglia na handlu polskim zbożem, nie mogły być wystawione na jakiekolwiek ryzyko. Business is business. Natomiast flota Zygmunta w bardzo krótkim czasie, została rozbita przez Duńczyków i drogi handlowe do Narwi znów stały otworem. Między innymi dzięki temu Iwan IV, car Wszechrusi, z roku na roku stawał się coraz bardziej Groźny. A gdzieś daleko,  ktoś do grosza dorzuca, jeszcze jeden grosz.

Druga, przywołana polecanym tekstem historia o której chciałbym opowiedzieć, dotyczy Piotra Wojkowa, pierwszego ambasadora Sowietów w Polsce. W tekście pana Kamiuszka, występuje on anonimowo jako dyplomata zastrzelony na Dworcu Głównym w Warszawie. W rzeczy samej 7 czerwca 1927 r.  Borys Kowerda uczeń rosyjskiego gimnazjum w Wilnie, zastrzelił sowieckiego posła Piotra Wojkowa. Przed sądem wyznał, że dopuścił się zabójstwa w akcie zemsty za udział byłego bandyty, a obecnie dyplomaty w tzw. czerwonym  terrorze pierwszych lat wojny domowej w Rosji, zaraz po przewrocie bolszewickim. Kowerda przebywał w tym czasie w Rosji i widział oczami dziecka bolszewickie rzezie. Zostało mu to na całe życie.  Wojkow, który był wtedy komisarzem Uralu, wysłał do Permu w lipcu 1918 r. ekipę morderców, celem zabicia brata Mikołaja II, następcę tronu W. Ks.Michała. Następnie już w Jekaterynburgu, trzy dni potem, miał swój bezpośredni i mało chlubny udział w zamordowaniu cara Mikołaja II i wszystkich członków jego rodziny, wraz ze służbą i lekarzem.

Marian Zdziechowski przedwojenny profesor Uniwersytetu Stefana Batorego w Wilnie, pisał w jednym ze swoich artykułów zamieszczonych w książce '"Od Petersburga do Leningrada", że fakt przyjęcia posła, obciążonego zbrodniami bolszewickimi, jest hańbą dla Polski i przejawem upadku moralności w kraju. Porównuje Zdziechowski przypadek Kowerdy z identycznym  zdarzeniem, które miało miejsce w Szwajcarii w 1923 roku, kiedy to w akcie zemsty za zabójstwo rodziców, dokonane w czasie czerwonego terroru, Maurice Conradi zastrzelił sowieckiego posła Wacława Worowskiego. Mimo jazgotu lewicowej prasy, zachłystującej się właśnie kolejnymi osiągnięciami bandy międzynarodowych zboczeńców, w której to niewielu, jak pisze Zdziechowski, posługuje się językiem rosyjskim,  i rzecz jasna nie znajdującego granic oburzenia Sowietów z racji owego okropnego, ich zdaniem mordu, sąd szwajcarski odważnie dokonał obiektywnej oceny bolszewizmu i uniewinnił Conradiego. Szok w całej postępowej Europie. Sąd w Szwajcarii miał odwagę bolszewickiego bandytę nazwać po imieniu, a jego fizyczną likwidację uznać za całkowicie uprawnioną. To jest naprawdę coś niebywałego, więc do alertu stają lewackie gazety i wszystkie mądrzejsze umysły całej Europy. Szczególnie nad Sekwaną nie może się to pomieścić w paru zabełtanych głowach. Ale szwajcarskie społeczeństwo ma swoje racje i nie ogląda się na to co powiedzą inni. Kropka. Tak zachowuje się wobec barbarzyństwa zdrowe moralnie społeczeństwo.

A co się dzieje u nas, w kraju który jeszcze parę lat temu przeżywał całym swoim jestestwem obecność na swoim terenie czerwonego plugastwa? Sąd skazuje w pierwszej instancji Kowerdę na dożywocie, w drugiej na 15 lat, z czego ostatecznie przesiedział, lat dziesięć. Zdaniem Zdziechowskiego, ten wyrok to hańba. Ale jeszcze większą hańbą określa postawę polskiej prasy, która jednoznacznie domaga się podjęcia działań wobec emigracji rosyjskiej w obawie przed retorsjami ze strony Sowietów. "Robotnik" pismo, które odziedziczyło tytuł po czasach, kiedy wydawał je Józef Piłsudski razem ze Stanisławem Wojciechowskim,  żąda wręcz wyrzucenia wszystkich niebolszewizujących Rosjan z kraju!. Jedynie wileńskie "Słowo" oraz krakowski "Czas", wyłamują się z tej usłużnej wobec Sowietów konwencji. Czy przypadkiem czegoś ta sytuacja nam nie przypomina?

A co na to Sowieci?. Posłuchajmy Stalina, co napisał do Mołotowa dzień po zamachu:

Zamordowanie Wojkowa daje nam okazję do ostatecznego rozbicia komórek monarchistów i białogwardzistów w każdej części ZSRR z zastosowaniem wszystkich rewolucyjnych środków. Wymaga tego od nas zadanie wzmocnienia własnego zaplecza. (B. Musiał " Na zachód po trupie Polski" str. 168)

Jak widzimy zbytnio się nie zmartwił, a nawet śmiało rzec można, bardzo się ucieszył. Chciałbym, aby jego ubawioną minę mogli obejrzeć redaktorzy "Kuriera Warszawskiego", "Robotnika" i pozostałych gazet, które swoimi artykułami, wręcz zapraszały do represji względem Rosjan, kiedy ten satrapa czytał raporty, o tym całym poniżającym ubolewaniu i wylewanym w polskich mediach żalu, z powodu nieodpowiedzialnego zachowania sprawcy incydentu. Ech, poliaczyszka, a szto  eto adin  Wojkow? zapewne mruczał pod nosem ukontentowany wąsal.

I tak oto, szczęśliwym trafem w Sowdepi mogła rozpocząć się kolejna fala terroru, czyli ulubione zajęcie mieżdunardnoj swołoczy,  jak nazywał ich prof. Zdziechowski. Do nielicznych już "monarchstów", którym do tej pory udało się dożyć, dołączono, właśnie co znalezionych nowych szkodników w postaci tzw. "burżuazujnych specjalistów" i NKWD znowu miała kupę roboty. Przerażające!. W tej nowej fali terroru, jako jeden z pierwszych,  życie oddał były prezes Dumy, ks. Paweł Dołgorukow, wielki magnat i polonofil, który jeszcze za carskiej Rosji wypowiadał się za niepodległością Polski. Ot, taka bolszewicka perfidia.

Na zakończenie zacytuje państwu słowa napisane przez prof. Zdziechowskiego w 1927 roku, które w mojej ocenie, w dalszym ciągu mogą być aktualnym komentarzem dla większości polskich mediów : ..uczucie godności narodowej i państwowej nie powinno pozwolić, abyśmy dobrowolnie schodzili do poziomu jakiejś agentury sowieckiej.... Myślę, że nie muszę podawać przykładów, zresztą jutro dzień roboczy, pojawią się nowe wydania gazet i czasopism, proszę sprawdzić. 

I jeszcze jedna mała dygresja. Redaktorzy owych polskich gazet zapewne nie mieli okazji czytać depeszy Stalina do Mołotowa. My również oceniając bieżące zdarzenia polityczne i podejmując decyzje, co do swojego stanowiska w danej sprawie, niestety wiemy za mało, zbyt mało, bo zaledwie tyle ile zechcą nam politycy powiedzieć. A tak się dziwnie układa w ostatnim czasie, że kierują naszymi sprawami, politycy o lawinowo wręcz narastającej tajemniczości. Zaczynam już podejrzewać, że sami wiedzą tylko tyle, ile ktoś inny im powie. Ten, w którego rękach, te nasze sprawy, tak na prawdę się znajdują. Nie zwalnia nas to z obowiązku stawiania pytań, zarówno o dziś, jak i o wczoraj, a przede wszystkim o jutro. Należy pytać i żądać odpowiedzi, a w przypadku ich braku, być przygotowanym na najczarniejsze scenariusze. We własnym dobrze pojętym interesie, tych polityków, którzy zamiast odpowiedzi na podstawowe pytania wydalają z siebie jedynie szyderstwa o spiskowej teorii dziejów, od spraw publicznych odsuwać należy natychmiast.  Nie da się ułożyć żadnej spiskowej teorii, jeżeli nie ma pytań, które pozostały bez odpowiedzi. Za tym szyderstwem,  zawsze kryją się ludzie o nieczystych sumieniach.  Pozostali nie muszą się nigdzie chować, przynajmniej do czasu.


Jestem nieco zakłopotany, bo moim zamiarem nie było broń Boże zatrzymywanie czytelnika u siebie, lecz skierowanie jego uwagi na tekst pana Kamiuszka, a tymczasem,  rozgadałem się zbytnio i jest mi z tego powodu trochę niezręcznie, bo zapewne nie tak powinno wyglądać standardowe podbicie tekstu. Kończę więc  definitywnie i czym prędzej, zanim znowu coś nowego sobie przypomnę, zapraszając wszystkich, koniecznie,  na stronę pana Kamiuszka.

 
 

DeDeeN
O mnie DeDeeN

Przezorny. Nigdy nie spadnę, bo nigdzie nie włażę.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura