“Może tu do nas przyjechać, ale nie gwarantujemy mu bezpieczeństwa” – napisał o mnie w mailu do mojego palestyńskiego znajomego Ashrafa El D., pośredniczącego między mną a ludźmi na Zachodnim Brzegu, dr Munther D. z największego palestyńskiego uniwersytetu na Zachodnim Brzegu, Al Quds (to po arabsku tyle co Świętość albo Jerozolima). I dodał: „Spotkam się z nim – jeśli będę jeszcze żył”.
Z doktorem D., dziekanem wydziału humanistycznego na Al. Quds, rozmawiam w Abu Dis na Zachodnim Brzegu, niedaleko Ramallah. Dla niego, perspektywa rozwiązania polegająca na współistnieniu 2 państw wydaje się coraz mniej realna. Spόjrz za okno– mόwi – widaćstąd najbliższe osiedla izraelskie, liczą one w tej okolicy 200 tysięcy osadnikόw. W sumie na Zachodnim Brzegu jest ponad pόł miliona żydowskich osadnikόw. Netanyahu mόwi o prawie tych osad do „naturalnego wzrostu”. To zabija jakąkolwiek szansę rozwiązania „dwu-państwowego”. Zgadzamy się– dodaje – naoddanie Żydom 78 procent historycznej Palestyny. Godzimy się na zatrzymanie tylko 22 procent. To jest przecież w ich interesie. Ale oni tego nie widzą.
*
Potem rozmowa z Imadem Abu K. Swojego czasu był zastępcą sekretarza generalnego akcji „Głos Ludu”: zebrali ponad ćwierć miliona podpisόw Palestyńczykόw pod petycją do przywόdcόw palestyńskich i izraelskich o pokόj, na podstawie zasady współistnienia dwόch państw. Jemu też perspektywy „rozwiązania dwu-państwowego” („Two-states solution”) wydają mu się mniej realne niż kiedykolwiek. Uważa, że Izrael chce utrzymać dzisiejszą kontrolę nad terytoriami okupowanymi, bo jest to w jego interesie ekonomicznym. Czy wiesz– pyta –że rocznie kupujemy w Izraelu żywność za 4 miliardy dolarow, bo nie mamy prawa niczego importować z zagranicy, bez zgody Izraela?
*
Gdziekolwiek jedzie się po Zachodnim Brzegu, natrafia się na paskudny, betonowy mur. (Mur jest też w Jerozolimie, a od strony jerozolimskiej jest całkiem ładny, wykuty jak z marmuru. „Nawet mur po swojej stronie zrobili ładny a po naszej – paskudny, bloki cementowe” – kwaśno zauważa mόj arabski kierowca). Mur na wzgórzach i poletkach wije się jak wąż. „To dlatego, by oddzielić mieszkańcόw od ich ziemi i wody” – tłumaczy mi mόj palestyński rozmόwca. „Nie, to nie jest kwestia bezpieczeństwa. To kwestia dostępu do wody, do ziemi i do zasobόw naturalnych” – mόwił mi wcześniej Imad Abu K.
I dodaje: opowiem ci małą historię o wiosce Jaioure, na północy. Tam mur tak został wytyczony, że 75 procent terenu wioski znalazła się na zewnątrz muru – po stronie osadnikόw izraelskich – a wiosce zostało tylko 25 procent. I wiesz co? Te 25 procent to domy i ulice. A 75 procent to ziemia uprawna. By do niej się dostać, mieszkańcy Jaioure muszą prosić o przepustki, a wydaje się je tylko starcom.
*
„Mają wszystko – naszą ziemię, wodę i nawet powietrze, bo na fale radiowe też trzeba mieć pozwolenie od Izraela. A potem mόwią, że nie są to terytoria okupowane. Jak nie są okupowane, skoro w każdej chwili mogą wtargnąć do każdego miasta, wioski i domu? I to stale robią” – mόwi mi Imad Abu K. To odpowiedź na moją sugestię, że „po Oslo”, Zachodni Brzeg i Gaza to już nie są terytoria okupowane. „Jak to nie są okupowane? Przecież Izrael w każdej chwili może tu zrobić, co chce. Oficjalna Władza Palestyńska to nie jest żadna władza. To Władza bez władzy.”
*
Poczucie wydziedziczenia, dyskryminacji, przemocy i wyzysku jest dojmujące i wszechobecne. Nie tylko na terytoriach okupowanych, gdzie rόżbnice między traktowanie osadnikόw i ludności arabskiej są tak szokujące, że porównanie z apartheidem wcale nie jest przesadne. Ale także w samej Jerozolimie, gdzie rόżnice w infrastrukturze między wschodnią (arabską) a zachodnią częścią miasta są trochę jak między Berlinem Wschodnim a Zachodnim w czasie komuny. Jak mi tłumaczy palestyński profesor politologii, mieszkający w Jerozolimie– ludność palestyńska Jerozolimy przynosi do budżetu miasta ponad 30 procent przychodow, a dostaje niecałe 2,5 procent procent w postaci wydatkόw miejskich).
Mόj rozmόwca nie ubiegał się nigdy o obywatelstwo Izraela, bo – jak mi tłumaczy – (1) nie chce przysięgać na lojalność wobec „państwa żydowskiego”, jak oficjalnie przedstawia się Izrael, (2) nie zna dostatecznie hebrajskiego, (3) nie byłby w stanie jechać do okupowanej Palestyny, czyli na Zachodni Brzeg - bo obywatelom Izraela ich państwo zakazuje tam jechać. Dlatego ja mogę dostać się do Ramallah, ale mόj izraelski znajomy – już nie, jeśli nie chce iść do mamra po powrocie do ojczyzny.
*
W Ramallah (kurz, brzydota chaotycznego współczesnego miasta, ale nie ma jakiejś szokującej biedy) rozmawiam z założycielem i przywódcą nowej, umiarkowanej partii „Wasatia” (co oznacza Środek). „Pierwsza rzecz, jaką zrobimy po dojściu do władzy, to będzie jednostronna deklaracja państwowości palestyńskiej. W ten sposób zrobimy to samo, co Izrael zrobił 1948 roku” - mόwi mi Muhammad Al Dajani. Gdy pytam, dlaczego inni przywódcy palestyńscy na to nie wpadli, odpowiada: „Bo nie mamy prawdziwych przywόdcόw. Abu Maazen jest bardzo słaby”. A co to rozwiąże? – pytam. "Przynajmniej jedną połowę problemu palestyńskiego, jakim jest kwestia tożsamości politycznej. Mając państwo, wzmocnimy tożsamość palestyńską. Będziemy państwem z ludnością i granicami, choć z okupowanym terytorium”.