No i co tam w ukochanym Salonie24? (A co u mnie, zapytają Państwo? No może nie wszyscy zapytają, ale przynajmniej dwoje lub troje). U mnie jak w starym dowcipie, kończącym się słowami: „Dziękuję, wszyscy zdrowi”). A w Salonie, odpowiadam sam sobie, jak zawsze – często ciekawie, czasem straszno, czasem śmieszno. Dwie panie dziennikarki zaprzysięgły sobie wzajemnie, ale tak na słowo honoru i na całe życie, że już nigdy przenigdy nie powiedzą nic krytycznego o Jarosławie Kaczyńskim. Ślubowanie to spotkało się z dużym zrozumieniem publiczności. Wybitny publicysta prawicowy ogłosił, że czuje się „demotywowany” z powodu ciężkich dni, jakie przyszły na Kraj – ale nie zadeklarował warunków, w jakich może nastąpić aktywizacja re-motywacji. Równie wybitny europoseł ogłosił, że stracił zaufanie do lidera partii, która katapultowała go była do Brukseli; już w następnym wpisie fruwający politolog zagroził wszelako partii rządzącej, by przypadkiem nie próbowała umizgiwać się do niego. (Czy jest jakieś ładne polskie słowo na „narcyzm”?)
I oto w tym wszystkim, w tych swarach potępieńczych, z uszami pełnymi „stuku, przeklęstw i kłamstwa”, łatwo zagubić to, co naprawdę ważne. A naprawdę ważne, Szanowni Państwo, jest to, co ogłosił Igor, włączając Salon 24 do akcji Solidarni. Pełna informacja tu:
http://lubczasopismo.salon24.pl/czerwono-zieloni/post/223121,badzmy-solidarni-salon24-w-holdzie-solidarnosci
Nie ma rzeczy ważniejszej niż to, by młodzi Polacy, bez własnej winy wykluczeni z rywalizacji o szanse oświatowe i zawodowe (albo choćby w tej rywalizacji upośledzeni), otrzymali bilet do tego pociągu. Winniśmy jesteśmy to im wszyscy, a zwłaszcza ci, którym jako-tako się udało. Nie przechwalajmy się, że zawdzięczamy to wyłącznie własnej pracy, talentom i zdolnościom. I nie oszukujmy się, że ci, którzy przez brak pieniędzy, dostępności dobrej szkoły lub skutecznego wsparcia rodzicielskiego odpadli w przedbiegach, są sobie sami winni.
Nie spisujmy też ich na straty narzekaniem na zły system podatkowy (NB, jakoś wielu spośród tych, którzy krytykowali tę akcję, narzekają też na zbyt wysokie podatki: a więc ani jako podatnicy ani jako donatorzy w akcji charytatywnej nie ruszą palcem), nieefektywną administrację, marny system szkolnictwa… To wszystko pewno prawda, ale jakby irrelewantna – bo w międzyczasie tysiące młodych ludzi cierpią edukacyjne upośledzenie. Brak reformy państwa nie może być alibi dla nicnierobienia na małą, ludzką skalę. Zresztą żadna z głównych partii, ani ta mająca w tytule obywatelstwo, ani ta ze sprawiedliwością, nie ma przekonywujących pomysłów, przynajmniej na dziś-jutro (bo, na długą metę, to wszyscy i tak umrzemy, jak twierdził John Maynard Keynes – i chyba jak zawsze miał rację), jak realnie zrównać szanse oświatowe.
Dariusz Karłowicz, inicjator i mózg tej akcji, to wspaniały człowiek, o wielkim umyśle i niezwykłej uczciwości. Pewno, gdybyśmy akurat jednocześnie byli wybrani do Sejmu, nie siedzielibyśmy w ławach obok siebie. We wspólnych dyskusjach, w którym uczestniczyłem ja i pan Dariusz, rzadko zgadzaliśmy się co do czegokolwiek, a i ostrych spięć nie brakowało. Ale to akurat tu nie ma żadnego znaczenia. Chciałbym nawet – może w zadufaniu – sądzić, że właśnie dlatego, że nie jest on moim ideowym kamratem, moje wezwanie do wsparcia jego akcji brzmi wiarygodnie.
Zachęcam wszystkich, do solidarności – z małej litery ale z dużym sercem.