Wojciech Sadurski Wojciech Sadurski
4400
BLOG

Nienormalne, bardzo wygodne status quo

Wojciech Sadurski Wojciech Sadurski Polityka Obserwuj notkę 46

Bardzo fajny kraj; naprawdę znakomity. Zamożny – ale bez ostentacyjnego super-bogactwa i z pewnością bez zauważalnej nędzy. Doskonale urządzony, ze świetnym transportem publicznym, czystą stolicą, niewielkim zanieczyszczeniem atmosfery. Bardzo solidna opieka socjalna w połączeniu z rozsądnie uregulowanym kapitalizmem, opartym na wielowiekowej etyce pracy i odpowiedzialności. Znakomity uniwersytet, jakości jeśli nie światowej, to na pewno kontynentalnej. Świetne jedzenie, doskonałe muzea, tanie taksówki (te rekomendacje – na użytek apolitycznych turystów). Pełna demokracja, osiągnięta stosunkowo niedawno, w drodze stopniowych, ewolucyjnych reform konstytucyjnych. W miarę czysta polityka, z poprzednim prezydentem w więzieniu za korupcję, która w wielu innych państwach przeszłaby niezauważona. Niezależne, odważne sądy, łącznie z doskonale funkcjonującym sadem konstytucyjnym. (Brak im co prawda RPO, więc może i tu się zgłoszę). Mają właściwie wszystko (łącznie z najwyższym - do niedawna – budynkiem na świecie, pod mało atrakcyjną nazwą „101”). Wszystko poza jednym drobiazgiem – suwerennością.

Nie, nie jest to państwo okupowane, skolonializowane, nawet nie kondominium (na wzór kondominium niemiecko-rosyjskiego, jakie podobno zalega w centrum Europy). Po prostu olbrzymi sąsiad uważa się za prawowitego suwerena, którego władza obejmuje także tę wyspę. A i formalnie to małe wyspiarskie państewko też uważa się za suwerena nad ponad-miliardowym sąsiadem. I tak impas między ChRL a Republiką Chin (Tajwanem) trwa od lat.

Parę tygodni temu, w Pekinie dowiedziałem się z tzw. „kręgów zbliżonych”, że obecnym władcom w Pekinie absolutnie nie zależy na konflikcie w sprawie Tajwanu – ale wiele zależy od postępowania właz w Taipei, które nie powinny prowokować Pekinu mówieniem o „niezależności”, bo to jest dla Pekinu „casus belli”. To samo, choć w zwierciadlanym odbiciu, usłyszałem teraz w Taipei: obecny prezydent Ma Ying-jeou, w odróżnieniu od poprzednika Chen Shui-biana, zainteresowany jest podtrzymaniem status quo: dla formalności podtrzymuje fikcję, że suwerenność RoC (Republic of China, czyli Tajwan) rozciąga się na „Chiny kontynentalne”, ale robi to cicho i w sposób czysto formalny (mówiąc, gdy trzeba, że tak powiada tutejsza konstytucja, co jest zresztą prawdą).

Obie strony podtrzymują więc - wbrew oczywistym realiom - fikcję tak zwanych „jednych Chin”, tyle że odmiennie lokują piastuna suwerenności owych rzekomo jednych i niepodzielnych Chin. Mowa o niezależności Tajwanu jest anatemą zarówno w Pekinie jak i (choć w mniejszym stopniu) w Tajwanie. Rozciągnięcie na Tajwan statusu Hong Kongu, czyli przyjęcie teorii „Jedno panstwo – trzy systemy” jest tu – co zrozumiałe – traktowane jako wizja katastrofy. W ogóle, o Chińczykach „z lądu” (Mainland Chinese) moi rozmówcy wypowiadają się z (uzasadnionym chyba) poczuciem wyższości: tamtejsi Chińczycy są brudniejsi, bardziej hałaśliwi, aroganccy (tak tu usłyszałem). No i przede wszystkim – nie mają wolności. To stwierdzenie na temat ChRL pada tu w każdej rozmowie – ale nie tyle jako potępienie ile jak beznamiętny opis. „Oni nie mają wolności” – po prostu, tak jak Holendrzy nie mają gór.

W samym Tajwanie – który jest państwem w pełni demokratycznym, a zatem pluralistycznym – mamy pełne spektrum opinii, od zwolenników re-unifikacji (choć jest ich, jak mi mówiono, zaledwie ok. 10 procent – co i tak jest zaskakująco dużo, biorąc pod uwagę irracjonalność takiego rozwiązania dla mieszkańców Tajwanu), poprzez niepodległościowców, aż po wyznawców teorii, że USA prawnie jest okupantem Tajwanu, więc Stany powinny potraktować poważnie swą rolę. Grupa wyznawców tej teorii (pod nazwą „Stowarzyszenie Strategii Prawnej Narodu Formozy” złożyła zresztą pozew w sądzie okręgowym w Waszyngtonie (następnie oddalony) wywodząc, że Stany są prawnym sukcesorem okupanta, jakim była Japonia, a zatem powinny albo rozciągnąć okupacyjną władzę nad Tajwanem, albo przyznać wyspie status pięćdziesiątego pierwszego stanu.

To polityczno-prawny folklor. Wszyscy moi rozmówcy przyznają, że obu stronom – Chinom i Tajwanowi – odpowiada obecna nienormalna prowizorka. Chinom – bo mają dostęp do tajwańskiego know-how, już prawie nieograniczone kontakty ekonomiczne, ludzkie, naukowe itp. z wyspą – plus „zachowują twarz”, że nie oddali ani piędzi chińskiej ziemi. I Tajwanowi – bo ma właściwie wszystko: spokój, bezpieczeństwo, demokraci, wolności, zamożność – i nieograniczony dostęp do potężnego rynku chińskiego. Wizy dostają nie w konsulatach, ale w „przedstawicielstwach ekonomiczno-kulturalnych” innych państw, w tym UE – co za różnica?

Czego więc im brakuje? Acha, żebym nie zapomniał - suwerenności.

 

Moje najlepsze wpisy: 1. Rękopis znaleziony w Kabanossie: "Obraz Salonu: sercem gryzę" 2. Trochę plotkarska opowieść o pewnej Damie (taka jak z Vivy lub T 3. Pawłowi Paliwodzie do sztambucha 4. Opowieść nowojorska 5. Sen 6. Książę, Machiavelli i pistolecik 7. Szatani, Biesy i Inni Demoni Pana Premiera 8. Prolegomenon do blogologii (Wykład Jubileuszowy) 9. Wyznania Salonowca 10. Salon Poprawnych 11. Szanowny Panie Rekontra (czyli druga spowiedź solenna, szczera, 12. Rok Niechęci Do Ludzi (mowa jubileuszowa) 13. Manifest tolerała 14. Spowiedź szczera, solenna, sobotnia 15. Anty-anty-polityka 16. Czynaście 17. Prawo i lewo naturalne 18. Król Maciuś I o Unii Europejskiej 19. O kulturze dyskusji 20. Moje obsesje

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka