Rozmawiałem z Nią jakieś piętnaście lat temu. Po wewnętrznej stronie muru, odgradzającego jej willę od ruchliwej Alei Uniwersyteckiej, siedziało 3-4 znudzonych żołnierzy, zresztą dość przyjaznych, bo okropnie znudzonych, gdyż nie widzieli nowej twarzy od miesięcy. Pokazałem im dokumenty, powiedziałem (zresztą kłamliwie), w jakim hotelu w Rangunie mieszkam, po czym wskazali mi ręką wejście do willi.
Godzinną rozmowę z Aung San Suu Kyi (uwaga: ostatni człon nazwiska wymawia się „Czi”) potem opublikowałem w Rzeczpospolitej, przeszła raczej bez echa, bo któż by wtedy w Polsce przejmował się daleką Birmą (czyli Myanmar), zresztą nie dziwota. Do dziś pamiętam zmęczony urok tej niezwyklej kobiety, która mówiła mi z niezwykłym spokojem i polityczną rozwagą o swych prześladowcach, którzy pozbawili ją owoców zwycięstwa wyborczego i na lata posadzili w areszcie domowym (potem zresztą – bez prawa wizyt; w rok potem nie udało mi się do Niej dostać). Mówiła mi bez cienia złości, chęci zemsty i taniego radykalizmu. Ale nie chciała wezwać Zachodu do odstąpienia od sankcji: najpierw, mówiła, musi dojść do rozmów między władzą wojskową a opozycją.
I oto dziś, na pierwszej stronie tajskich gazet, tu w Bangkoku, zaledwie 45 minut lotu od Rangunu, widzę tę samą piękną, spokojną, uśmiechniętą kobietę, otoczoną tłumem radosnych mieszkańców jej miasta, przemawiającą na pierwszym zaimprowizowanym wiecu po poluzowaniu warunków jej aresztu domowego. I mówi to samo: przede wszystkim – wolność słowa. A zapytana o to, jaki komunikat chciałaby przekazać Naczelnemu Wodzowi Generałowi Than Shwe, odpowiada: „Spotkajmy się i porozmawiajmy”.
Aung San przetrwała całą kawalkadę zbrojnych w ordery zupaków, którzy starali się ją zmarginalizować, wyrzucić z kraju, zamknąć, oszkalować, pozbawić praw wyborczych i jakichkolwiek innych praw. Nie widziała swego męża jak umierał w 1999 w Wielkiej Brytanii, bo wiedziała, że by jej nie wpuścili z powrotem do Birmy. Kuszono ją pięknie i brzydko, nękano i osaczano, grożono i wyśmiewano. Przeczekała wszystko, spokojnie widząc jak Jej życie powoli dopełnia się w samotni przy Alei Uniwersyteckiej, bez żadnych gwarancji – ba, bez dużego prawdopodobieństwa – że coś się zmieni w groteskowym więzieniu, jakim dziś jest Birma. Wpisuje się w ten wspaniały ciąg niezwykłych ludzi, silnych swą determinacją i spokojnym przekonaniem o racji wolności i demokracji, jak Sacharow, Michnik, Havel, Mandela, Liu Xiaobo, Dalai Lama, Guillermo Farinas… Część z nich doczekała rezultatów swej walki i swego poświęcenia, ale ostatni trzej na tej liście – jeszcze nie. Jak będzie w Birmie?