Rzadko włączam się moimi notkami w tzw. "bieżączkę polityczną" bo, po pierwsze, bliższe mi jest myślenie bardziej "systemowe" czy długofalowe, a po drugie - często już nie nadążam za kolejnymi ruchami w tej codziennej grze politycznej, w której wydarzenia gonią wydarzenia, a aktorzy zamieniają się miejscami z godziny na godzinę. Śledząc jednak ten obłędny taniec wokół M.B dochodzę jednak do wniosku, że przyszedł krytyczny moment dla rządzącej koalicji, który jest - podobnie jak wiele krytycznych wydarzeń w 30-letniej historii III RP - "dziełem" służb specjalnych. Przy czym uważam, że tym razem - podobnie jak w innych przypadkach - to co się dzieje nie jest skutkiem tego, że "służby zawiodły" ale wręcz przeciwnie - że świadomie zadziałały...
Jaki jest sens działania tych służb w tym kryzysie?
Otóż, moim zdaniem, celem działania jakiegoś układu w tych służbach jest wyeliminowanie z gry politycznej koordynatora tych służb, Mariusza K., głównej "podpory" szefa rządzącej koalicji. Nie jestem w stanie określić jaki to jest układ, ważne jest jednak to, że był on w stanie "PODŁOŻYĆ ŚWINIĘ" liderom rządzącej koalicji, doprowadzając lub dopuszczając do powołania przez Sejm "trefnego" pana M.B. na stanowisko szefa NIK-u. Jest to jeden z najpoważniejszych błędów w polityce kadrowej PiS i ZP, którego wszystkie negatywne skutki trudno jest dzisiaj przewidzieć. Porównywalnie złe decyzje kadrowe zostały popełnione jedynie w latach 2005-2007, ale ówczesna koalicja rządząca była od początku skazana na przegraną, z wielu powodów, również kadrowych.
Mogę się mylić, ale sądzę, że afera związana z mianowaniem (powołaniem) M.B. jest skutkiem świadomej POLITYCZNEJ DYWERSJI. Jest pytanie: CZYJEJ?