wybor wybor
48
BLOG

To się musi udać

wybor wybor Polityka Obserwuj notkę 18

Żelazna konsekwencja, z jaką sztab wyborczy Bronisława Komorowskiego stara się wepchnąć pod prezydencki żyrandol kandydata PiS-u wydaje się jedynym uzasadnieniem dla kolejnych realizowanych przez tę ekipę pomysłów. Za majstersztyk można uznać całą sprawę pozwu w trybie wyborczym. Dzięki niemu Jarosław Kaczyński znów obsadzony został w swojej ulubionej i wielokrotnie sprawdzonej roli ofiary prześladowań i wrażych knowań. Biorąc pod uwagę powszechną opinię Polaków na temat sądów, wyrażoną nie tylko w filmie "Samo swoi", nie trzeba być geniuszem PR, żeby przewidzieć, po czyjej stronie znajdzie się sympatia sporej grupy rodaków. Tych niezdecydowanych. Miejmy nadzieję, że w celu uzyskania pewności co do wyniku drugiej tury nie trzeba będzie sięgać po metody w rodzaju pobicia przez nieznanych sprawców.

Sztab Kaczyńskiego też nie zasypia gruszek w popiele i oprócz umieszczenia twarzy bratanicy ich kandydata na okładkach czołowych magazynów dla pań, a łzawych opowieści o jej rewelacyjnych relacjach ze stryjem w środku, sięgnął po broń ostateczną, czyli zakochanego szefa PiS. Ponieważ akurat nie mieli pod ręką pewnej posłanki, która zniechęcona odgrywaniem roli wiecznej czapli z wiersza Jana Brzechwy "Żuraw i czapla" złamała karierę pewnemu księdzu i zasadniczo przestała istnieć w mediach, przygotowali do zaprzyjaźnionego brukowca rozdzierającą historię o tym, jak to Kaczyński płonął miłością, srogi ojciec wybranki był przeciw, w związku z powyższym kandydat wybrał na wieki samotność u boku mamy. Biorąc pod uwagę oryginalność fabuły można się spodziewać przed drugą turą rozwinięcia opowieści (pozdrowienia dla Eryka Mistewicza) w duchu najlepszych telenowel telewizji publicznej.

Taktyka oparta na schemacie "Żurawia i czapli" sztabowi Kaczyńskiego musi być szczególnie bliska, skoro niespodziewanie postanowił wystąpić z zaproszeniem Komorowskiego do debaty na temat służby zdrowia, na co w sposób nieunikniony musiał otrzymać odpowiedź "po przeprosinach", które jak wiadomo, jeśli kiedykolwiek ktokolwiek usłyszy, to na pewno nie przed najbliższą niedzielą, w czasie której wyborcy powinni udać się do urn.

Podejmując się realizacji trudnego zadania doprowadzenia do przegranej ekipa Komorowskiego nie gardzi niczyją pomocą. Z równym entuzjazmem, jak przyjęła wysiłki Janusza Palikota, zgodziła się na poparcie udzielone ich kandydatowi przez Włodzimierza Cimoszewicza, którego nie kto inny, jak przedstawiciele tego samego ugrupowania topili pięć lat temu w trakcie kampanii z wielką uciechą.

Zadziwiająca jest w tym wszystkim postawa Kaczyńskiego, który najprawdopodobniej z równą skutecznością, jak Pani Jadwiga w temacie nieobecności syna Lecha u Jej szpitalnego łóżka, jest wprowadzany w błąd i myśli, że po tych wyborach zostanie premierem, dzięki czemu będzie mógł dokończyć dzieła budowy IV RP. Gdyby było inaczej przecież by się nie dał tak wszystkim wmanewrowywać w obejmowanie stanowiska, które mu przyniesie same utrapienia?

O dziwo w trzecim spocie telewizyjnym Komorowskiego znalazło się jedno sensowne zdanie. Kandydat Platformy wrzucając z wyprzedzeniem jakieś papiery do urny ogłasza: "Warto się zastanowić, jakiego prezydenta potrzebują Polacy". Ma jegomość rację. Naprawdę warto.

wybor
O mnie wybor

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka