niktt niktt
829
BLOG

Cagliari na Sardynii

niktt niktt Podróże Obserwuj temat Obserwuj notkę 9

Siedzimy na plaży. Słońce grzeje jak zwykle. Grażynka ćwiczy pływanie w płetwach i bez płetw, a ja w ogóle nic nie robię. Jest fajnie!

Cały wczorajszy dzień błąkaliśmy się po Cagliari. To dziwne miasto. Niesłusznie uznawane za nieciekawe. Stare miasto posadowiono na dosyć stromym wzgórzu i otoczono średniowiecznymi murami, z krętymi i wąskimi uliczkami. Do jego wnętrza można dostać się tylko dwiema potężnymi bramami.

Elephant Thore czyli Bramą Słoniową, z miniaturowym kamiennym słonikiem przyczepionym do jej murów, oraz bramą Świętego Pankracego. Obie wykonane są z białego kamienia w stylu pizańskim, bardzo wysokie, od strony miasta pozbawione w ogóle murów. Dzięki temu widać całą ich drewnianą konstrukcję, po której wchodzono na poszczególne poziomy.

Wewnątrz starego miasta jest wiele pałaców, pokaźny zamek, no i oczywiście katedra. Wszystko częściowo odrestaurowane, oczywiście ze środków unijnych, a częściowo niestety jeszcze zaniedbane. Kiedy byliśmy tutaj 13 lat temu, to samo stare miasto wyglądało zupełnie inaczej - to była wtedy jedna wielka ruina.

Dziś jest to plac budowy czy raczej plac nieustannego remontu.

Łażąc po wąskich, zacienionych uliczkach starego miasta trafiliśmy w końcu do muzeum archeologicznego, co było zresztą od samego początku naszym zamierzeniem. Mają tu najbogatszy, a może jedyny na świecie, zbiór eksponatów cywilizacji nuragicznej i przednuragicznej.

Nuragi to czasy sprzed 1800 roku BC. Ale domus de Janus to daleko wcześniejsze czasy - około 4000 r. BC. W muzeum mają np. figurkę Wenus i naczynie z 6000 r. BC! Takie to wszystko stare!

Powiedzmy sobie szczerze - 8000 lat to jest naprawdę coś!!!

Łaziliśmy po muzeum nieco zagubieni - bo pomimo, że samo muzeum jest nowoczesne, to pomieszano w nim okresy - przednuragiczny, nuragiczny, grecki, fenicki i punicki, rzymski oraz wieki średnie.

Co do pozostałych eksponatów to bez rewelacji - ale sprawy stricte nuragiczne to rewelacja absolutna. Dziesiątki figurek z brązu, maleńkich i nieco większych, brązowe miecze i współczesne schematy nurag i wreszcie modele nurag zrobione przez samych budowniczych jeszcze przed ich wybudowaniem!

No, niesamowite!!!

Przechodziliśmy oniemiali z sali do sali - światła zapalały się, to znów gasły. Milczeliśmy! Napisy były niestety tylko po włosku. Angielski jest na Sardynii w użyciu jedynie śladowo. Wyszliśmy zafascynowani, lecz niewiele mądrzejsi w sprawach nurag, aniżeli przed wejściem.

Może o tych nuragach, czy to po włosku, czy po angielsku w ogóle niewiele można powiedzieć - bo niewiele wiadomo. W sumie jest więc to w gruncie rzeczy bez znaczenia, że z tych muzealnych napisów niczego nie zrozumieliśmy.

Po opuszczeniu klimatyzowanych sal gasiliśmy pragnienie maleńkim cappuccino. I dalej przed siebie!

Łapczywie chwytaliśmy atmosferę tego dziwnego miasta. Tu zjedliśmy jakiegoś hamburgera i wypiliśmy jeszcze jedną kawę, tam zrobiliśmy kilka zdjęć, coś napisaliśmy i wysłaliśmy wreszcie zaległe kartki pocztowe.

Na Sardynii jest kompletne szaleństwo z zakupem głupich znaczków pocztowych. Można je kupić tylko i wyłącznie na poczcie. A poczta na Sardynii to istny bastion. Jest lepiej chroniona niż niejeden bank. Wchodzi się do takiej poczty poprzez kilka śluz, pokonując po kolei, pod czujnym okiem uzbrojonych strażników, kilkoro pancernych drzwi. A kolejki są nawet większe niż w bankach. Zakupienie znaczka pocztowego na Sardyni stanowi zatem bardzo poważne przedsięwzięcie.

niktt
O mnie niktt

mam wątpliwości

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości