Zamki na Piasku Zamki na Piasku
391
BLOG

Kto zabroni biednemu bogato żyć?

Zamki na Piasku Zamki na Piasku Polityka Obserwuj notkę 19

Mój kolega, którego cechuje posiadanie cynicznego dystansu do świata zwykł mawiać wtenczas, gdy rozmowa schodziła na tych, którzy np. wzięli kredyt na który nie było ich stać, stracili na akcjach, gdyż kompletnie nie znali się na inwestowaniu lub też kupili coś, czego utrzymanie kosztuje więcej niż ich możliwości finansowe: "A kto zabroni biednemu bogato żyć...?" lub też "Gorączka złota jest tylko dla frajerów..."

Stąd też już nie za bardzo mi chce się pisać o tym, że polski rząd zamierza przeznaczyć na pomoc Ukrainie 10-20% rocznego budżetu (różne są szacunki). Tu już miliard więcej lub mniej jest li tylko statystyką. Dokładnie tak jak w powiedzeniu anonimowego francuskiego dyplomaty, które zapisał dziennikarz Kurt Tucholsky - "Śmierć jednej osoby to katastrofa, śmierć stu tysięcy to statystyka." Ta statystyka w ostatecznym rozrachunku będzie robić ogromną i prawdziwą różnicę, bo któryś miliard to będzie o właśnie miliard za dużo. 

 Z tej racji, że nie wiadomo jeszcze, tu i teraz, czy już jesteśmy o miliard za daleko czy jeszcze mamy kilka kroków do przepaści to pisanie o tym, że polski podatnik wydał miliard lub więcej na modernizację 240 sowieckich czołgów przekazanych Ukrainie byłoby esencją niegrzeczności godną jedynie ruskiej onucy.

To, co mnie zainteresowało to oburzenie PAD na Niemców, którzy obiecali w zamian za rosyjskie czołgi dać Leopardy 2. 

W kwietniu tego roku premier M. Morawiecki powiedział: "My rzeczywiście przekazaliśmy bardzo dużą pomoc w postaci nawet naszych czołgów, ale potrzebujemy – i o tym rozmawiałem z panem kanclerzem (Niemiec) – czołgów, które by weszły na stan posiadania naszej armii w to miejsce, z którego my przekazaliśmy czołgi dla Ukrainy. To są tego typu konkretne rozmowy."

Teraz poznajemy skutki tych konkretnych rozmów z których de facto nic nie wynika.

Komentuje Prezydent Andrzej Duda: "Była taka deklaracja ze strony niemieckiej, ale na razie nie została ona dotrzymana. To nie jest fajna sytuacja."

Jak tu się nie zgodzić z oburzeniem naszej głowy państwa. Ale z drugiej strony... Ot, w sumie panowie, polski premier i niemiecki kanclerz, pogadali sobie, ale żadnej umowy nie podpisano i żadnych konkretów nie ustalono. Jest zatem tak jak bywało już wcześniej - zły Niemiec nas oszukał. Naturalnie, wypada koniecznie, także i mnie, potępić taką mało dżentelmeńską postawę naszego zachodniego sąsiada, ale to, że głupi Polak dał się oszukać to już nie wypada się przyznać. Bo to rzeczywiście nie jest fajne. Głupota w końcu robi zawrotną karierę - tym większą, im bardziej się ją usprawiedliwia. W prowadzeniu polityki zagranicznej obecny rząd to już nie słoń a słonisko w składzie porcelany.  To wygląda dobrze już tylko w TVP - złotousty miód propagandy leje się obficie do uszu złaknionych jej odbiorców. Co i rusz sukces a w zasadzie nieustające pasmo sukcesów. Jeszcze jeden sukces i będziemy zwyciężeni - bo, smutna to konstatacja, Polakom nikt do klęski nie jest potrzebny - sami, dobrowolnie i własnoręcznie sprowadzimy ją na siebie.

Fatum? Chyba nie.

To zaś, że z głupoty czerpią szerokim gestem inni nie miejmy o to pretensji. Sami byśmy tak robili, gdybyśmy umieli. A tak cóż - można i tyle pozostaje: wzburzyć się moralnie nad małostkową interesownością wyzyskiwaczy okazji. My, w ogóle, mamy historyczną wręcz skłonność do marnowania okazji - dla mnie takim wybitnym przykładem są Prusy w czasach Rzeczpospolitej Obojga Narodów: były możliwości, aby albo przyłączyć Prusy do ziem polskich lub też przynajmniej zajść drogę Hohenzollernom z Brandenburgii do panowania nad tymi ziemiami. A, koniec końców, jest tak jak w meczu piłki nożnej - niewykorzystane sytuacje się mszczą...

Ale...

Wracając do clou: najbardziej interesującą rzecz na temat tych nieszczęsnych czołgów powiedział Prezydent RP - zacytuję in extenso - "Kiedy decydowaliśmy, że damy Ukrainie czołgi, kierowaliśmy się interesem Polski, żeby Ukraina miała czym zatrzymać nawałę rosyjską. Nie zastanawialiśmy się, czy ktoś nam czołgi da, czy nie, tylko nad tym, że tymi czołgami Ukraińcy będą zatrzymywali Rosjan. I to była dla nas kwestia fundamentalna." (...) Ale powtórzę – myśmy nie dali Ukrainie czołgów dlatego, że ktoś nam obiecywał czołgi. Nie. Myśmy dali Ukrainie czołgi, bo uważaliśmy, że jest jej potrzebne wsparcie. Zdecydowaliśmy o tym, nie pytając, czy ktoś da nam w zmian cokolwiek, czy nie."

Jacy to rozkoszni, prostolinijni amatorzy a przy tym jacy szczerzy: nie zastanawiali się nad tym ani też nie pytali co dostaną w zamian - na pewno nie pytali o to Ukrainy (o to wstydziłbym się nawet podejrzewać polski rząd - to w końcu nie USA i nie lend-lease w połączeniu z reverse lend-lease a zwykła takich sprawach przyjacielska darowizna i przysługa. Ukraina zapłaci nam w wyrazach wdzięczności.). 

Ale kto biednemu zabroni bogato żyć:)?

Sprawa zatem jest jasna a jakby i wzięta z komedii Barei. Po prostu odezwała się stara, dobra tradycja lotnicza. Ekstradycja w wersji PIS: jak my oddamy Ukrainie T-72 to Niemcy muszą nam oddać swoje najnowsze Leopardy. No muszą:) i już. Już ani się śmiać ani płakać w tym teatrze absurdu i groteski. Jestem w stanie zadumać się nad argumentem pt. pomaganie Ukrainie jest polską racją stanu, ale czy od razu trzeba dbać o nią głupio i pomagać sobie szkodząc? 

Fatum? Nie sądzę. 

Inna, całkiem interesująca sprawą, jest nieznośna jednowymiarowość polskiej strategii, która w uproszczeniu brzmi tak - Ukraina wygra starcie z Rosją i zostanie naszym najlepszym sojusznikiem. A jakby jednak nie wygrała lub też wygrała, ale Polska wcale nie zajmie tej pozycji, która wydaje jej się należna? Kto by się nad tym zastanawiał? I po co? 

Kończę. 

W kwietniu Jarosław Kaczyński powiedział, w kontekście pomocy dla uchodźców z Ukrainy, że Polska jest wystraczająco zamożnym krajem, aby pomagać samodzielnie, bez unijnych środków. Stąd też nasz prezydent Andrzej Duda może pozwolić sobie na nabycie bardzo cennego znaczka za parę miliardów złotych. 

W końcu kto zabroni bogatemu zbiednieć? 

PS. A mógł choć przywieźć "Modlitwę na stepie" Józefa Brandta, bo do tej pory Ukraina nie kwapiła się odpowiadać na wnioski o zwrot polskich dzieł...

Ale, w sumie czepiam się.

Racja.

Znaczek z z Romanem Hrybowem z Wyspy Węży wystarczy.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka