Kiedy słychać wieszczenie o końcu kapitalizmu, zdjęcia łapiących się za głowy maklerów z NYSE, prezydenta chcącego zwołać radę gabinetową, by dowiedzieć się co Tusk ma zamiar zrobić z krachem na światowych giełdach, kiedy Irlandia de facto znacjonalizowała swoje banki, a Grecja i Niemcy zrobiły to samo, gdy złotówka leci na łeb na szyję, pomimo nieskończonej perspektywy jej umacniania, a moskiewska giełda jest codziennie zamykana zaraz po otwarciu, bo wszyscy chcą tylko sprzedawać, gdy dziennikarze pytają się polityków o sytuację na giełdach (gadał niemy do głuchego), a ropa naftowa już poniżej 90$, choć radziecki Gazprom wieszczył ceny po 250$, gdy banki nie mają pieniędzy by sobie nawzajem pożyczać, a FED drukuje puste dolary i wciska nam coraz mniej wartościowe obligacje by pokryć to drukowanie, gdy trwa(ł) kryzys żywnościowy, a rolnicy protestują bo pszenica w skupie zbyt tania, gdy McCain i Obama ględzą jak potłuczeni o gospodarce, jakby wiedzieli o czym mówią, gdy jedni nawołują do większej regulacji państwa, a drudzy o powrocie socjalizmu, wreszcie gdy inwestorzy/spekulanci pytają się,
czy ten koniec świata, to już teraz...
...spokojnie spoglądam za okno, a tam widać pierwsze oznaki złotej jesieni.