Paweł Łęski Paweł Łęski
120
BLOG

23 stycznia u bram Gliwic

Paweł Łęski Paweł Łęski Kultura Obserwuj notkę 1


23 stycznia 1945 roku sowiecki 31 korpus pancerny razem ze 118 korpusem piechoty zajęły Pyskowice i Łabędy, stając tym samym u bram Gliwic. Było to wynikiem rozpoczętej 12 stycznia 1945 roku ofensywy znad Wisły I Frontu Ukraińskiego. W ostatniej chwili, gdy Armia Czerwona zmierzała już w stronę Górnego Śląska, podjęto decyzję o ewakuacji mieszkańców. Początkowo miała ona jednak charakter dobrowolny i objęła przede wszystkim urzędników i funkcjonariuszy nazistowskich, obawiających się odwetu ze strony czerwonoarmistów i Polaków. Do większych walk w Gliwicach nie doszło. Nieliczne oddziały niemieckie stawiały tylko opór w rejonie Starówki i portu na Kanale Gliwickim. Dwa dni później całe Gliwice, jako pierwszy duży ośrodek Górnego Śląska, znajdowały się już w rękach Armii Czerwonej. „Dzień, w którym nie zabiłeś przynajmniej jednego Niemca jest dniem straconym” – pisał Ilja Erenburg na łamach „Czerwonej Gwiazdy”. W Miechowicach wkraczający żołnierze zamordowali 380 osób, w tym kobiety i dzieci, w Gliwicach 800, w Boguszycach 350. 

Mówi jeden ze świadków – „ Nie zapomnę do końca życia jak pierwszy Rusek wjechał na plac na koniu. Potem wszedł do mieszkania i do ojca mówi: „Czasy”… i ojciec nie wiedział co to jest, bo myśmy nie wiedzieli co to jest, bo ruskiego nikt nie znał. To mu na rękę pokazał. Ojciec dał jeden, to on mówi: „Mało”. Drugi mu przyniósł: „Mało”. To lokatorka poleciała po trzeci. I pojechał. I przyszedł następny i znów chciał czasy a już ich nie było…” Tak we wspomnieniach opisuje czerwonoarmistów Wolfgang Bittner: „Wygląd mieli azjatycki, pistolety maszynowe z okrągłymi bębenkami i dziwnie przełamanymi lufami. Jeden z żołnierzy miał na swoim mundurze futro z norek, inny miał na całej ręce pełno zegarków, zegarek koło zegarka – wydało mi się to śmieszne. (…) Niektóre z okolicznych mieszkań zostały zajęte przez Rosjan. Szaleli straszliwie, stale prześladowali kobiety, załatwiali swoje potrzeby do garnków, włosy myli w muszli klozetowej.”


Tuż za linią frontu posuwały się oddziały NKWD, które w ramach oczyszczania tyłów zajmowały się aresztowaniem osób uznanych za wrogi element. Na obszarach pogranicza można było aresztować każdego. Jednak większość wywiezionych na Wschód to jednak nie aresztowani na początku, tylko ci później, internowani bez żadnego powodu. Ci którzy potrzebni byli do pracy w Kraju Rad. Za chwilę pojawiły się „trofiejne komanda”, specjalne oddziały demontujące zakłady przemysłowe. Wywoziły na wschód elektrownie, młyny, tory kolejowe, stacje telefoniczne, surowce, półfabrykaty, bydło. Ten obszar był obszarem okupowanym, władza polska nie miała tam wstępu. Rozpoczął się proces demontażu, często do pnia. Były to bardzo istotne zakłady z Bytomia, Gliwic, Zabrza, ale także nowoczesne zakłady chemiczne z Blachowni, Cieszyna. 


Na obszarach nieprzemysłowych dokonywano łapanek na ulicach. Zatrzymanych kierowano do prowizorycznych punktów internowania a stamtąd do obozów zbiorczych w Łabędach, Oświęcimiu, Knurowie, Bytomiu, Mysłowicach, Katowicach i Zawierciu, gdzie po przesłuchaniach dokonywano selekcji wg zawodu i przydatności do pracy. Całe więzienie w Katowicach przy ulicy Mikołowskiej było w rękach NKWD. Ci którzy zostali zarejestrowani trafiali na Ukrainę, Syberię, do Kazachstanu, najdalej położone łagry były na Kamczatce. Umierali z głodu w pociągach, nie dojeżdżając na wyznaczone miejsce. Gdy dostawali się do łagrów, byli 24 godziny pod lufami karabinów. Baraki często bez okien, na pryczach po osiem osób bez sienników. Gorsze były ziemianki. Często nie prowadzono żadnej ewidencji zmarłych. Pracowali w kamieniołomach, przemyśle metalurgicznym, zbrojeniowym, budowlanym, drzewnym, naftowym kopalniach torfu, w rolnictwie, za litr wody, 500 gram chleba, przypominającego zbitą glinę, dziennie. Umierali z głodu, chorób. Trupy wywożono na taczkach.


Ofiarami stawały się także rodziny śląskich zesłańców. Musiały sobie radzić bez żadnego wsparcia finansowego. Dzieci deportowanych nie chodziły do szkoły, nie miały butów bo ich na nie było stać, żebrały na ulicach. Matki wyprzedawały wszystko z domu. Masowa wywózka mężczyzn była także przyczyną kryzysu przemysłu, brakowało siły roboczej. Gdy deportowani wracali pozostawiano ich bez żadnych dokumentów, co było podstawą do kolejnych aresztowań. Osadzani byli często we wciąż wykorzystywanym Oświęcimiu. Władze polskie stworzyły listę imienną wywiezionych by zwrócić się do Sowietów o ich powrót. W przypadku Centralnego Zarządu Węglowego udało się skompletować listę z ponad 9000 nazwiskami. Strona sowiecka po części na to przystała, zwalniając jednak chorych i te osoby, które się już do pracy nie nadawały. Powroty trwały jeszcze do lat pięćdziesiątych. Wracający byli szykanowani i zmuszani do milczenia. Jeszcze do dziś w niektórych domach nie porusza się tego tematu nawet z najbliższymi. Przed zwolnieniem funkcjonariusze KGB przeprowadzali rozmowy z więźniami : „ Jeśli powiesz coś tu widział, to my cię znajdziemy i tak, choćbyś w buszu siedział”.

PS

Gdy przysłuchiwałem się niedawnej debacie w Parlamencie Europejskim, szczególnie niepokojąco zabrzmiał dla mnie głos domagający się praw narodowych dla Śląska, bo jakże dziś niebezpiecznie brzmi słowo separatyzm. I pomyślałem - przywódcy pracują dzielnie i skutecznie nad nowym konfliktem, i wyciągnięcie na arenę międzynarodową, w imię partykularnych interesów, spraw krajowych, może przynieść niezamierzony skutek. Jak mawiał klasyk : „ Będzie jak wejście do ciemnego pokoju, w którym nigdy nie wiesz co zastaniesz.”

There have been many comedians who have become great statesmen and vice versa.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura