Czy Polska staje się „pariasem zachodniego świata”? Czy, jak wiele może na to wskazywać, urzędujący prezydent RP Andrzej Duda stał się dla amerykańskiego Białego Domu persona non grata? A jeśli tak to dlaczego?
Prezydent Stanów Zjednoczonych Ameryki Barack Obama nie spotka się z polskim przywódcą podczas tegorocznego szczytu nuklearnego, poświęconego globalnemu bezpieczeństwu. O tym dowiadujemy się z programu wizyty w Waszyngtonie polskiego prezydenta. Spotkania w cztery oczy Obama - Duda nie będzie i to pomimo tego, iż polska strona o nie zabiegała.
Polska znajduje się obecnie pod kontrolą Komisji Europejskiej, która sprawdza poziom praworządności w naszym kraju. Jak wszystko na to wskazuje, w kwietniu tego roku Parlament Europejski będzie debatował o obecnym polskim kryzysie politycznym, prawnym i konstytucyjnym. Po swej debacie europarlament przyjmie rezolucję i można założyć z ogromną dozą prawdopodobieństwa, iż rezolucja ta nie będzie korzystna ani dla Polski, ani dla obecnie Polską rządzących.
Komisja Wenecka zajmie się Polską raz jeszcze i zrobi to już po raz drugi na przestrzeni ostatnich miesięcy. W czerwcu bieżącego roku (na wniosek Rady Europy) organ ten zaopiniuje polską ustawę o policji, czyli tzw. ustawę inwigilacyjną.
W kręgach politycznych i medialnych na Zachodzie krytyka, której przedmiotem jest Rzeczpospolita, nie gaśnie, a wręcz przeciwnie. Można odnieść wrażenie, iż owa krytyka rośnie i rozszerza się na kolejne środowiska polityczne, prawnicze i medialne zachodniego świata. Na Zachodzie obecnie rządzący Polską mają coraz mniej sojuszników, a warto wręcz postawić pytanie, czy mają oni w ogóle jakiś prawdziwych sprzymierzeńców w zachodniej Europie albo w Stanach Zjednoczonych? Czy brytyjski premier David Cameron jest sojusznikiem Beaty Szydło, Andrzeja Dudy czy Jarosława Kaczyńskiego? Czy brytyjski premier naprawdę jest gotowy bronić i realnie wspierać na arenie międzynarodowej polską tzw. „dobrą zmianę” i obóz polityczny, który jest jej autorem i sprawcą?
Organizacje europejskie, instytucje Unii Europejskiej i władze Stanów Zjednoczonych z dużym zainteresowaniem przyglądają się Polsce. Komisja Europejska wielokrotnie dała do zrozumienia polskim władzom, że nie zamierza przymykać oczu na to, co przybiera rozmiary największego kryzysu prawnego i konstytucyjnego w całej historii III RP. Stany Zjednoczone wielokrotnie apelowały do polskich władz, głosem swych dyplomatów, polityków, a nawet dziennikarzy i publicystów, aby uczyniły krok w tył i doprowadziły do zakończenia kryzysu wokół Trybunału Konstytucyjnego. Apele te, zarówno Pałac Prezydencki, jak i Kancelaria Premiera, ignorowali. Owe apele lekceważył również polski plenipotent Jarosław Kaczyński. A więc amerykański Biały Dom zaostrzył ton wobec polskich władz, a urzędujący prezydent USA dał do zrozumienia, że Andrzej Duda staje się persona non grata, a Polska coraz bardziej zmierza ku marginesowi zachodniego świata.
Tak zwana „dobra zmiana” przynosi Polsce gorzkie, być może wręcz zatrute owoce, albowiem prowadzi ona do marginalizacji naszego kraju w społeczności międzynarodowej i odbiera mu wiarygodność. W tej sprawie „kropkę nad i” postawił amerykański prezydent, który polskiej głowie państwa po prostu odmówił spotkania w cztery oczy, czyli zwyczajnie zignorował Andrzeja Dudę…
Wobec obecnego kryzysu prawnego i konstytucyjnego w Polsce, reakcja Zachodu zdaje się być coraz bardziej ostra i zdecydowana. Jakie są tego przyczyny?
Po pierwsze, należy mieć świadomość wagi i znaczenia samej idei Trybunału Konstytucyjnego w powojennej myśli politycznej Stanów Zjednoczonych. Trybunał Konstytucyjny - oto remedium, jakie zostało zastosowane przez zwycięskich zachodnich aliantów w powojennych zachodnich Niemczech i we Włoszech. Wówczas próbowano stworzyć swoisty bezpiecznik, który miał uniemożliwić ustawodawcom i rządzącym w tych krajach dopuszczania się radykalnych poczynań, jak i wprowadzenia skrajnych, nazistowskich czy faszystowskich rozwiązań. A więc z punktu widzenia Stanów Zjednoczonych trybunały konstytucyjne pełnią rolę bezpieczników, prawdziwych zapór przed wszelaką formą totalitaryzmów. Dlatego więc paraliż Trybunału Konstytucyjnego, z którym mamy do czynienia w Polsce, nie mógł, nie może i z pewnością nie będzie mógł w przyszłości spotkać się z akceptacją, czy choćby z milczeniem władz Stanów Zjednoczonych, dla których (tak zawsze było, jest i będzie) trybunał konstytucyjny to instytucja, bez której o demokratycznym państwie prawa mowy być nie może.
Warto również zauważyć, iż druga kadencja Baracka Obamy dobiega końca, a urzędujący prezydent USA nie walczy już o reelekcję, tylko o ocenę (zarówno u siebie w kraju, jak i poza jego granicami) swej prezydentury; walczy on również o swoje miejsce w historii. Sprzeciwiając się paraliżowi Trybunału Konstytucyjnego w Polsce, Barack Obama wysyła więc sygnał w świat, że stoi on na straży demokracji i praworządności na świecie, a jako lider zachodniego świata karci on tych, których działania godzą w demokratyczny ład i podważają idee zachodniej demokracji liberalnej; idee, której materializacją jest demokratyczne państwo prawa. Demokratyczne państwo prawa to ustrój, którego gwarantem jest z jednej strony Trybunał Konstytucyjny, a z drugiej strony podporzadkowanie się władz państwowych jego wyrokom - taki sygnał zapewne chce wysłać w świat Barack Obama, któremu bez wątpienia zależy na tym, aby zakończyć swoją prezydenturę jak najbardziej pozytywnym akcentem. Jak można więc się domyślać, zrobi on wszystko, co w jego mocy, aby to osiągnąć…
Po drugie, Unia Europejska znajduje się w stanie kryzysu, być może w stanie największego kryzysu od momentu początku integracji europejskiej. Wspólnota Europejska musi stawić czoła nie tylko islamskiemu terroryzmowi, ale również ruchom antysystemowym, które w jej krajach członkowskich stają się coraz silniejsze, coraz częściej dochodzą do głosu i są coraz bliższe objęcia władzy w Europie Zachodniej. Z punktu widzenia zdecydowanej większości polityków Europy Zachodniej, partia Prawo i Sprawiedliwość oraz szeroko pojęty obóz polityczny Jarosława Kaczyńskiego to ruch antysystemowy, którego działania w Polsce prowadzą do politycznego wywrócenia wszystkiego do góry nogami; a to z kolei, z punktu widzenia zachodnioeuropejskich polityków (a przynajmniej zdecydowanej ich większości), zachęta dla innych obozów politycznych w państwach członkowskich w UE do wywrócenia wszystkiego do góry nogami w całej europejskiej wspólnocie. Dlatego też instytucje Unii Europejskiej w tak zdecydowany sposób reagują w sprawie paraliżu Trybunału Konstytucyjnego w Polsce; zwłaszcza, że ta reakcja nie jest ani ryzykowna, ani z punktu widzenia finansowego kosztowna dla samych instytucji UE, jak i dla największych państw Europy Zachodniej. Faktycznie należy mieć na uwadze, że instytucje Unii Europejskiej, jak i państwa członkowskie w UE z zachodniej Europy niczym nie ryzykują, wchodząc w konflikt z obecnie rządzącymi Polska. Dlaczego?
Po pierwsze, Polska nie jest (z punktu widzenia zachodniej Europy) istotnym, czy nawet potrzebnym, bądź pożytecznym graczem (partnerem) w procesie rozwiazywania problemu islamskiego terroryzmu.
Po drugie, Polska nie zamierza uczestniczyć w rozwiazywaniu problemów związanych z masowym napływem muzułmańskich imigrantów do Europy Zachodniej (skoro jej władze zapowiadają, że Rzeczpospolita ich nie przyjmie).
Po trzecie, Polska bardziej korzysta z unijnego budżetu, niż się do niego dokłada, a w zachodniej Europie nie brakuje głosów, wedle których Polska za dużo kosztuje zachodnią Europę…
To wszystko powoduje, że zarówno instytucje Unii Europejskiej, jak i rządzący państwami zachodniej Europy (w tym tych największych krajów) absolutnie niczym nie ryzykują, usztywniając swe stanowisko wobec Polski, wobec Polską rządzących i wobec polskiego kryzysu konstytucyjnego. Dodatkowo, przyjmując twarde stanowisko wobec polskiej tzw. „dobrej zmiany” i jej inicjatorów, instytucje Unii Europejskiej przesyłają komunikat do państw członkowskich w UE i ich obywateli, że są granice, których przekraczać nie warto, a antysystemowość nie popłaca, bo niekonstytucyjne, bezprawne, czy radykalne kroki są sankcjonowane przez stojące na straży prawa i praworządności instytucje Unii Europejskiej.
Tak zwana „dobra zmiana” i jej sprawcy powodują, że Polska staje się coraz mniej wiarygodnym partnerem dla państw i organizacji (tych organizacji, których nasz kraj jest członkiem) zachodniego świata. To niesie za sobą poważne zagrożenia.
Polska nie musi obawiać się jakiś sankcji gospodarczych ze strony Stanów Zjednoczonych. Amerykański Biały Dom nie będzie dążył do gospodarczej wojny z Polską. Biały Dom w ogóle nie będzie dążył do tego, żeby Polsce wyrządzić jakiekolwiek szkody. Jeśli stanowisko w sprawie Trybunału Konstytucyjnego polskich władz się nie zmieni, to Stany Zjednoczone po prostu przestaną się interesować i… inwestować w stosunki polsko-amerykańskie, a amerykańska administracja po prostu o Polsce zapomni. Wówczas nasz kraj nie będzie już strategicznym partnerem w polityce bezpieczeństwa USA w Europie Środkowo-Wschodniej, a bazy NATO być może powstaną w naszym regionie geopolitycznym, ale już nie w Polsce, tylko, na przykład, w republikach nadbałtyckich. Polska zaś nadal pozostanie członkiem NATO, ale będzie ona członkiem drugiej kategorii; będzie członkiem NATO na marginesie Sojuszu, jako niewiarygodny i przez to mało przydatny partner i sojusznik. Taki sojusznik na papierze, wobec którego Stany Zjednoczone nie będą czuły się do niczego zobowiązane…
Pogorszenie stosunków Polski z instytucjami Unii Europejskiej niesie również za sobą duże zagrożenie. Państwa członkowskie w eurozonie, jak i ich rządzący zastanawiają się coraz częściej (a nawet dają czasem temu publicznie wyraz), czy nie warto rozważyć wariantu Europy kilku prędkości. Wówczas w Unii Europejskiej mielibyśmy do czynienia z co najmniej dwoma grupami państw. Pierwsza grupa pogłębiałaby swą integrację i zacieśniałaby gospodarcze i polityczne więzi. Druga grupa pozostawałaby zaś gdzieś na peryferiach tej pierwszej i stanowiłaby niejako swojego rodzaju prowincję Unii Europejskiej; stanowiłaby ona ubogą i wolno rozwijająca się strefę, bo pozbawianą europejskich funduszy. Warto więc zadać sobie pytanie: czy po to Polska wstępowała do Unii Europejskiej, żeby znaleźć się na jej peryferiach? Czy po to Polska wstępowała do Unii Europejskiej, aby znaleźć się na jej marginesie? Pytania te mają obecnie swe uzasadnienie, albowiem narastający konflikt pomiędzy aktualnie rządzącymi Polską i instytucjami Unii Europejskiej spycha Polskę (na razie politycznie, a być może już niebawem gospodarczo) na peryferie, na margines europejskiej wspólnoty.
Obóz polityczny Jarosława Kaczyńskiego i jego tzw. „dobra zmiana” powodują, że Polska traci wiarygodność i coraz bardziej oddala się od świata zachodniego, czemu państwa członkowskie tego świata, czemu organizacje i instytucje zachodniego świata, coraz bardziej i coraz częściej dają wyraz. Czy rządzący Polską dążą do wyprowadzenia Polski politycznie, gospodarczo, prawnie, a być może wręcz również kulturowo i cywilizacyjnie ze wspólnoty państw zachodnich i do przeciągnięcia naszego kraju wraz z jego obywatelami na wschód? Unia Euroazjatycka Władimira Putina - czy to jest docelowe miejsce, do którego zamierza doprowadzić Polskę obóz polityczny Jarosława Kaczyńskiego? Polska członkiem Unii Euroazjatyckiej Władimira Putina - czy na tym ma polegać dla Polski i Polaków dobra zmiana?
* * *
Niepublikowane na portalu Salon24 teksty mojego autorstwa, znajdą Państwo na moim blogu, pod adresem:
http://www.zbigniew-stefanik.blog.pl/
oraz w serwisie informacyjnym Wiadomości24, na stronie:
http://www.wiadomosci24.pl/autor/zbigniew_stefanik,362608,an,aid.html
Zapraszam Państwa do ich lektury i merytorycznej dyskusji.