Zetor Zetor
70
BLOG

Patrzymy a nie widzimy cz. I

Zetor Zetor Polityka Obserwuj notkę 8

            Tak się człowiek zachwyca technika i postępem … Nie, w słowie postęp nie ma żadnego haczyka. Chodzi o zwykły, niekontrowersyjny (przynajmniej w normalnych środowiskach) postęp techniczny, o Pana od penicyliny, lodówki, asfaltu i Internetu. „Technologie są moralnie neutralne” – powiedział William Gibson, a każdy z nas chyba dodaje, że dla niego osobiście są przyjacielem, no bo każdy z nas jest dobry, a skoro służą nam, dobrym ludziom, służą ludzkości , czyż nie? I czyż może być wznioślejsza rzecz niż obrona ojczyzny? Jeśli więc technologie służą obronie ojczyzny, a nawet utrzymywaniu pokoju panświatowego i niesieniu płonącej (aż się wszyscy sparzyli, choć do niektórych wolno działających mózgów to jeszcze dotarło) żagwi demokracji? Jak ich tu nie opiewać? Ano, można.

            W gierkę gram sobie. „Call of Duty 4: Modern Warfare”. Brat dostał na Święta ode mnie i babci z myślą o mnie, bo wyższych poziomów sam nie przechodzi i wtedy ja sobie gram, a on siedzi i podziwia, klaszcząc od czasu do czasu, jak jakiś Arab albo Ruski wyjątkowo widowiskowo spadnie z dachu. No i tak sobie przechodzimy kolejne plansze, w tle puszczone kolędy, atmosfera swojskiego, świątecznego przejedzenia, aż tu mi nagle wyskakuje na ekranie trójwymiarowy Thunderbolt i jego charakterystyka. Po czym robi się czarno biało. Energiczny, młody głos wydaje mi rozkazy, a ja tylko je wypełniam. W dole małe, białe (albo czarne, zależy jak ustawi się noktowizję) figurki biegają, a my tylko strzelamy. Nasze granaty i pociski spadają pośród nierealnego, księżycowego krajobrazu i wyrzucają migoczące wystrzałami sylwetki w powietrze. Taki człowieczek leci sobie dziesięć, dwadzieścia metrów, jak się umiejętnie wpakuje parę granatów obok siebie, to nawet dalej. Domki składają się posłusznie w sterty gruzu, wybuchające pojazdy oślepiają oczy feerią białych błysków. Żeby nie było – wszystko jest dokładne i zaplanowane. Żadnych niepotrzebnych zniszczeń, żadnych cywilnych ofiar. Stojąca na środku placu boju zabytkowa, drewniana cerkiew nie ma prawa się zapalić, jak informuje nas spętane konwencjami dowództwo. I junesko staje się zadość.

            I jeszcze jedno. Żadnych refleksji. Bo mówią, że gry komputerowe, szczególnie te fotorealistyczne, z mózgiem ładnie spływającym po ścianie itp., budzą okrucieństwo i fascynację przemocą. Może w psychologach i psycholach. Bo u mnie przebijanie się przez zwarty tłum przeciwników za pomocą gładkolufówki budzi gorzkie refleksje, kiedy opadną emocje. Ale ta plansza jest inna. Tu nie współczujemy przeciwnikowi. Tu naprawdę realizuje się tylko cele i cele się zwalcza. Z genialną prostotą, zresztą. Jedyna trudność polega na tym, żeby nie trafić czasem w swoich.

            Można o tym czytać setki razy, można słuchać opowieści o Zatoce, gdzie jarhead szedł pośród trupów i o Panamie, gdzie strzelano z dział 105 mm, i nie rażono cywili, taka była precyzja. Można wczytywać się w tabele osiągów, można słuchać o legendarnych „osiemdziesięciu procentach zadań ogniowych”, ale jednak człowiek musi zobaczyć i spróbować, żeby tak naprawdę zrozumieć. No to ja zrozumiałem.

            Moi drodzy analitycy, bóstwa mojego blogowego dzieciństwa, którzy rozprawiacie dziś, który z demokratycznych herosów jaki włożył garnitur i jak się to odbije na składzie kolejnego parlamentu, który zajmie się z kolei wypracowywaniem składu niesłychanie ważnym dla Polski wypracowywaniem (w warunkach czystej, sterylnej demokracji, naturalnie)  składu parlamentu bardziej następnego – macie to na wyciągnięcie ręki. W gierce dla dzieci i młodzieży. W zabawce, którą bawi się połowa (no, jedna trzecia) chłopców w Polsce.

            Jest taki obraz „Politykierzy w ogrodzie Tuileries”. Starsi panowie w czarnych strojach odczytują coś, robiąc groźne miny, a wokół nich bawią się dzieci i spacerują pary. I widać gołym okiem, że nic z tych ich daremnych gniewów i swarów nie wyniknie. Płótno pochodzi z roku 1832. dzisiaj jest chyba jeszcze gorzej. Bo tamci ludzie prawdopodobnie zauważali realne problemy. A nasi dzisiejsi komentatorzy?

            Mnie w każdym razie coś tknęło, więc pragnę się podzielić przemyśleniami. A jest nad czym myśleć. Tym bardziej, że nikt dzisiaj zdaje się nie zauważać problemu. Przynajmniej ja się na „zauważenie” nie natknąłem.

            Otóż może nie jeszcze dziś i może nie w Polsce, ale armie (a armie to państwa) zaczynają się oraz bardziej różnić od tego, co sobie wyobraża przeciętny zjadacz chleba jako armię. Nie służy w nich już zwykły człowiek, który tylko czeka chwili, w której wróci do domu, ale szkolony do zabijania bojowiec, dla którego armia nie rzadko jest całą karierą a nawet całą przyszłością, przez tę armię często podźwignięty z prochu i uniesiony do chwały, jaką daje siła lub umiejętność. Nie są to już setki tysięcy sztuk armatniego mięsa, których wyuczono paru ruchów i pognano na spotkanie śmierci, na których wyszkolony własnym sumptem obywatel może spoglądać z pogardą; wojownik niedalekiej przyszłości jest o niebo sprawniejszy od rozwalonego w fotelu z puszką coli statystycznego Kowalskiego i szkolony i wyposażony właśnie po to, żeby w razie czego kłaść dziesiątki przeciwników. Dzisiejsze wojsko, wyposażane jest w coraz to nowsze uzbrojenie defensywne, mające chronić przed dziesiątki razy modernizowanym, przebijającym wszystko i osiągającym wszystko uzbrojeniem ofensywnym.

            Z jednej strony jest to zjawisko niesłychanie pozytywne. Młodzi ludzie o pacyfistycznych poglądach nie giną tysiącami i nie niszczą sobie psychiki, armia jest o wiele bardziej profesjonalna, straty są mniejsze, do społeczeństwa powraca wreszcie broniący cywilizacji rycerz-bohater, miast tchórzliwego rekruta ginącego, bo stał w złym miejscu. Ktoś kogo warto naśladować, kto może być wzorem dla młodzieży, tak często bezmyślnie powtarzającej, ze wojna jest najgorszym złem. Ale jest i pewien minus …

            Taka armia coraz bardziej alienuje się od społeczeństwa. Tonie są już wasi synowie i ojcowie, którzy nie będą strzelać do własnych rodaków. To już często ludzie, którzy zawdzięczają państwu wszystko. Wykształcenie, karierę, dom … których rodziny mieszkają w koszarach, często z dala od kraju, których przyszłość zabezpiecza państwo, podobnie jak przyszłość ich dzieci. Przyjaźnią się z takimi samymi jak oni. Są dumni ze swojego życia. Czy duma nie może przerodzić się w pogardę dla innych? Czy wierność dla karmiącej ich ręki narodu nie osłabnie, gdy zaczną myśleć, że karmi ich państwo? Na razie nie. Na pewno nie w Polsce. Na razie.

            Dzisiejsze siły zbrojne mają też inną cechę. Są klasą sama dla siebie. Chyba po raz pierwszy w dziejach mamy sytuację, w której obywatele danego państwa ani armii nie tworzą, ani nie są w stanie jej się przeciwstawić (dwudziestowieczne totalitaryzmy to trochę inna bajka). Bo choć w średniowieczu rycerz w pełnej zbroi był dla zwykłego chłopa nieosiągalny, to jednak dziesięciu chłopów z widłami stanowiło dla niego zagrożenie. Niewolnicy Spartakusa byli w stanie podjąć walkę z rzymską armią. Farmerzy z Virginii byli w stanie z armią brytyjską wygrać. Dawne czołgi można było od biedy zniszczyć za pomocą butelek z benzyną albo prostego granatnika. A dziś? Dziś wojsko posiada sprzęt który zniszczyć potrafią jedynie koszmarnie drogie, trudne w obsłudze i nieosiągalne dla cywili cuda współczesnej techniki.

            Mamy więc armie coraz bardziej od społeczeństwa odizolowane i coraz bardziej nieosiągalne. Do tego współpracujące z wyposażoną w coraz doskonalsze techniki inwigilacji policją. Jeszcze nie dzisiaj, ale za dwadzieścia lat stłumienie każdej, choćby ogólnokrajowej rewolty będzie dla państwa igraszką. Igraszką będzie usunięcie politycznych przeciwników. I to nie tylko w Polsce, także w krajach, gdzie broń nosi każdy dorosły człowiek. Na naszych oczach państwo staje się samowładne, ponieważ zaczyna dysponować osiągalną finansowo tylko dla niego siłą. I nie mówcie mi proszę, że od czasu wynalezienia broni jądrowej państwo tę moc posiada – bo broń jądrowa to miotacz ognia, którym można zniszczyć wszystko, a osiągnięcia dzisiejszej techniki wojskowej to precyzyjny skalpel, którego można używać, nie bojąc się zakłóceń w gospodarce czy komunikacji.

            Nie snuję spiskowych teorii. Nie wietrzę tyrana w każdym polityku. Ale już niebawem nadejdzie czas, gdy narody będą wobec swoich władców bezbronne jak dzieci. Co zrobimy z tym faktem? Czy przyjmiemy do wiadomości, że każde prawo, jakie radośnie ustanowi nasza władza, będzie nas ściśle obowiązywać? Że jeśli tak zechce prawodawca, będziemy nosić pod skórą czipy, na barkach dowolne podatki, w głowach kolejne paragrafy Tęczowej Konstytucji, a w sercach rozpacz?

            Nie jestem demokratą. Ale nie podoba mi się perspektywa nienaruszalnych rządów naszej klasy politycznej albo wojskowej junty, jaka będzie mogła z łatwością przejąć władzę i ją z łatwością utrzymać. Dlatego pytam panów z pyskami pełnymi apoteoz ludowładztwa: co zrobicie, by lud realnie władzę utrzymał? Bo jak na razie siła armia ergo siła ergo władza wymyka mu się spod kontroli, podobnie jak państwo. Na razie pod płaszczykiem socjotechnicznych gierek, mediokracji i lewniczego bełkotu. Na razie.

Zetor
O mnie Zetor

Twórca - raz na miesiąc, leniwy do imentu. Libertarianin - tyle wolności ile można tyle atlantyckiego imperializmu żeby zlikwidować jeszcze gorsze państwa. Amerykanin - i do tego nacjonalista! Przykład na to jak można nim zostać nie mając obywatelstwa i nigdy nie ruszając się z Europy. Transhumanista - religia taka, popularna szczególnie w Dolinie Krzemowej; głosi ze przy tym tempie postępu technicznego ludzie zaczną niedługo posiadać cechy boskie, a przynajmniej nadludzkie, takie jak dodatkowe zmysły czy nieśmiertelność, i z tego każdy już sobie sam wyciąga wnioski. Można sobie wierzyć, znajdować w tym pociechę, czuć się wyjątkowym i w imię tego tworzyć i zabijać, jak w przypadku każdej innej religii. GG: 7211588 - nabluzgaj mi w cztery oczy ;)

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka