niziołek z Mordoru niziołek z Mordoru
139
BLOG

ich dwoje

niziołek z Mordoru niziołek z Mordoru Społeczeństwo Obserwuj notkę 8
Rok temu, co do dnia nieledwie, spotkałem tych dwoje.

Gdzieś rok temu to było. Jechałem pociągiem, Rosjanie strzelali wtedy wszędzie, rozwalili właśnie dom starców, nie mieli skrupułów by walić w szpitale, szkoły, domy. Kanonada wybrzmiewała nawet z tygodnika, który czytałem.
Wsiedli na większej stacji. Jakby nie wyjechali od siebie jeszcze, jakby jechali z jednej dzielnicy do drugiej, w Charkowie czy innym  Kijowie. Dziewczyna i chłopak, w tych swoich zachodnich ciuchach, z iPhonami do których potem nieustannie zaglądali, aż im się powyładowywały i zaczęli szukać skąd tu pożyczyć ładowarek, bo nie zdążyli ich włożyć do swoich szczupłych bagaży.
Pownno się raczej powiedzieć: chłopak i dziewczyna. Bo to on zorganizował ładowanie, bo to on był aktywny, ożywiony, pełen pomysłów, poszukujący opcji w sytuacji, która ich zassała, zażyła z mańki i wypluła nagle tu. Po rosyjsku gadali, może Kraków, może Warszawa, może Kanada, może zachodnia Europa. Pogryzali jakieś kanapki, którymi chyba poczęstowano ich na granicy, on podejrzliwie wąchał czy to aby świeże, przyzwyczajony do dobrego życia, ten nawyk mu pozostał, gdyby wyczuł podejrzany zapaszek wywaliłby bez skrupułów. Nie miał jeszcze w życiu do czynienia z niedostatkiem, to się objawiało w mowie, pewności ruchów, podejmowanych czynnościach. Stała za nim moc finansowych środków, w której pewno zanurzony był od urodzenia
Przyszedł konduktor, pokazali paszporty, dostali darmowe bilety. W tych paszportach była flaga kraju, który właśnie zmiatano z powierzchni ziemi, narodowość, która przecież nie istniała. Małorusy, mówiły kanały Kremla. A one się mylić nie mogą, oto siedzą tacy w pociągu i gadają po rosyjsku, panika zagnała ich na zachód. Małe szczury, co spieprzają, tak opowiadano potem o nich w Serbii.
Zmęczenie na jej twarzy, blady brak snu, obawa za każdym razem, gdy grzebała w iphonie i napotykała ścianę informacji, które ją przerastały. Pojadę z tobą gdzie tylko wymyślisz, mówiły jej oczy a powtarzały wargi. A mówiły ściszonym głosem, jakże innym od pobrzmiewającym pewnością głosu chłopaka. Wisiała na nim, na jago przedsiębiorczości, zaradności, kontaktach, znajomościach.
Wydawała się starsza, brzydsza niż w rzeczywistości, jej zrezygnowanie pomieszane z przerażeniem nie wróżyło jej dobrze na przyszłość. Znajdzie inną, odpowiedniejszą, lepszą, ją wyrzuci jak kanapkę nie dość świeżą. Póki co, była z nim tu, w pociągu. Patrzyłem jej oczyma przez okno.
Przesuwały się jasno świetlone, kolorowe miejsca, bezpieczne i syte, z nutą samozadowolenia. Pierwszy raz widziałem mój kraj w sposób, w jaki patrzyłem wcześniej na inne, którym oszczędzono doświadczeń, jakich nie życzy się nikomu. Które potrafiły - i miały ku temu sposobność - oszczędzać, rozsądnie gospodarować, rozwijać się. Tak ona mogła widzieć to, co pozornie przesuwało się, a sunął przecież pociąg. Dałbym jej trochę tej mojej gorzkiej wiedzy, pierwsze wrażenia niekoniecznie trwają.
Ten ich rosyjski mnie drażnił, przywoływał radziecką przeszłość, obowiązkowe lekcje, jakich udzielała nam pani, której dzieciństwo to głód i bieda kazachskiego stepu, na który siłą ich przegnano. Wróciły też wiersze, przejmujące, którymi starała się nas zainteresować, opowieści o balecie, teatrze, muzyce, literaturze.
- Żełaju wam szcziastia, w żizni - wydukałem, gdy zbierałem się do wysiadki. Jej oczy na chwilę zabłysły. To słowo, szcziastie, przywołało wszystko, o czym już nie pamiętała w natłoku okrutnych zdarzeń, decyzji podejmowanych pod potwornym naciskiem złych chwil.

inkszy

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo