To był środek lat 70. pierwsze dni mojej pracy - przejęty kierownik położył przede mną stos beżowych, niebieskich, a także białych kopert i polecił drżącym głosem:
- Tu ma pani koperty, a tu - wzór adresu, który proszę starannie napisać na maszynie różnymi trzcionkami. To ważne zadanie!
Spojrzałam na wzór adresu - widniało na nim: I sekretarz pzpr Edward Gierek. Lekko zdziwiona spytałam:
- To ile kopert mam zaadresować?
Kierownik zirytowanym głosem odpowiedział:
- Ile będzie trzeba! Proszę pisać, a potem sam wybiorę!
Siadłam do maszyny i zaczęłam pisać. Miałam pole do popisu i postanowiłam poszaleć z tym adresowaniem. Zajęło mi to pół dnia. Kierownik był tak zdenerwowany, że wypalił paczkę papierosów, a potem poszedł kupić następną! Kiedy wrócił, spostrzegł, że wszystkie koperty były zaadresowane i teraz przyszła jego kolej - dokonać wyboru tej jedynej! Postanowiłam się przewietrzyć i zostawiłam go samego z tym ważnym zadaniem.
Wróciłam po godzinie. Kierownik siedział z głową w dłoniach i prawie płakał...spojrzał na mnie błagalnie i poprosił:
- Niech pani wybierze, bo ja się zagubiłem, a dyrektor czeka.....
Kiwnęłam głową ze zrozumieniem, chociaż za cholerę nic z tego nie rozumiałam! Nie pamiętam jaką wybrałam, ale wiem, że ta nieszczęsna koperta została wypełniona jakimś sprawozdaniem i powędrowała do tego, wtedy najważniejszego w Polsce adresata.
Tak....czasy się zmieniły, ale jak czasem oglądam w telewizji relacje z "wizyt" obecnych władz, to gdzieś tam w tle widzę twarz kierownika z kopertą w drżącej dłoni...