Aleksander Chłopek - outsider221 Aleksander Chłopek - outsider221
415
BLOG

Nie zamierzam ginąć...

Aleksander Chłopek - outsider221 Aleksander Chłopek - outsider221 Polityka Obserwuj notkę 19
"Spójrzcie, jaka wciąż sprawna, jak dobrze się trzyma w naszym stuleciu nienawiść. Jak lekko bierze przeszkody. Jakie to łatwe dla niej – skoczyć, dopaść." Wisława Szymborska "Nienawiść"

Jeśli już, to umrzeć na starość, czy też w bólu nieuleczalnej choroby, wśród najbliższych. Ale nigdy nie w nienawiści i nie z nienawiści, która jest mi tak nienawistnie obca! Chociaż raz, jedyny raz, zawładnęła mną samozwańczo. Na szczęście na krótko.

  Ktoś bardzo się przejął treścią mego tekstu sprzed kilku tygodni, a może bardziej jego tytułem "Znów zaczną ginąć ludzie?". I odwiedził mnie nocą 27. 02., w ostatni wtorek. Dokładnie o pierwszej w nocy. Nieproszony i na pewno nie w przyjaznych uczuciach. Próbował dostać się do mojej sypialni, bezskutecznie. Wiedziałem, że kiedyś przyjdzie, więc zastał drzwi zamknięte. Kiedy dzwoniłem na policję, zniknął bezszelestnie, zacierając ślady swej obecności. Dość swobodnie poruszał się w ciemności, jakby ją dobrze znał. Czy z opisów i zdjęć, czy z autopsji, nie wiem i nie chcę snuć domysłów. 

  Policja przyjechała szybko, nikogo nie znalazła, śladów też nie. Jedyne możliwe dla intruza wejście do  mojej starej chałupy pod lasem, zamknięte było na klucz. Klucz mam zawsze przy sobie. Wyglądało, jakby nikt przed chwilą tędy się nie przemieszczał. A jednak - zamek ma tak prostą konstrukcję, że otworzyć go mógł najpospolitszy wytrych. Mógł, bo teraz już wstawiłem zamek bezpieczny. Z pełną jednak świadomością, że dla takich "gości" nie ma drzwi nie do przejścia.

  Z nienawiścią spotkałem się pierwszy raz w swoim życiu dość późno, bo dopiero w roku 1982, podczas  przesłuchiwania w tzw. "Pałacu December" w Katowicach. Któryś z przesłuchujących w końcu nie wytrzymał i złorzecząc mi, próbował swoją nienawiść zademonstrować fizycznie. Powstrzymano go. Z czasem tego paskudnego uczucia doświadczałem coraz częściej. Jednak nie w takim stopniu, by i we mnie rodziły się podobne emocje. Rozumiałem, skąd bierze się u tych ludzi nienawiść i łatwo było mi wybaczyć. Zwłaszcza te nocne telefony z groźbami i potępieniem, zwykle wulgarnym. Także i te parokrotnie słyszane od osób o określonej orientacji politycznej "życzenia: "takich jak ty trzeba by powystrzelać". Od osób, to trzeba podkreślić, w stanie "pomroczności jasnej". Bolesnym przypadkiem był mój znacznie starszy przyjaciel, na co dzień dusza człowiek, Rudek. Po wyczerpującej parogodzinnej i nieco zakrapianej dyskusji, już nad ranem, zdeterminowany i pozbawiony argumentów wyrzucił z siebie: "takich jak ty powinniśmy kiedyś wybić do nogi". Po przebudzeniu, skacowany mocno, snuł się po swojej Rudolfinie osowiały i nieswój, by wreszcie wykrztusić "przepraszam cię, wiesz na pewno, że tak nie myślę". Pewno, że wiedziałem. I rozumiałem. 

  Słowa łatwo wybaczyć. Czynów już nie. Pod koniec lat osiemdziesiątych, w czasach haniebnego tworzenia nowej "Solidarności" - związku, który miał zostać "oczyszczony" z działaczy niesterowalnych i "nieugiętych w kwestii Solidarności" (jak moją postawę nazwano w pewnym dokumencie pezetpeerowskim) - więc w tamtych czasach sprzed 35 lat wydarzyło się w moim życiu coś, co mogło i w zamyśle na pewno miało mieć tragiczne skutki. Był rok 1989, wczesna wiosna. Wybraliśmy się dopiero co kupioną starą Skodą w odwiedziny do mojego rodzinnego miasta. Już po paru kilometrach zorientowałem się, że coś jest nie tak z tylnym kołem, choć jeszcze wczoraj wszystko było, jak trzeba. Zjechałem na pobocze. Sprawdziłem - w lewym  kole wszystkie śruby zostały poluzowane do pierwszego gwintu!!! Za kilka kilometrów, a może i wcześniej miałem stracić panowanie nad kierownicą, zderzając się z tym, co byłoby na drodze. Pięcioosobowa rodzina z trójką dzieci! Dokręciłem, ruszyliśmy dalej i szczęśliwie do celu. Ale od tamtej chwili zawsze przed wyjazdem sprawdzałem koła i zaglądałem pod spód, czy nie ma tam jakiejś usterki, na przykład przeciętego węża płynu hamulcowego.

  Zdarzały się później podobne sytuacje, które mogły się dla mnie skończyć tragicznie, ale nie miały tak oczywistego charakteru, jak ten opisany powyżej. Teraz jednak ta "wizyta" sprzed dwóch dni, właściwie nocy, jest bardzo jednoznaczna. 

  Wiem, że są tacy, którzy by chcieli, by mnie już nie było, bym zamilkł. Z różnych powodów, łatwo się domyślić z jakich. A niektórym przeszkadzam jako żyjący wyrzut sumienia. I to dobrze o nich świadczy - mają wciąż jeszcze sumienie. I może dlatego żyję, by dać im czas? 

 Tymczasem Bóg obdarza mnie w miarę dobrym zdrowiem. I radością z życia. Bez żadnych depresji i samobójczych myśli.

A wiersz Szymborskiej? - no cóż, dobry wiersz, choć podobno pisany z pozycji kogoś, kto lęka się nienawiści ze strony tak zwanych wówczas w mediach "fundamentalistów katolickich". Upływ czasu wyraźnie przydał temu utworowi charakter uniwersalny. Stał się wierszem o nienawiści - każdej nienawiści, o której "mówią że ślepa". A przecież ona jedna "ma bystre oczy snajpera i śmiało patrzy w przyszłość". 

My wiemy, że nie ona jedna. Jest uczucie silniejsze od nienawiści. O którym też pięknie potrafiła czasem pisać Wisława Szymborska.


Wydaje mi się, że pożytecznym będzie przedstawić czytelnikom cały wiersz Szymborskiej.


Nienawiść


Spójrzcie, jaka wciąż sprawna,

jak dobrze się trzyma

w naszym stuleciu nienawiść.


Jak lekko bierze przeszkody.

Jakie to łatwe dla niej – skoczyć, dopaść.

Nie jest jak inne uczucia.

Starsza i młodsza od nich jednocześnie.

Sama rodzi przyczyny,

które ją budzą do życia.

Jeśli zasypia, to nigdy snem wiecznym.

Bezsenność nie odbiera jej sił, ale dodaje.


Religia nie religia -

byle przyklęknąć na starcie.

Ojczyzna nie ojczyzna -

byle się zerwać do biegu.

Niezła i sprawiedliwość na początek.

Potem już pędzi sama.

Nienawiść. Nienawiść.

Twarz jej wykrzywia grymas

ekstazy miłosnej.


Ach, te inne uczucia -

cherlawe i ślamazarne.

Od kiedy to braterstwo

może liczyć na tłumy?

Współczucie czy kiedykolwiek

pierwsze dobiło do mety?

Zwątpienie ilu chętnych porywa za sobą?


Porywa tylko ona, która swoje wie.

Zdolna, pojętna, bardzo pracowita.

Czy trzeba mówić ile ułożyła pieśni.

Ile stronnic historii ponumerowała.

Ile dywanów z ludzi porozpościerała

na ilu placach, stadionach.


Nie okłamujmy się:

potrafi tworzyć piękno.

Wspaniałe są jej łuny ciemną nocą.

Świetne kłęby wybuchów o różanym świcie.

Trudno odmówić patosu ruinom

i rubasznego humoru

krzepko sterczącej nad nimi kolumnie.


Jest mistrzynią kontrastu

między łoskotem a ciszą,

między czerwoną krwią a białym śniegiem.

A nade wszystko nigdy jej nie nudzi

motyw schludnego oprawcy

nad splugawioną ofiarą.


Do nowych zadań w każdej chwili gotowa.

Jeżeli musi poczekać, poczeka.


Mówią, że ślepa. Ślepa?

Ma bystre oczy snajpera

i śmiało patrzy w przyszłość

- ona jedna.

Pochodzę z wielodzietnej rodziny z ośmiorgiem dzieci, znam wartość takiej rodziny i bardzo wiele zawdzięczam Rodzicom i Rodzeństwu. Od 18 roku życia byłem inwigilowany przez SB i objęty prze te służby wielokrotnie operacjami rozpracowującymi. Przepracowałem 35 lat w zawodzie nauczycielskim jako polonista, dwie kadencje w Sejmie, w Klubie parlamentarnym PiS. Od 12 lat bezpartyjny. Obecnie na emeryturze, ze statusem represjonowanego politycznie w PRL. Uczestniczę w lekkoatletycznej rywalizacji sportowej na Mistrzostwach Polski Mastersów, zdobyłem kilkanaście medali, w tym 7 złotych (w skokach: wzwyż, w dal, trójskok i o tyczce). Sympatyk PJJ.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka