Ulubiony druh Pawła Kukiza - Janusz Sanocki - napisał do niego list otwarty. W takim trochę łzawym, histerycznym tonie. Mimo to myśl przewodnia jest czytelna: nie udało się. Rzućmy ręcznik, bo inaczej, po nokaucie 25 października, będziemy wyglądać odwrotnie, niż w dniu ogłoszenia wyników wyborów pierwszej tury prezydenckiej.
Co się wydarzyło, że doszło do napisania tego listu? Nic ciekawego. Kukiz konsekwentnie działał wbrew zasadom sztuki. Mimo to wielu liczyło, że w końcu się połapie, o co chodzi w tej grze i utrzyma się na trasie. Cały czas jeszcze może to zrobić. A może już nie, może znalazł się o ten centymetr za daleko na poboczu i wylądowanie w rowie jest nieuchronne?
Doktryna ruchu bez struktur była bzdurą na kółkach. Nie ma czegoś takiego w przyrodzie. Siła budowana na tak chybotliwym kapitale, jak 20% w wyborach prezydenckich mogła utrzymać się na scenie politycznej tylko w jeden sposób. Szesnastu zawodowców, umiejących budować w każdym województwie struktury, generować przekazy medialne, podejmować szybkie, zdecydowane i najlepiej trafne decyzje personalne. Zamiast tego mieliśmy jakieś nieokreślone formalnie struktury kolegialne złożone z uroczych amatorów.
Przekaz. Ruch bez programu nie ma przekazu. Jeżeli ruch nie ma przekazu, media będą mogły mówić tylko o personaliach. Ludzie, którzy nie mogą spierać się o program, będą się nawalać tylko o personalia. Tak dokładnie było. Zabawnie, ale beznadziejnie. Kto choć raz zobaczył spotkanie lokalnego kolektywu kukizowego, nie miał ochoty patrzeć na to nigdy więcej.
Trzeci błąd był typowo strategiczny. W Polsce rośnie liczba ludzi uświadamiających sobie, iż PO-PiS nie ma pomysłu na Polskę. To oni w ciągu dziesięciu dni przed pierwszą turą wyborów prezydenckich powierzyli swoje nadzieje Kukizowi. Ten zaś, pod wpływem pewnych osób ze swego najbliższego otoczenia, natychmiast zaczął głosić, iż PiS jest w sumie w dechę,że tylko z nimi koalicja itp. No i wielu przekonał bardzo skutecznie. Skoro sam Kukiz mówi, że PiS jest jednak w porządku, to po co mamy głosować na Kukiza?
I to by było na tyle. Teraz to już lepiej byłoby, aby ruch Kukiza zniknął całkiem. Janusz Sanocki ma rację: ludzie doświadczą dobrodziejstwa rządów PiS i szybko się tym znowu wyrzygają. Może nawet szybciej niż poprzednio. I wtedy na politycznej scenie znów zrobi się miejsce dla kogoś, kto będzie miał szansę zaprezentować nową ofertę. Lepiej będzie, gdy przetrącone kukizowe resztki nie będą plątały mu się pod nogami.