IT&S free image
IT&S free image
barbie barbie
102
BLOG

Jak znaleźć diamenty w sicie edukacyjnym?

barbie barbie Społeczeństwo Obserwuj notkę 3
Komentatorzy mojej poprzedniej notki: https://www.salon24.pl/u/barbarus/1323854,edukacja-nauczyciele-i-sztuczna-inteligencja-czesc-iv domagali się propozycji rozwiązania kryzysu w edukacji - spełniam więc to życzenie, choć zdaję sobie sprawę, że to chyba UTOPIA...

Zacznę od diagnozy:
   Jak już napisałem poprzednio w początkach PRL usiłowano podnieść ogólny poziom wykształcenia społeczeństwa. Mniejsza o motywacje - bo były one wielorakie. Od likwidacji analfabetyzmu przede wszystkim w celu ułatwienia działań propagandowych niezbyt popularnej narzuconej Polsce władzy aż do próby wykreowania nowych elit (kłania się słynne hasło "nie matura, lecz chęć szczera zrobi z ciebie oficera").
   Idea była jak najbardziej zrozumiała, ponieważ poziom analfabetyzmu był wysoki (według danych z 1939 wynosił on 30% społeczeństwa). Z drugiej strony w wyniku akcji okupanta niemieckiego Polska utraciła znaczną część swych elit. Także władze PRL traktowały bardzo nieufnie ludzi, którzy uzyskali  wykształcenie w II RP uważając ich jako "niepewnych ideologicznie" - co oczywiście było obiektywną prawdą. Wykreowanie nowych elit stało się oczywistą potrzebą. Oczywiście władzom zależało na tym, aby nowe elity były lojalne wobec narzuconego systemu. W sieci jest dostępnych szereg rzetelnych publikacji historycznych omawiających te tematy.

   O ile wymuszona (obowiązkowa rejestracja analfabetów!) akcja walki z analfabetyzmem częściowo się udała (do 1951 roku kursy ukończyło około 600 tys. z 1400 tys. zarejestrowanych analfabetów) to z kreowaniem nowych elit było gorzej. Częściowo odpowiadało braki kadry nauczycielskiej na odpowiednim poziomie oraz niechętne nowej władzy kadry nauczycieli przedwojennych. Stosowano więc coraz to nowe zachęty - studia wieczorowe, dodatkowe punkty i preferencje itp. Napisałem o tym w poprzedniej notce. W 1961 roku w ramach reformy szkolnictwa wprowadzono 2 letnie studia nauczycielskie, na których wykształciło się ok. 150 000 nauczycieli. Zapewniło to uzupełnieni kadr dla nowych "szkół tysiąclatek" (których w rzeczywistości zbudowano ponad 1200).
Pomimo braków kadrowych rozwijano szkolnictwo średnie (obniżono wymagania maturalne), liczba studentów i uczelni lawinowo rosła - popularny stał się slogan "w każdej wsi - WSI (Wyższa Szkoła Inżynierska)". Rozpoczął się okres obniżania poziomu nauczania, który trwa do dziś, pomimo zmiany nazw na "akademie", a później na "uniwersytety".
Wykształcenie straciło swoje podstawowe znaczenie - stało się swoistym surogatem tytułu szlacheckiego (przez II WŚ była nim matura...).

   W zasadzie od początku mojej akademickiej (a czasem i szkolnej) belferki powszechna opinia głosiła i nadal głosi "sito polskiej edukacji gubi diamenty". Tyle w uzupełnieniu diagnozy z poprzedniej mojej notki - pora więc na propozycję ewolucyjnej zmiany - choć w zasadzie jestem przekonany, że najpewniej pozostanie ona utopią.

Przejdę do przykładu "z życia":


   Na początku szkoły podstawowej (w I lub w II klasie) w czasie lekcji pojawili się dwaj panowie. Nasza Pani poprosiła, abyśmy zaśpiewali piosenkę, a panowie chodzili po sali i słuchali jak śpiewamy. Potem poprosili kilku z nas do innej sali, gdzie czekało pianino. Naszym zadaniem było możliwie wierne powtórzenie sekwencji dźwięków. Wybrano dwójkę, którą zaproszono do krakowskiej filharmonii (która mieściła się naprzeciwko szkoły) i po zgodzie rodziców staliśmy się członkami chóru chłopięcego filharmonii krakowskiej (FK). Zaczęły się dodatkowe lekcje muzyki, a wkrótce później koncerty i nagrania - często z uznanymi dorosłymi solistami. Moja przygoda z muzyką zakończyła się wraz ze zmianą głosu (mutacją). Od tego czasu upłynęło ponad 60 lat - ale do dziś potrafię płynnie czytać nuty i dość swobodnie grać na fortepianie (czasem nawet publicznie na różnych wernisażach).

   Ten przykład (choć osobisty) wyjaśnia, o co mi chodzi. Po prostu (przypadkiem -sąsiedztwo filharmonii!) jako dziecko dostałem szansę muzycznego rozwoju - nikt mnie do tego nie zmuszał, szybko mi się to spodobało i oczywiście (choć nieco w dziwny sposób) wpłynęło na moje życie, bo choć po mutacji do śpiewu nie wróciłem to zacząłem się amatorsko konstruować różne "samograje" (gramofony, wzmacniacze, magnetofony - ceny sprzętu były wówczas dla mnie kosmiczne) i użytkowa elektronika "zaprowadziła mnie" na studia fizyki.

Dwie sprawy chciałbym podkreślić:

Po pierwsze:
    Wolność wyboru. Przesłuchania odbywały się na szczęście w szkole (na chwilę zwolniono nas z jednej lekcji) i bez udziału rodziców, co zapewniało rzetelność oceny przez fachowców naszych możliwości. O zgodę mamy poprosiłem dopiero po wyborze (oczywiście była konieczna). Zaznaczam. że moja rodzina nie miała nic wspólnego z muzyką, choć w przedszkolu miałem rytmikę.

Po drugie:
    Jak się później okazało panowie, o których pisałem prowadzili ten chór chłopięcy FK. Wybierali nas więc z perspektywą, że trzeba będzie nas właściwie wszystkiego nauczyć. Zapewne kierowali się więc naszymi możliwościami i uznali że nasza dwójka rokuje jakieś nadzieje i że warto z nami popracować. Ćwiczenia i próby zajmowały nam dość sporo czasu, ale jakoś nie wpłynęły na wyniki w szkole. Dość szybko zaczęły się występy - na początku głównie na różnych "akademiach ku czci", a później całkiem poważne śpiewanie - np. pierwsze nagranie całości opery "Król Roger" z orkiestrą i chórem Polskiego Radia pod dyrekcją Jerzego Gerta (1960 r.).

    Czy moi Szanowni Komentatorzy uznają to za "darwinizm społeczny"? Oczywiście wspomniani przeze mnie panowie z FK przeprowadzili dość ostrą selekcję - ale była ona przeprowadzona w odpowiednim momencie oraz fachowo i merytorycznie. Po prostu dostaliśmy szansę rozwoju w kierunku, który odpowiadał naszym, rzetelnie ocenionym zdolnościom. Jako staremu belfrowi marzy mi się, aby podobny system mógł stać się regułą.

    Młody człowiek uczy się (i to z radością, bo w większości przez zabawę!) od początku życia. Wiele dzieci w początkowych klasach szkoły podstawowej wykazuje ogromny głód wiedzy. Dzieciaki zadają szereg pytań, które często denerwują dorosłych ("w którym miejscu zaczyna się kula, co na obiad gotują u króla..."). Charakterystyczne jest, że na studentach trzeba wymuszać zadawanie pytań - po prostu "urawniłowka" wszczepiona im przez system edukacji skutecznie młodych ludzi do tego zniechęciła.

    Mam takie marzenie, aby każde uzdolnione dziecko otrzymało swoją szansę. Dowolny system badania inteligencji wskazuje, że tych szczególnie uzdolnionych jest w populacji jedynie kilka procent. Te dzieci powinny otrzymać swoją szansę - wymaga to jednak poświęcenia ich rozwojowi indywidualnej uwagi. Nie może to jednak być związane z jakąkolwiek dyskryminacją - wracając do mojego przykładu z chórem nie wszystkie dzieci będą mogły osiągnąć poziom pozwalający im na profesjonalne śpiewanie w operze Szymanowskiego, są jednak chóry szkolne, amatorskie itp. Selekcja nie oznacza więc zamykania więc drogi. Rozwiązaniem mogłaby być instytucja indywidualnego opiekuna (tutora). Przecież i tak dzieje się w praktyce - w wielu rodzinach takimi "tutorami" są po prostu rodzice, w ten sposób powstają przecież "dynastie" fizyków, lekarzy, prawników itp. (a nawet polityków). Tutorami są przecież także korepetytorzy (plaga edukacji polskiej, ale również systemu singapurskiego). Problemem jest jednak system selekcji, która najczęściej nie jest merytoryczna.

    Jako stary belfer zapewniam Państwa, że najtrudniej jest uczyć własne dzieci. Wielu chirurgów stosuje zasadę, że nie operuje się członka bliskiej rodziny, emocje bowiem mogą osiągnąć niebezpieczny poziom. Poza tym pokusa nieformalnej pomocy swemu dziecku z wykorzystaniem pozycji i "układów" jest zbyt duża - w końcu kochamy swoje dzieci i chcemy dla nich jak najlepiej. Ja od szkoły podstawowej chciałem studiować fizykę, a "rada rodzinna" wypchała mnie na studia inżynierskie (bo co ty będziesz po tych studiach robił - cudze dzieci uczył?). Przeniosłem się po drugim roku (już miałem wtedy więcej do gadania). Rzeczywiście uczyłem, ale nie tylko - jak to na uczelniach.  

    Innym w praktyce realizowanym sposobem są korepetycje. Tu działa finansowe kryterium doboru. Organizacja systemu, a zwłaszcza centralizacja oceniania wspiera takie rozwiązania. Łatwo jest poprowadzić naukę "pod test" (testy z rozwiązaniami są publikowane w prasie), a znacznie trudniej pod indywidualny i interakcyjny egzamin.

     Na początku muszą stać szeregowi nauczyciele. Nie można przecież liczyć na to, że czterolatek tak jak W.A.Mozart będzie już komponował i sam pchał się do fortepianu. Opiekunem małego Mozarta był ojciec.  
Ale jak nauczyciel ma znaleźć najzdolniejsze dzieci w klasie? A trzeba to zrobić szybko, dopóki jeszcze system edukacji nie zniechęci ich do zdobywania wiedzy. Najzdolniejsze dzieci w młodszych klasach najczęściej po prostu się nudzą - i dlatego często "rozrabiają".  Należy więc zwrócić uwagę na "troublemakerów" i następujące cechy podopiecznych:
 
Wyjątkowo dobra pamięć
Głód wiedzy, ciągłe zadawanie pytania
Koncentracja na zadaniu i staranność
Zainteresowanie rozmową ze starszymi osobami
Trudna akceptacja przez grupę rówieśniczą
Ruchliwość na pograniczu ADHD

     Wzorowi (piątkowi) uczniowie najczęściej sprawdzają się w sformalizowanych strukturach wymagających dyscypliny - od korporacji i przemysł wytwórczy po akademicką naukę. Świat jednak popychają naprzód jednostki twórcze i niepokorne. Wbrew pozorom najczęściej nie szukają one sukcesu finansowego - czym bowiem jest wysokość Nagrody Nobla w porównaniu z apanażami prawników, prezesów banku lub nawet przeciętnych piłkarzy. Oczekują za to możliwości własnego rozwoju bez potrzeby codziennej walki o fizyczne przetrwanie. Największą nagrodą dla takich osób jest uznanie w ich środowisku, a nie posiadanie najnowszego modelu Bentleya. Natomiast to właśnie takie niepokorne, ponadprzeciętnie inteligentne jednostki, które nie dają się wcisnąć w sztywne ramy wielkich organizacji popychają nasz Świat w rozwoju.

     Należy sobie również zdać sprawę, że nowe idee trzymają się młodych ludzi. Jeśli ktoś nie przygotuje sam i nie obroni przed 30 doktoratu (proszę tego nie mylić z ukończeniem studiów III stopnia zwanych "doktoranckimi") lub nie zanotuje do tego wieku znaczących osiągnięć naukowych właściwie jest już stracony:
"Wiek nad fizykiem wisi jak bat - oby umarł będąc wciąż żywym mając 30 lat" (P.A.M.Dirac - ale on dostał Nobla w wieku 31 lat...). Znany chyba wszystkim studentom fizyki Lew Dawidowicz Landau (Nobel 1962) rozpoczął studia wyższe mając 14 lat (czyli w wieku ucznia 8 klasy naszego liceum)...

    Im wcześniej takie jednostki znajdziemy i ułatwimy im (nie narzucimy!) wybór własnej drogi tym większy sukces odniesiemy jako społeczeństwo. Wielu poniesie niejedną porażkę, ale należy to traktować jako "koszty własne".

     Skąd wziąć "tutorów"? Czasem można znaleźć ich w pobliżu - nawet na krakowskich plantach - Hugo Steinhaus spotkał tam Stefana Banacha, którego uważał za największe swoje matematyczne odkrycie. Trudno krócej wyrazić do czego ma dążyć opiekun (tutor) - jego celem powinno być, aby uczeń prześcignął mistrza! To przecież jest warunkiem rozwoju.
W moim przekonaniu wśród nauczycieli jest wiele osób, które sprostałoby takim wysokim wymaganiom stawianym opiekunom i mogliby się z powodzeniem podjąć prowadzenia kilku ponadprzeciętnie inteligentnych młodych ludzi. Nie będzie ich przecież zbyt wielu - zależy to od rocznika, jednak statystyka wskazuje, że liczba uczniów, którzy powinni otrzymywać takie indywidualne wsparcie w rozwoju nie przekracza 1-2% ogółu. Bazę i pierwszy stopień selekcji mogłyby stanowić zmodyfikowane kółka zainteresowań, jednak decydowałaby opinia opiekuna, który byłby zobowiązany dbać o rozwój swych podopiecznych. Ich pozycja powinna być na tyle silna, aby opinia mogła być decydująca w ocenie przebiegu standardowych zajęć szkolnych, a nawet o przyspieszeniu edukacji szkolnej (np. opanowanie materiału 2 klas w jeden rok). Musi się to oczywiście wiązać z odpowiednim poziomem wynagradzania opiekunów. Nie powinni być oni ograniczani w doborze materiału, który powinien być przez opiekuna elastycznie dostosowywany do indywidualnych zainteresować podopiecznych.  

     Co jednak najważniejsze - indywidualni opiekunowie (tutorzy) muszą mieć całkowitą autonomię w doborze podopiecznych (podobnie jak wspomniani panowie z chóru chłopięcego FK) i niezależność - podobnie jak słynna grupa Eliota Nessa zwana "Nietykalnymi" (The Intouchables), która walczyła z sukcesem z gangsterskim podziemiem w USA w latach trzydziestych ubiegłego wieku. Oczywiście musi się to wiązać się z obowiązkami oraz wysokim wynagrodzeniem. Taki system dla ponad inteligentnych dzieci mógłby z powodzeniem funkcjonować wraz z tradycyjnymi szkołami.

Ech, rozmarzyłem się...







barbie
O mnie barbie

Nazywam się Tomasz Barbaszewski. Na Świat przyszedłem 76 lat temu wraz z nadejściem wiosny - była to wtedy niedziela. Potem było 25 lat z fizyką (doktorat z teoretycznej), a później drugie tyle z Xeniksem,  Uniksem i Linuksem. Dziś jestem emerytem oraz bardzo dużym wdowcem! Nigdy nie korzystałem z MS Windows (tylko popróbowałem) - poważnie! Poza tym - czwórka dzieci, piątka wnucząt, dwa koty (schroniskowe dachowce), mnóstwo wspaniałych wspomnień i dużo czasu na czytanie i myślenie.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo