Święto Wiosny - public
Święto Wiosny - public
barbie barbie
165
BLOG

Idzie wiosna - a z nią spór o aborcję!

barbie barbie Społeczeństwo Obserwuj notkę 14
"A wie mama, co ja zrobię? Ja się z Hanką ożenię! ... Ona wzięła tysiąc złotych i pójdzie za swojego finanzfacha" (Gabriela Zapolska "Moralność Pani Dulskiej")

Dziewczyny i chłopaki! 

    Nie dajcie się podzielić starym, zgorzkniałym prykom! Świat pędzi naprzód i to jest (lub wkrótce będzie) Wasz Świat. Dobre rady są zawsze w cenie, ale nie sądzę, aby odchodzące wraz ze swymi poglądami pokolenie było uprawnione do arbitralnego decydowania o najistotniejszych dla Was sprawach. Życie, które właśnie rozpoczęliście na "własny rachunek" będzie bowiem Waszym życiem.

    Wkrótce rozpoczyna się wiosna. Dla mnie, człowieka 75+, a więc już dawno niezdolnego do służby wojskowej i w zasadzie w okresie "obsługi pogwarancyjnej" będzie to po prostu tylko kolejna wiosna. Dla wielu z Was będzie to zapewne znów obudzenie się uczuć i nowych nadziei, snucie planów na przyszłość - a może nawet rozpoczęcie nowego etapu życia. A każda podróż kiedyś się rozpoczyna...

Pozwólcie jednak staremu prykowi na zacytowanie tekstu bardzo starej piosenki:

"Że srebro i złoto to nic, chodzi o to, by młodym być i więcej nic,

Nie rozgłos, nie sława, nie stroje, zabawa, lecz młodym być i więcej nic.

A jeszcze do tego mieć kogoś bliskiego i kochać go, i więcej nic,

Najbiedniejszym być, najskromniejszym być, ale mieć przed sobą świat,

Zakochanym być i kochanym być, i mieć wciąż dwadzieścia lat."

   Politycznym tematem dnia będzie już wkrótce wkrótce aborcja. Znów panie i panowie politycy z reguły w dojrzałym (lub przejrzałym) wieku będą decydować a Waszym życiu i próbować Wam narzucić własne poglądy i przekonania.

    Nie dajcie się omamić. Pamiętam stare powiedzonko "krew nie woda - majtki nie pokrzywy". Czy aborcja jest złem? Oczywiście, lecz może też być ostatnim ratunkiem. Za tzw. "moich czasów", czyli od 1956 r. (miałem wówczas 8 lat) sprawę przerwanie ciąży ustawowo dopuszczano w następujących przypadkach:

gdy za przerwaniem ciąży przemawiały wskazania lekarskie dotyczące zdrowia płodu lub kobiety ciężarnej;

gdy zachodziło uzasadnione podejrzenie, że ciąża powstała w wyniku przestępstwa

ze względu na trudne warunki życiowe kobiety ciężarnej.

    Jednak w praktyce, aborcja była wykonywana na życzenie kobiety. Co prawda kobiety musiały składać oświadczenia o swojej sytuacji życiowej, lecz lekarze byli zobowiązani je weryfikować do 1959 roku. Później zabiegi przeprowadzano na życzenie kobiet.

    Próby zaostrzenia tej ustawy trwały od połowy lat 1970 i zakończyły się dopiero (ciekawe dlaczego?) w 1993 r. tak zwanym "pierwszym kompromisem aborcyjnym", który wykluczył punkt o "trudnych warunkach życiowych" dopuścił jednak badania prenatalne i jako powód aborcji "duże prawdopodobieństwo ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu". Próbę reaktywacji dopuszczalności przerywania ciąży z powodu "trudnych warunków lub sytuacji osobistej" kobiety podjęto w 1996 r. (za rządów lewicy), lecz już w następnym roku została ona zablokowana przez ówczesny Trybunał Konstytucyjny. Równocześnie w 1997 r. wprowadzono w Kodeksie Karnym penalizację niezgodnej z nową ustawą aborcji (nie wprowadzono kar dla kobiet, które poddały się zabiegowi aborcji). Od 2016 r. podejmowano liczne próby zaostrzenia przepisów o aborcji, które zakończyły się sukcesem w 2020 r. na skutek wyroku Trybunału Konstytucyjnego.

    Zestawienie tych faktów jasno wskazuje, że po zakończeniu okresu PRL konsekwentnie zaostrzano ustawy aborcyjne oraz przepisy im towarzyszące (wprowadzając np. tak zwaną "klauzulę sumienia) czyniąc je jednymi z najbardziej restrykcyjnych na całym Świecie.

Tyle prawo, a co na to praktyka?

   To znów zależy w jakim okresie. W czasach wczesnego PRL młode dziewczyny, które zaszły w ciążę były bardzo silnie stygmatyzowane. Pomimo, że zgodnie z prawem można było podejmować współżycie seksualne od ukończenia 15 lat, to dziewczyna (nawet jeśli ukończyła 18 lat) była wręcz automatycznie usuwana ze szkoły i kierowana do szkoły wieczorowej. Często zajście w ciążę wiązało się z wymuszonym zakończeniem studiów dziennych. Motywowano to koniecznością zachowania norm moralnych (chyba Pani Dulskiej?). Dość długo istniały oddzielne szkoły (zwłaszcza licea) dla dziewcząt i chłopców - ja sam chodziłem do męskiej szkoły podstawowej i męskiego liceum. Dziewczęta pojawiły się w pierwszej klasie licealnej w roku, w którym zdawałem maturę.

   W PRL dbano także o "moralność" studentów - osobne akademiki, ograniczone dni i czas odwiedzin, pozostawianie legitymacji na portierni itp. Krążyły również legendy o dodawaniu do posiłków w stołówkach studenckich bromu w celu zmniejszenia popędu męskiego seksualnego.

    W wielu kręgach społeczeństwa kierowano się jednak wówczas dość oczywistą zasadą - w ciążę nie zachodzi się pojedynczo. Środki antykoncepcyjne były wówczas średnio skuteczne i w dodatku mogły zniechęcać do bliższego kontaktu fizycznego. Mówiliśmy, że najlepszym środkiem antykoncepcyjnym jest "szklanka wody zamiast!". Wiele par stosowało "watykańską ruletkę" z wiadomymi rezultatami. W rezultacie w moim ówczesnym środowisku studenckim aborcje były dość powszechne, ale jak pamiętam z "wieczornych rodaków rozmów" w większości przypadków realizowano je w prywatnych gabinetach i odbywało się to w porozumieniu dziewczyny i chłopaka. Ewentualnie pozostawał szybki ślub. O pigułce "dzień po" nikt nawet nie marzył. W każdym razie nie przypominam sobie, aby postawy chłopaków wyrażone w piosence "Autobiografia" Perfectu były w moim środowisku typowe:

Powiedziała mi

Że kłopoty mogą być

Ja jej, że egzamin mam

Odkręciła gaz

Nie zapukał nikt na czas...

   Inaczej jednak rzeczy się miały w innych kręgach - patrz choćby "Poemat dla dorosłych" Adama Ważyka. Liczba aborcji była wówczas ogromna - dane ze państwowych szpitali są chyba mocno zaniżone, bo bardzo popularne były ogłoszenia prasowe "Ginekolog - pełny zakres usług!". Te gabinety były oczywiście płatne, ale zapewniały o wiele większą dyskrecję.

    Podejście lekarzy w państwowych szpitalach bywało bardzo różne - moja żona w 1976 r. (dwa lata po ślubie) poszła na sprawdzenie do "Poradni K". Miała wówczas 24 lata, wyglądała na znacznie młodszą, a lekarz stwierdził, tak, jest Pani w ciąży, i wprost się jej zapytał "czy naprawdę chce Pani urodzić to dziecko?". Wróciła szczęśliwa, lecz zapłakana. Ot, zderzenie się z prawdziwą rzeczywistością... 

    Szanowni młodzi Panowie "zdatni do służby wojskowej" nie zostawiajcie swych kobiet samym sobie! Nie porzucajcie ich na pastwę pań w wieku "pobalzakowskim", starych pryków, a nawet 50-cio latków. Wspomagajcie swe kobiety w walce o godne życie, o prawo do miłości, o prawo do rodzenia w ludzkich i bezpiecznych warunkach, o dostęp do skutecznych środków antykoncepcyjnych. Niech już żadnej nie wpadnie do głowy pomysł odkręcenia gazu. Niech już żadna kobieta (od kobiety!) nie usłyszy na porodówce "boli? Musi boleć! Nie trzeba było rozkładać nóg!".

 Trzeba nareszcie skończyć z traktowaniem kobiet jako inkubatorów. W ciążę nie zachodzi się w pojedynkę. Błądzić jest rzeczą ludzką, ale prawdziwa miłość jest piękna i takiej Wam na tą wiosnę życzę. Nie ma na co czekać - młodość minie. Zadbajcie o piękne wspomnienia na starość - przecież "dziewczyny tańczą jedno lato...". Czy warto więc czekać? Czy naprawdę - „Muszę najpierw skończyć studia - a ja zdobyć jakiś zawód (koniecznie)" (c) Jan Kaczmarek.


barbie
O mnie barbie

Nazywam się Tomasz Barbaszewski. Na Świat przyszedłem 76 lat temu wraz z nadejściem wiosny - była to wtedy niedziela. Potem było 25 lat z fizyką, a później drugie tyle z Xeniksem,  Uniksem i Linuksem. Dziś jestem emerytem oraz bardzo dużym wdowcem! Nigdy nie korzystałem z MS Windows (tylko popróbowałem) - poważnie! Poza tym - czwórka dzieci, piątka wnucząt, dwa koty (schroniskowe dachowce), mnóstwo wspaniałych wspomnień i dużo czasu na czytanie i myślenie.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo