barbie barbie
1460
BLOG

PIC edukacyjno-egzaminacyjny

barbie barbie Rozmaitości Obserwuj notkę 34

    NIK nie zostawiła przysłowiowej suchej nitki na systemie egzaminacyjnym działającym w polskich szkołach. Wyniki kontroli wykazały, że co czwarta praca, co do oceny której uczniowie zgłosili zastrzeżenia został rzeczywiście oceniona błędnie. Co więcej – z tego faktu komisja egzaminacyjna nie wyciągnęła żadnych konsekwencji. Cóż – urzędnicza „normalka”. Bardziej przeraziły mnie jednak wypowiedzi osób odpowiedzialnych za wprowadzenie i działanie tego systemu.

„Historyk w znanym warszawskim liceum społecznym” wypowiada się dla Newsweeka:

„...sposób rozwiązywania zadań maturalnych jest w większości szkół intensywnie ćwiczony, więc jest to egzamin dosyć dobrze znany, oswojony.”. I dodaje: „Trzeba po prostu kontrolować egzaminatorów”.Trawersując znane chyba Panu historykowi powiedzenie przypisywane Klaudiuszowi warto zapytać „a kto będzie kontrolować kontrolujących?”

     Cytowana w tym samym artykule jest również wypowiedź pewnego profesora, który twierdzi, że stary system oceniania matur był „wylęgarnią nieuczciwości” i domeną „nieformalnych działań dziadków i szwagrów” ma potwierdzać poprawność „zobiektywizowanego systemu ślepych ocen”. Cóż, niezbyt pochlebnie ocenia Pan Profesor moralność swych kolegów, zapomina jednak o tym, że „stara” matura była po prostu egzaminem końcowym, potwierdzającym zakończenie etapu wykształcenia ogólnego, a po niej czekał wielu świeżo upieczonych maturzystów konkretny egzamin wstępny na studia.

    Polski system edukacyjny „rozkawałkowano”.Mamy „test szóstoklasisty”, potem „test gimnazjalisty” a potem „test maturalny” (jedyny, który można „oblać”). Oczywiście „publikatory” zamieszczają co roku arkusze wraz z poprawnymi (czytaj „oczekiwanymi według klucza”) odpowiedziami. Rezultat jest oczywisty – rozwiązywanie tych testów jest „intensywnie ćwiczone” - wszak szkoły (zwłaszcza płatne) chcą się pochwalić „sprawnością nauczania”. Na prawdziwą naukę pozostaje więc niewiele czasu. W gimnazjach i liceach pierwszy rok nauczyciele muszą w dużym stopniu poświęcić na powtórki i wyrównanie braków, a trzeci to z kolei „przygotowanie do testu lub matury” - a więc intensywny trening sprawności wypełniania arkuszy testowych zgodnie z oczekiwaniami „Wysokiej Komisji”. Podobną metodę stosowały szkoły nauki jazdy – wkuwanie testów „na okrągło” uprawdopodabniało sukces (przynajmniej na egzaminie teoretycznym).

    „Rozkawałkowanie” objęło także uczelnie – mamy licencjat („studia” I stopnia), potem „magisterskie uzupełniające (II stopnia), a w końcu studia doktoranckie (III stopień). Tylko patrzeć, jak wprowadzi się na uczelniach „zobiektywizowany system ślepych testów”.

Efekty są wręcz tragiczne. Zajęcia na uczelniach prowadzę od 1974 roku. Brałem też udział jako egzaminator w egzaminach wstępnych na politechnikę, wizytowałem z ramienia uczelni matury w krakowskich liceach. Z całą odpowiedzialnością twierdzę, że tak zwana „reforma oświatowa” spowodowała śmiertelną zapaść polskiego systemu edukacyjnego. Większość studentów nie powinna w ogóle się na studiach znaleźć – i to z dwóch powodów:

Braku elementarnej wiedzy - dotyczy do nie tylko fizyki i matematyki – ale również historii i języka polskiego (błędy ortograficzne, ale również formułowanie zdań!),

    Braku chęci do zdobywania wiedzy – obowiązuje zasada ZZZ (Zakuć, Zdać, Zapomnieć). Najlepiej, aby dostarczyć grupie zestaw testów na egzamin z poprawnymi odpowiedziami. Wkują, na chwilę (na egzamin) zapamiętają i „będzie z głowy”. O zadawaniu pytań na wykładzie nie warto nawet wspominać – studenci, jeśli o coś zapytają to „kiedy dostaniemy zestaw pytań na egzamin”...

Oczywiście, zdarzają się chlubne wyjątki - ale niestety coraz rzadziej...

    W efekcie „polskie społeczeństwo innowacyjne” mają budować sprawni „zdawacze” testów. Jeśli nie daj Boże jakieś pytanie wymaga skojarzenia różnych faktów to zaraz egzaminator usłyszy „tego nie przerabialiśmy!”. Lojalnie muszę przyznać, że układający testy starają się wprowadzać zadania wymagające zastanowienia się, ale to syzyfowe wysiłki – w szkołach i tak liczy się liczba „przerobionych” testów, co skutecznie odzwyczaja uczniów od myślenia. Afera z zaklejaniem dzieciom buzi jest symptomatyczna - „pierwszaki” pytają „na wyprzódki”, chcą odpowiadać „psze Pani, ja, ja!!!”. Studentom zaklejać ust nie potrzeba – i tak siedzą cicho. „System edukacyjny” dobrze ich wytresował.

    Na mojej maturze z fizyki nie tylko musiałem odpowiedzieć na pytania teoretyczne, lecz również rozwiązać konkretne zadanie – i przeprowadzić proste doświadczenie! Egzaminatorzy zadawali także pytanie – niektórym „naprowadzające”, innym pozwalające na lepsze zaprezentowanie swojej wiedzy. Komu to przeszkadzało?

Nauczycielom trzeba ufać – a jeśli na to zaufanie nie zasługują to powinni zmienić zawód.

    Poza tym egzamin musi sprawdzać wiedzę i nabyte umiejętności. O wielu lat prowadzę kursy i egzaminy dla specjalistów – profesjonalnych administratorów systemów komputerowych określanych jako „mission critical”. Początkowo był to UNIX, dziś jest to LINUX. Testy wyboru są stosowane absolutnie wyjątkowo i jedynie na początkowym etapie. Zasadą są egzaminy praktyczne – kandydat otrzymuje do rozwiązania zestaw konkretnych problemów. Taki egzamin przy komputerze z wykorzystaniem maszyn wirtualnych trwa od 2,5 do 4 godzin – aby uzyskać pozytywny wynik trzeba otrzymać (w zależności systemu i poziomu) od 70% do 80% maksymalnej liczby punktów. Egzaminy na poziomy podstawowe są oceniane automatycznie – ale sposób rozwiązania problemy jest dowolny. Sprawdzaniu podlega jedynie efekt końcowy – jeśli uzyskano cel postawiony w zadaniu rozwiązanie jest uznawane za poprawne.

   Egzaminy na poziomy zaawansowane są wstępnie sprawdzane automatycznie, lecz później wynik weryfikują jeszcze specjaliści. Tak zwana „zdawalność” wynosi średnio ok. 20-60% (w zależności od poziomu egzaminu). Oczywiście jako nauczyciel (instruktor) muszę również okresowo zdawać egzaminy potwierdzające aktualność mojej wiedzy (a systemy komputerowe rozwijają się dość szybko) oraz egzamin z umiejętności dydaktycznych.

    Dzięki konsekwentnemu utrzymywaniu – a nawet podwyższaniu poziomu uzyskiwane po tych egzaminach dyplomy Inżyniera Systemowego czy Architekta Rozwiązań są powszechnie szanowane i uznawane na całym świecie otwierając drogę do wysokich (najczęściej pięciocyfrowych) zarobków.

    Musimy wreszcie skończyć z edukacją „dla picu i pro-forma”, której produktem są niestety najczęściej niewiele warte papierki (zwane dyplomami).Niestety, na prawdziwe świadectwo dojrzałości (maturę) nie wszyscy zasługują. Upieranie się przy tym, ze każdy może skończyć studia i dostać dyplom (a nawet – o zgrozo doktorat!) może tylko być korzystne dla różnych urzędników ministerialnych (wicie-rozumiecie – wskaźniki maturzystów, magistrów czy doktorów na 1000 mieszkańców wzrosły nam w kolejnym roku o N% - jest to niewątpliwy sukces naszej polityki!) - ale na pewno nie wpłynie na „innowacyjność” i pozycję Polski na Świecie. Skończmy wreszcie z tym edukacyjnym picem!

barbie
O mnie barbie

Nazywam się Tomasz Barbaszewski. Na Świat przyszedłem 76 lat temu wraz z nadejściem wiosny - była to wtedy niedziela. Potem było 25 lat z fizyką (doktorat z teoretycznej), a później drugie tyle z Xeniksem,  Uniksem i Linuksem. Dziś jestem emerytem oraz bardzo dużym wdowcem! Nigdy nie korzystałem z MS Windows (tylko popróbowałem) - poważnie! Poza tym - czwórka dzieci, piątka wnucząt, dwa koty (schroniskowe dachowce), mnóstwo wspaniałych wspomnień i dużo czasu na czytanie i myślenie.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości