Komentuj, obserwuj tematy,
Załóż profil w salon24.pl
Mój profil
Lord Stark Lord Stark
2083
BLOG

Obłęd romantycznych patriotów

Lord Stark Lord Stark Polityka Obserwuj notkę 79
"Obłęd '44, czyli jak Polacy zrobili prezent Stalinowi wywołując Powstanie Warszawskie" - książka Piotra Zychowicza jeszcze na dobre nie zagościła na półkach czytelników, a już wywołuje ogromne emocje. Największe i zarazem najbardziej groteskowe wśród patriotycznych romantyków.

Są na świecie dwie rzeczy, których nie lubię. Gdyby nie istniała lewica i lewactwo wszelakie, najbardziej nie lubiłbym właśnie romantycznych patriotów. W sytuacji obecnej zajmują więc dopiero drugie miejsce. Wraz z nimi istnieje jakiś śmieszny dogmat o nieomylności przodków, o słuszności wszystkich czynów, o wielkości i o podłości tych, którzy chcą coś w naszej historii podważyć. Czytam komentarze pod artykułem o Zychowiczu na portalu braci Karnowskich wpolityce.pl i ciekawe komentarze - pochwalne bądź polemiczne - można przeczytać na palcach jednej ręki. Większość to epitety bezmózgów w stylu "jak ten gnojek śmie", "Do Rzeczy i tym podobnych szmatławców nie czytam", "kolejna akcja plucia na Polskę" itd. itp. W tej chwili interesuje mnie tylko samo zjawisko, co do treści wypowiedzieć się nie mogę, bo książki (jak pewnie większość) jeszcze nie przeczytałem, ani nie kupiłem. Na razie jestem jedynie po lekturze krytycznego artykułu Piotra Semki w "Do Rzeczy" (to ten szmatławiec, który "pluje na Polskę" i stoi murem za "tym gnojkiem, który śmie pisać").

Dogmat o nieomylności, to mniej więcej ten sam poziom, który środowiska lewicy przedstawiają w swojej wizji historii, działający tylko w drugą stronę. Jedni stoją na stanowisku, że wszystko było idealnie, a klęski są winą wyłącznie sojuszników, słowem - wszystkich, tylko nie nas samych. Drudzy twierdzą, że wszystko było klęską, jesteśmy narodem nieudaczników, wariatów, i budowniczych stodół dla żydowskich sąsiadów. No i jeszcze grupa trzecia, która stoi po środku. Grupa, która nie tworzy historii ze swym centrum w Jedwabnem, ale też nie stawiająca na piedestale ludzi, którzy posłali na śmierć 200 tysięcy warszawiaków i najlepszą, patriotyczną młodzież, wierząc naiwnie w pomoc "sojuszników" stojących na drugim brzegu Wisły.

Nie bronię samej książki, jak już podkreślałem. Szczególnie, że Semka wytyka w swoim artykule błędy Zychowiczowi dość istotne. Być może rzeczywiście się tam znajdują, a podejrzewam, że tak, mając w pamięci niektóre zbyt optymistyczne i dziwne tezy z książki "Pakt Ribbentrop-Beck". Chodzi tu tylko o to ciasne myśle hurrapatriotyczne, szkodliwe zawsze i wszędzie. Swego czasu prowadziłem na facebooku polemikę nt. pierwszej książki Zychowicza z jednym ignorantem (a są podstawy by nazwać go kretynem). Dlaczego aż tak? Człowiek ów kłócił się, silił na argumenty, mówił tradycyjnie hasła w stylu "plucie na Polskę", "wiadomo, że było inaczej". Argumenty, które przytaczał było bardzo śmieszne, gdyż wszystkie z łatwością obalałem, podpierając się Zychowiczowskimi twierdzeniami, podpartymi z kolei solidną bibliografią (chodziło nawet nie o główne tezy, a o sprawy poboczne i o niuanse). W końcu okazało się, że mój oponent krytykował książkę.... w ogóle jej nie czytając ("bo to brednie", i znów "bo wiadomo, że było inaczej" etc). Jak nazwać to inaczej niż ignorancją i to na kolosalnym poziomie? Może lepiej pasuje tylko "hurrapatriotyczne zaczadzenie ukutymi przez lata dogmatami".

Bardzo lubię historię i jej - moim zdaniem - najpiękniejszą definicję. Że jest nauczycielką życia. Historia natomiast - w środowiskach romatyków - jest swego rodzaju jedenastym przykazaniem, a krytyka niektórych jej aspektów ósmym grzechem głównym. Pycha, chciwość, nieczystość, zazdrość (...), krytyka polskiej historii. Jeśli ktoś odważy się skrytykować Powstanie, politykę rządu emigracyjnego, naiwność dowódców i polityków, całą akcję "Burza", mającą na celu ujawnienie się AK i pomoc w walce Sowietom (którzy odwdzięczali się później całkiem nie jak sojusznicy" - i niby nie można było tego przewidzieć, albo zatrzymać chociaż w pewnym momencie, gdy się widziało, co robi NKWD z dowódcami AK?) skazuje się na jeden wielki bluzg i - co bardzo jaskrawo pokazuje polemiczne możliwości romantycznych patriotów - na ciągłe oskarżenia o "plucie na Polskę", o "sprzyjanie Rosji i Niemcom". A przy okazji na zasypanie pustymi hasłami, których w żaden sposób obronić się nie da - że "gdyby nie powstanie, mówiłbyś po niemiecku/rosyjsku" etc.

Romntycznym patriotom wydaje się też, że ten nagły rewizjonizm to najwyższej próby  realizacja komunistycznej wersji historii, polegającej na dezawuowaniu podziemia, żołnierzy wyklętych, AK i NSZ. I w tym właśnie właśnie momencie należy przypomnieć o Józefie Mackiewiczu, o jego starszym bracie Stanisławie Cat-Mackiewiczu, czy o wielkim Stefanie Kisielewskim. Dwie cechy łączące tę trójkę wielkich publicystów (pierwszą z brzegu, byli też inni)? Radykalny antykomunizm i krytyka, tego czego tak zajadle bronią stroniący najwyraźniej od jakiekolwiek lektury romantycy (na przykładzie ów fejsbukowicza, który tezy Zychowicz krytykował na zasadzie "bo tak"). Kisielewski wielokrotnie spotykając się z Władysławem Bartoszewskim zarzucał mu (pół żartem, pół serio, ale celnie) zburzyłeś mi Warszawę. Sam Zychowicz też nie wziął się znikąd, na pewno też nie był szkolony w ośrodkach dywersyjnych KGB na Krymie. Jest uczniem wielkiego profesora Pawła Piotra Wieczorkiewicza, którego wyznawanie realizmu historycznego narażało bezustannie na ataki - i z prawa i z lewa. Nikt z tych ludzi nie podważał też bohaterstwa zwykłych powstańców i w ogóle AKowców. To też bardzo przykre, że hurrapatrioci przyrównują tak myślących ludzi do środowisk lewicy, które działalność podziemia krytykują całościowo i walczą zaciekle, by nie czcić jego wielkości w jakikolwiek sposób. Jest to zwyczajna głupota.

Dla ów romantycznych patriotów kilka cytatów z Cata: 

"W 1945 roku Polska znalazła się w otchłani klęski. Stało się tak nie tylko ze względu na zły los, ale też na skutek własnych naszych błędów, błędnej polityki kierowników naszego państwa i błędnych nastrojów społeczeństwa. (...)
Możemy więc załamywać ręce i twierdzić, że zostaliśmy perfidnie oszukani i porzuceni przez sojuszników, i będzie to zgodne z prawdą. Ale to, co się nazywa "rozumem stanu" nie polega na biadaniu ex post nad przewrotnością wspólników, lecz na umiejętności przewidywania, czy układy nam proponowane będą czy też nie będą przez kontrahenta dotrzymane. A ci, którzy podjęli się kierować naszymi losami, nie tylko politycznie przewidywać, lecz politycznie myśleć nie umieli."

"Nasze ulubione hasła w rodzaju: „Poszli nasi w bój bez broni” – byłyby w Anglii uważane nie tylko za dowód choroby umysłowej, ale i za zbrodnię. Przyjmowanie wojny w warunkach sprawiających, iż przeciwnik może ci zabić sto razy więcej ludzi niż ty jemu, nie mieści się w rozumowaniu angielskim."

"Wilnianie oczywiście nie mieli powodu bronić wtedy swego miasta przed Rosjanami na spółkę z Niemcami, ponieważ miasto było przez Niemców okupowane; ale jeszcze mniej powodów mieli do pomagania Rosjanom w zdobywaniu miasta; okupacja niemiecka miała charakter przejściowy, okupacja sowiecka zapowiadała się na stałe." (To zdanie o Wilnie idealnie opisuje sens całej akcji "Burza")

I jeszcze Kisielewski o powstaniu:

"Powstanie warszawskie, tak jak i inne nasze powstania, nie było aktem dojrzałej męskości: było aktem zniecierpliwienia, młodzieńczej niepowściągliwości. I dlatego przyniosło szkodę podstawowemu aksjomatowi patriotyzmu, jakim jest istnienie narodu ponad wszystko. W naszej sytuacji walka o honor kosztem 30 % polskiego potencjału kulturalnego i gospodarczego (taki bowiem procent co najmniej stanowiła Warszawa) była poniekąd aktem egoizmu, krótkowzroczności, nieopanowania – i nieprzemyślenia."

Historia, jako nauczycielka życia, uczyć powinna nie tylko dumy z własnych dokonań i bohaterskiej walki zwykłych żołnierzy. Powinna też uczyc o naszych błędach, błędach dowództwa. A były to błędy, które popełniono nie dlatego, ze nie można było czegoś przewidzieć, ale błędy właśnie dlatego, że - mimo możliwości - naiwnie nie chciano tego czegoś dostrzec i zrozumieć. Lewicowa negacja bohaterstwa i romantyczna negacja konstruktywnej krytyki przez część prawicy są na jednym, żenującym poziomie. W tej sprawie dojść można jednak do pocieszającego wniosku - że jeśli okładany i obrażany jesteś z każdej możliwej strony, wzbudzasz złość we wszystkich, to najwyraźniej masz rację.

Czy Zychowicz w swej książkę ma rację? Nie wiem, przekonam się. Na pewno jednak ma rację, że pisze o sprawach trudnych i wymagających korekt. I głosi hasła wbrew antynarodowej lewicy i hasła wbrew romantycznym patriotom z klapkami na oczach. Jedni i drudzy szkodzą. Którzy bardziej, to już kwestia sporna. Ale, że szkodzą oboje, to pewne.

Lord Stark
O mnie Lord Stark

TWITTER: https://twitter.com/Stark_PM FACEBOOK: https://www.facebook.com/LordStarkPM

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka