Od jakiegoś czasu jestem członkiem facebook’owej grupy zrzeszającej polskich Żydów, mimo że sam Żydem nie jestem. Jestem jednak głęboko zainteresowany państwem Izrael, mogę nawet powiedzieć, że zainteresowanie to jest częścią mojego życia - bywam Izraelu prawie codziennie.
Tom Segev napisał kiedyś, że wykształcić izraelską tożsamość Żydów znaczyło tyle, co zapomnieć o żydowskiej tradycji sprzed powołania Izraela. Wierzę, że dzisiejsi izraelscy Żydzi będą kształtować swą tożsamość także w oparciu o pamięć o krzywdach, które ich państwo czyni innym. Dlaczego? Bo część z nich wierzy, że spojrzenie na innego pomaga zrozumieć samego siebie. Inny jest tuż obok, w Jerozolimie Wschodniej, za murem, który oddziela Zachodni Brzeg Jordanu od Izraela, w umęczonej Strefie Gazy. Inny to także potomek tych, którzy nie zostali zmuszeni do ucieczki, kiedy powstał Izrael - to ten, który żyje najbliżej, bo dzieli obywatelstwo Izraela, choć Żydem nie jest, a „państwo żydowskie” nie pozwala mu czuć się jak u siebie w domu. Inny to Palestyńczyk.
Palestyńczycy nie odejdą, nie wyprowadzą się do Jordanii, Emiratów czy na Księżyc. Zostaną tu gdzie są, gdzie są ich domy, gdzie żyli ich ojcowie, tu będą zakładać rodziny, tu będą żyć i umierać i tak jak Żydzi tu będą rekonstruować swą tożsamość i tu będą wyrażać swoje aspiracje. „Problem palestyński” nie zniknie za pociągnięciem czarodziejskiej różdżki, bo to nie problem, ale ludzie. To zdawałaby się banalne spostrzeżenie zdaje się umykać polskim internetowym samozwańczym obrońcom izraelskiej racji stanu.
Całość tekstu dostpna na storonie Czasopisma Internetowego BliskiWschód.pl
http://bliskiwschod.pl/2014/07/palestynczyk-i-zyd-o-racjach-cierpieniu-i-propagandzie/