Publicyści Rzeczpospolitej Publicyści Rzeczpospolitej
159
BLOG

Magierowski: IKEA i obciach

Publicyści Rzeczpospolitej Publicyści Rzeczpospolitej Polityka Obserwuj notkę 68
W niezwykle dowcipnym felietonie Adam Leszczyński z „Gazety Wyborczej” zarzuca mojemu dziennikowi oraz kwartalnikowi „Fronda”, iż wspólnie tropimy „zło, które czai się wszędzie”. Tym złem miałaby być para gejów przedstawiona w katalogu IKEI jako szczęśliwa „rodzina”.

Zachowaliśmy się – według Leszczyńskiego – niczym ciotka z wierszyka Boya, która “Chociaż zwykle dobra, słodka / zawyła ze zgrozy ciotka: / Raziła ją na kształt gromu / Taka hańba w polskim domu!”

To zupełnie normalne – pisze autor GW – że firma ze Szwecji, w której związki homo są uznawane za „równorzędne”, zamieszcza w swoich reklamowych broszurach takie materiały (w Arabii Saudyjskiej, gdzie IKEA ma dwa salony, jakoś nie wpadła na ten pomysł. Ciekawe, dlaczego?)

Zanim jednak „oburzenie” na promocję homoseksualizmu zostanie w Polsce prawnie zakazane, niechaj redaktor Leszczyński pozwoli nam się jeszcze trochę pooburzać. Ma do tego prawo i „Rzepa”, i „Fronda”, i miliony ludzi w Polsce, którym się to najzwyczajniej w świecie nie podoba.

Nazywanie pary gejów „rodziną” jest po prostu śmieszne, niesmaczne i obciachowe. Jedynym argumentem za taką definicją związku homoseksualistów, przytaczanym przez aktywistów gejowskich, jest stwierdzenie, iż państwo powinno przyznać takie same prawa i przywileje osobom tej samej płci, jeśli tylko się kochają. Problem w tym, że na wszystkich kontynentach państwa wprowadzają w tym względzie pewne ograniczenia, nie zważając na to, czy ktoś kogoś kocha, czy nie. W większości cywilizowanych krajów zakazane są związki 15-latków (a niby dlaczego, panie Leszczyński, jeśli się kochają?), kazirodcze związki ojców i córek oraz braci i sióstr (nawet jeśli oboje wyrażają taką wolę) czy związki poligamiczne. Dlaczego w Stanach Zjednoczonych wymiar sprawiedliwości ściga mężów 12 żon, jeśli mąż całą dwunastkę kocha bezgraniczną miłością, a każda z 12 żon oddałaby za swojego męża życie?

Czyż nie jest to „rodzina”? Taka sama, jak „rodzina” Iana i Steve’a z katalogu IKEI?

Może więc w następnej broszurze znajdziemy jakąś poligamiczną rodzinę szczęśliwego szwedzkiego imigranta-muzułmanina? IKEI, ze zrozumiałych względów, powinno przecież zależeć na promocji takich małżeństw.

Leszczyński może nazywać „rodziną” co mu się żywnie podoba. Może nazwać „rodziną” związek Svena z szafą, związek Margareth z patelnią, albo związek dwóch roślin doniczkowych, sprzedawanych w IKEI. Niech nie wymaga jednak od nas, konserwatywnych oszołomów, byśmy udawali durniów.

Życzę Ianowi i Steve’owi wszystkiego najlepszego. Niech robią co chcą i niech żyją jak chcą. Ale nie życzę sobie, by IKEA uprawiała tutaj inżynierię społeczną przy aplauzie nadwiślańskich, rozgorączkowanych hunwejbinów pokroju Leszczyńskiego.

Pisze Leszczyński: „Żyjemy w wolnym kraju i redaktorzy ‚Frondy‘ mogą, oczywiście, nawoływać do bojkotu IKEI. Sądzę jednak, że odzew nie będzie duży. Może wtedy zauważą, że i Polska się zmienia”.

Nie potrzeba bojkotu IKEI. Szwedzka firma wkrótce sama zauważy, że strzela sobie w stopę. Bo im bardziej będzie się angażowała w szczytne dzieło rozpieprzania (excusez-moi) rodziny jako instytucji, tym bardziej będzie na tym tracić, bo nie będzie miał kto kupować jej produktów.

Przynajmniej w Europie. W Arabii Saudyjskiej IKEA powinna przetrwać.

Marek Magierowski

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka