Krzysztof J. Wojtas Krzysztof J. Wojtas
24
BLOG

Górskie wędrówki (III)

Krzysztof J. Wojtas Krzysztof J. Wojtas Rozmaitości Obserwuj notkę 0
Wieczór w Wysowej miałem wolny - nie byłem już tak zmęczony. Była okazja do pogadania z gospodarzami.


Oczywiście - zeszło się na Ukrainę i trwający tam konflikt. Gospodarz, standardowo, był przekonany o wygranej Ukrainy i "pluł" na wszystko, co rosyjskie. Rozmowa trudna, bo to jednak Łemkowszczyzna, a skoro tam żył to powiązania miał, aczkolwiek nie deklarował się jako Łemko.

Moje , krytyczne stanowisko względem Ukrainy i konfliktu było odrzucane - bo"nie ma Pan na to dowodów" a podawanie faktów było uznane za niewiarygodne.

Próbowałem przestawić tory rozmowy, a to na ich ulubionego kota (taki zadziora - dał się pogłaskać, ale próbował mnie ugryźć), a to na temat zajęć gospodarskich, bo gospodyni była mocno zaangażowana w zbieranie i konserwowanie grzybów. Głównie rydzy. Ponoć w ub. roku zrobiła 1200 słoików z grzybami. To zamówiłem circa 10 na swoje potrzeby. Zostawiłem pieniądze i czekam na dostawę.

Oczywiście - dostałem do spróbowania. Gospodyni robi je w kilku zalewach - najbardziej ceni taką "po cygańsku" wg swojego przepisu. Faktycznie - dobra. Ponoć doskonała jako zakąską, ale było zbyt późno by nabyć to dobro - do sklepu o,5 h.

Jeśli będą dobre - a degustatorką będzie moja osobista małżonka - to może zamówię więcej. Także zainteresowanym przekażę adres do samodzielnego nabycia.

W każdym razie, po różnych zawirowaniach w dyskusji gospodarz przyznał, że jednak Ukraina ma małe szanse, a roszczeniowość Ukraińców powinna być znacznie ograniczona. Oczywiście były wątki tyczące hołodomoru i działalności UPA na tamtym terenie . Sporo wiedział, ale z pewnym ukierunkowaniem. A to, że sprawy są skomplikowane - wspomniał, że jego wuj za przekazanie UB informacji o UPA-owskim składzie broni został przez UPA spalony żywcem po wcześniejszym wydłubaniu oczu.

Ot, zwykłe "ukraińskie pieszczoty".

Rozstaliśmy się delikatnie poróżnieni, gdy zasugerowałem, by małżonka gospodarza skorzystała z zabiegów w uzdrowisku (ma prawo do corocznej serii zabiegów), co by pozwoliło jej "urwać" się nieco mężowi. Jej ta sugestia odpowiadała, ale małżonek nie był zadowolony.

Następnego dnia rano, gdy wychodziłem, gospodyni "na grzybach", a gospodarz też nie był widoczny - nie pożegnaliśmy się. Trasa zaś mojej wędrówki prowadziła przez Kozie Żebro do Regietowa, dalej przez Rotundę do Zdyni.

Wejście na Kozie Żebro od strony Wysowej jest stosunkowo łagodne. Ale zejście na Regietów trochę męczące. Na zejściu spotkałem (po raz pierwszy) parę turystów. Też wiek zaawansowany, chociaż młodsi. No cóż, młodzi już nie mają takiego zacięcia jak to stare, dobre pokolenie. A szli od Wołosatego w Bieszczadach, czyli od początku szlaku czerwonego - głównego. Już kończyli wędrówkę - zostało im dwa dni marszu.

Wymieniliśmy uwagi. Dostałem info, że w Bartnem, dokąd też zmierzałem , można zatrzymać się "u Krystyny" to tuż przy szlaku, a ona ma w ofercie bardzo dobre pierogi. Faktycznie - okazały się dobre i w bardzo ciekawym smaku, chociaż porcja (dość duża) to 25 PLN.

W Regietowie przy szlaku jest baza SKPB z Warszawy, założona jako punkt dla prac związanych z renowacją cmentarza wojennego z czasu I WŚ. Baza oczywiście nieczynna o tej porze, ale można skorzystać z elementów wyposażenia - ławek, stołów i zadaszenia, czyli wygodny punkt do zatrzymania się na postój.


Baza SKPB Warszawa w Regietowie.

Z bazy około 40 do 50 minut marszu do cmentarza na Rotundzie.

Odnowiony cmentarz na Rotundzie.

Renowacja cmentarza trwała łącznie kilkanaście lat - jak wynika z opisów. Początkowo tylko uporządkowano teren. Później uzyskano jakieś fundusze z Austrii i Czech - to dlatego, że w walkach brał udział pułk "dzieci praskich", a wielu z nich pozostało w tej ziemi na stałe. W każdym razie - obecnie cmentarz jest w dobrym stanie, a architektura - projekty wszystkich cmentarzy w regionie - robił Serb Duszan Jurkowicz budzi szacunek swym urokiem dostosowanym do okoliczności.

W Zdyni zdarzyło mi się przenocować w Domu Wycieczkowym - akurat była tam też "zielona szkoła", ostatnie odgłosy zycia szkolnego były około 2 w nocy.

Rano, jak zwykle bez śniadania, wyruszyłem w drogę przez Popowe Wierchy do Krzywego. Dopiero tam była woda na sniadanie.

W Krzywem odbiłem od szlaku i drogą, przez miejscowość poszedłem w kierunku Dziamery. To góra - legenda, gdyż w latach 60-tych jedna z tras rajdu Beskid Niski, prowadziła przez ten pagór. Na szczycie był triangul - ale bardzo mało uczestników do niego dotarło. To dlatego, że szczyt wzgórza jest wypłaszczony i szło się do niego dość długo. Powstała nawet piosenka "Gdzie ta Dziamera".

Po drodze cerkiewka w Krzywem.

W centrum oznakowany szlak rowerowy z miejscem na reparacje rowerów. Narzędzia na linkach. Obok budynek zprzeznaczeniem na ośrodek dla narciarstwa biegowego. Tereny po temu dogodne.

Dalej nieco, przy drodze pomnik pamięci załogi zestrzelonego samolotu RAF wracającego z misji dostarczania pomocy Powstaniu Warszawskiemu.

I kolejny cmentarzyk wojenny z czasu I WŚ.

Ten cmentarzyk okalają już ogrodzone pastwiska - dojście naokoło.

A teren należy do gospodarstwa zajmującego się wypasem kóz. Można kupić kozi ser. Niestety, jak mnie informował bardzo uprzejmy gospodarz, wszystko sprzedawane jest "na pniu". Można zamówić - przynajmniej trzy dni naprzód. Warto odnotować taką atrakcję.

Po pewnych zawirowaniach, bo zamiast przez Bartne, doszedłem do szlaku głównego na skraju tej miejscowości drogą leśną, dotarłem do noclegu "u Krystyny". I spróbowałem pierogów. Dostałem także kubek świeżo udojonego mleka.

Z panią Krystyną pogadaliśmy na temat pomidorów. Ona otrzymała od dzieci taki tunelik foliowy i była zainteresowana zasadami uprawy. Czyli miałem u niej "plusy dodatnie".

Między Krystyną , a jej kuzynem, który też udziela noclegów w Bartenem trwa wojna o gości z czym obie strony się nie kryją. Gościom jak ja, Krystyna udziela informacji, że idąc szlakiem wchodzi się w bagnisko. Można to obejść, ale przechodzi się koło jej konkurenta.

Kolejny, już piąty dzień marszu prowadził przez Magurę Wątkowską do Kątów. Długa trasa. Znowu dotarłem mocno zmęczony już o zmroku.

Po drodze mijałem skupiska grzybów. Znowu żal, że nie ma jak zabrać.

Stadko maślaków. (Znowu, nie wiem dlaczego, mimo rotowania dwukrotnego, obrót tylko o 90 o)

I kawałek dalej prawdziwki.

Chyba zawinęła mi się oprawa telefonu stąd nieco zasłonięte zdjęcia.

W Kątach dotarłem do gospodarstwa agroturystycznego. Z restauracją i wysokim standardem noclegów . 70 PLN.

Kolejny dzień trasa szlakiem czerwonym, ale w którymś miejscu "odbiłem", aby do Iwli dojść przez "dolinę śmierci".

To określenie powstało w 1944 roku podczas operacji preszowsko-dukielskie, kiedy to sowieci próbowali dotrzeć do powstańców na Słowacji przez przełęcz Dukielską.

Po zrobieniu wyłomu w obronie niemieckiej gdzieś na zachód od Sanoka, wprowadzili jako tzw. grupę szybką II Korpus Kawalerii Gwardii, który to Korpus został zablokowany w rejonie Chyrowej. Niemcy nie atakowali tylko ostrzeliwali zablokowanych. Kiedy w końcu udało się sowietom dotrzeć do okrążonych - z Korpusu żywych zostało ok. 200 ludzi. Stąd "dolina śmierci". A ciekawostką jest, że operacją dowodził Moskalenko - jeden z 2 oficerów pilnujących Berię na Kremlu, w czasie, gdy Chruszczow przejmował tam władzę. Beria prosił o jeden telefon - 2 dywizje NKWD czekały na sygnał.

Po dotarciu do Iwli - uznałem, że to koniec mojej wędrówki. Miałem jeszcze chęć pojechć w Bieszczady i przejść szlakiem granicznym przez Wielką Rawkę do Jasła, ale była zapowiedź załamania pogody z prognozą, że w rejonie Wetliny będzie w ciągu dnia + 5 stopni C. To na grzbiecie musiałoby być około zera, a ja nie byłem przystosowany sprzętowo do takich warunków. A już kiedyś, bo w 1973 roku trafiła mi się sytuacja na tej trasie z załamaniem pogody - prowadziłem biwakową trasę Rajdu Bieszczadzkiego z noclegiem przy Rabiej Skale. Doszliśmy na miejsce przy opadzie deszczu ze śniegiem, a rano obudziliśmy się przysypani 15 cm warstwą śniegu.

Może jeszcze kiedyś tam się wybiorę. Ale tym razem - wróciłem do domu. A sobota, to akurat był dzień moich urodzin - 7 października.

I, jak wiadomo, tego dnia urodził się też Putin. To dlatego jest taki inteligentny.

I to by było na tyle z mojej wyprawy.     

(Niestety  , mimo prób, dalej nie udało mi się zamieścić zdjęć).        

członek SKPB, instruktor PZN, sternik jachtowy. 3 dzieci - dorośli. "Zaliczyłem" samotnie wycieczkę przez Kazachstan, Kirgizję, Chiny (prowincje Sinkiang, Tybet _ Kailash Kora, Quinghai, Gansu). Ostatnio, czyli od kilkudziesięciu już lat, zajmuję się porównaniami systemów filozoficznych kształtujących cywilizacje. Bazą jest myśl Konecznego, ale znacznie odbiegam od tamtych zasad. Tej tematyce, ale z naciskiem na podstawy rzeczypospolitej tworzę portal www.poczetRP.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości