Szuka się "lobbystów" ustawy wiatrakowej, a deal ma korzenie w Brukseli.
Dla każdego, chociaż trochę myślącego, powiązania są oczywiste.
Polska z KPO miała nie dostać nic, a jeśli już, to jakieś ochłapy i to tylko te, które spadną z pańskiego stołu. Tak zostały wynegocjowane warunki przez Morawieckiego.
Dlatego Tuskowi łatwo było obiecać odblokowanie środków KPO, bo one się z prawa należały i były tylko blokowane.
Obietnica otwarcia dostępu do KPO złożona przez Tuska miała się urzeczywistnić w dniu powołania rządu pod jego kierownictwem. Lepszego rozwiązania nie można sobie wyobrazić.
Ale pojawiły się problemy. UE dostała zadyszki, a do tego Niemcy weszły w recesję.
Co wymyślono?
Tusk dostanie środki z KPO, ale pod warunkiem przeznaczenia ich na zakup wiatraków z Niemiec. Tam zaś leżą sterty tego złomu i zamówienie z Polski postawiłoby na nogi i Simensa (produkcja związana z wiatrakami) i całą gospodarkę niemiecką.
Tyle, że trzeba było stworzyć warunki, by zakup nastąpił w Niemczech - stąd te kuriozalne zapisy w projekcie ustawy.
Czyli znowu 90 % środków poszłoby do Niemiec, a te pozostałe - to na wykup terenów pod inwestycje, czyli wywłaszczanie chłopów.
A Polska dostałaby złom - stare rozwiązania z krótkim "życiem technicznym" + zadłużenie, bo przecież KPO to nie darowizny, a pożyczki.
Szukajmy więc mocodawców nie w Polsce, a w Brukseli. Tylko kto się odważy?