capa capa
577
BLOG

Waldemar Pawlak i pożar

capa capa Polityka Obserwuj notkę 21

Wydawało się, że podczas sezonu ogórkowego będzie wiało nudą, tymczasem na "Zielonej Wyspie" słońce nigdy nie zachodzi. Gdy nie zachodzi słońce, ludzie są pobudzeni, pobudzeni zaś ludzie zdolni są do wszystkiego.

Niektórzy, ci żyjący pod parasolami, udają, że pada deszcz. A podczas deszczu pożary nie wybuchają. My, ludzie bez osłony parasola, widzimy prawdziwe płomienie, partia udaje, że ogień nawet się nie tli. Żeby współpartia nie miała wątpliwości, żeby nie przychodziło jej do głowy szukanie ratunku, zwłaszcza że najbardziej popularnym sposobem szukania ratunku jest ucieczka, posłowi Buremu zafundowano płaszcz przeciwdeszczowy. Płaszcz przeciwdeszczowy, dodajmy dla jasności, zastępuje koński łeb. I ma takie samo działanie lecznicze. Koledzy i koleżanki posła Burego, zamiast się obrazić, widocznie (jako osoba postronna podkreślam to z naciskiem) doszli do wniosku, że i dla nich może sie znaleźć odpowiedni rozmiar płaszcza przeciwdeszczowego. Niemal zgodnym chórem zaintonowali, że nie tylko pada deszcz, zaintonowali, że jest prawdziwe urwanie chmury. Trudno im się dziwić, skoro dyrygował nimi sam minister Sawicki, który widocznie (jak wyżej) do dziś pamięta, jak się człowiek  poci w płaszczu przeciwdeszczowym. Wszystko rozeszłoby się po kościach, gdyby nie tymczasowo sulejówkujący Waldemar Pawlak. Strażacka intuicja podpowiedziała mu, że trzeba sięgnąć przynajmniej po bosak. Ten mąż, któremu strach nie może zajrzeć w oczy, bo boi się tych oczu, próbował nie tyle może ugasić pożar, ile przywrócić zdrowy rozsądek. Jak zwykle w takich przypadkach bywa, próbował bezskutecznie. Nie będziemy wnikać w prawdziwe motywy, jakimi się kierował. Niechby nawet niezasługujące na pochwały. Okazał się jednak jedynym, który ma to coś, co mężczyzna mieć powinien. I poległ w strugach deszczu. Problem sprowadza się zresztą do czegoś innego. Rodzi się bowiem pytanie, czy wały przetrzymają tę powódź? Może nie przetrzymają, ale co z tego. Jeśli odpowiada to ludziom, niech toną.

Waldemar Pawlak, jak wspomniałem, ma to, co mężczyzna mieć powinien. Michał Boni, jak się zdaje, bo przecież namacalnie stwierdzić tego nie mogę, chyba jednak nie ma. Spoliczkowany doniósł, tak jakby nomen omen, o tym zdarzeniu, a mógł przemilczeć, i w dodatku oznajmił, że uderzenie było bolesne. Horrendum! Gdzie byli gospodarze? Chyba  w MSZ-cie mają jakieś środki znieczulające, które można było posłowi Boniemu zaaplikować? A jeśli nie mają, od czego jest BOR? W końcu pizza dla ministra jest mniej ważna od płonącego policzka posła Boniego. Antrenu (to po francusku, wtrącam po francusku, bo podobno minister spraw zagranicznych uczy się tego języka) ciekawe, czy minister Boni płonął w ten sam lub porównywalny sposób wtedy, gdy ...Nie zakładałbym się o to.

A nieobliczalny Korwin-Mikke udowodnił, że można dotrzymać dane słowo i wskrzesił jedynie stare, dobre czasy. Kiedyś za podobne zniewagi dawało się po mordzie. Poszkodowany, jeśli miał zdolności honorowe, mógł posyłać sekundantów. Gdy nie miał, zadowalał się plastrem. A dziś? A dziś mamy do czynienia z kulturą folwarczną. Palikot mówi o zachowaniach faszystowskich, a jego nowo-stary sojusznik z Łodzi odsyła Korwina-Mikkego do psychiatry. Chciałoby się powiedzieć, krzywdząc nieco niektórych: jaki rząd, taka opozycja.      

capa
O mnie capa

"Jestem jak harfa eolska, która wyda kilka pięknych dźwięków, ale nie zagra żadnej pieśni."

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka