capa capa
536
BLOG

Krokodyla daj mi, luby. Dialog niemal dyplomatyczny

capa capa Polityka Obserwuj notkę 15

Państwo średniej wielkości, ale niemal imperium. Słońce w nim nie zachodzi. Rozległa jak w "Dynastii" posiadłość. Na ścianach wszędzie Szagale, za ścianami wszędzie szakale. W każdym rogu zbroje z dynastii Ping Pong, w gablotach porcelana chodzieska. Recamiery, pakamery i zwierciadła. Tysiące zwierciadeł, w których gospodarz lubi się przeglądać. Ze wszystkich stron. I ćwiczy w nich miny. I mimy.

Dygnitarz (w latach szkolnych zwany przez preceptorów Platanem, cholera wie, dlaczego, przez zazdrosnych kolegów Plafonem, też nie wiem, dlaczego, mąż stanu i mąż Fojtasiówny, ulubieniec losu, wyskakując z rezydencji, krzyczy):

- Żono, żono ma! Luba ma, podaj mi gwintówkę, niechaj sprzątnę tę jałówkę!

Dygnitarzowa (żona Dygnitarza w stroju do jazdy na strusiach):

- Miodziku mój, Miodziku, powtórz, jeśliś łaskaw, bom nie usłyszała. Dobrzem to powiedziała?

Dygnitarz (wydymając usta i ocierając potu kropel kilka, co mu się na dostojnym czole zaperliły w kolorze jesieni; miało się bardziej upoetycznić, ale nie wyszło):

- Podaj mi gwintówkę! Zobacz, przysłali tu pontona, by mnie obserwować, inwigiliwować snadnie, w mem kastelu, w naszem kasztelu, a kasztel nasz, to twierdza nasza. To ojców próg i dziadów róg.

Dygnitarzowa (poprawiając przekrzywiony toczek, zwany Pędziwiatr):

- Jaki ponton? Przecież my nie mamy wody.

Dygnitarz:

- Ponton, sronton! Co za różnica, czy to pływa, lata, czy biega. Te, co skaczą i fruwają, na nasz program zapraszają.

Dygnitarzowa:

- A przestrzegałam? Przestrzegałam. Zamiast czytać, filmy gangsterskie bez opamiętania oglądasz, azaliż chciałam wyartykułować, że w telewizorium bez oskomy spozierasz. A oczu wszak szkoda, jaka ładna dziś pogoda.

Dygnitarz:

- Daruj Wisieneczko, ale jaką mowę mi tu artykułujesz nieskładnie! Jak mówię, że lata, to lata! Po mojem niebie lata!

Dygnitarzowa:

- A mówiłeś, że pływa? No, ale jak lata, to niech lata. Może Grzegorz to Lato do nas przybył, by podumać nad przeszłymi laty, tą arką przymierza, antantą kordialą, ętantą, co łączy, nie dzieli. By spać mógł ktoś, gdy spać inny nie może.

Dygnitarz:

- Podglądają nas! Nie rozumiesz tego?!

Dygnitarzowa:

To czemuś od razu tak się nie wysłowił? Toż to gogi i magogi prawdziwe, to horerdu..., honerdu..., to wprost okropne jest! A gdzież nasza straż przyboczna? Gdzież Tosziro Mosziro?

Dygnitarz:

Gdzie, gdzie? A gdzie ma być? Po dary królowej Bony wysłałem go. No. Przecież.

Dygnitarzowa:

Bony M.?

Dygnitarz:

- Co? M.? A bo ja wiem?

Dygnitarzowa:

O, patrz, patrz, odlata. To znaczy odpływa, rzec chciałam. I rzekłam. I tyle hałasu o kumoszki! Co ten ponton mógł niby zobaczyć? Nic. Dwoje na huśtawce, profesora na drodze, trzy dni Kondora, cztery wesela i pogrzeb? Przecież to takie niewinne.

Dygnitarz:

- A gdzie tu jest huśtawka, sakreleble!? A wiesz, Wisieneczko, że to nie jest nierozumny koncept. Te wszystkie rodeny, rododendrony i rottweilery poustawialiśmy, a huśtawka poszła w niepamięć. Niech no tylko zakwitną, nie to rzec chciałem, ewidomątre, niech tylko Tosziro Mosziro wróci, wyślę go po huśtawkę.

Dygnitarzowa:

- A co z tą gwintówką, czy jak jej tam?

Dygnitarz:

- Po cóż nam gwintówka? Zgoda między nami, bo zgoda i tak dalej, a ręka się sama poda, przecież to nie antypoda.   

capa
O mnie capa

"Jestem jak harfa eolska, która wyda kilka pięknych dźwięków, ale nie zagra żadnej pieśni."

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka