capa capa
831
BLOG

Ostatnia paróweczka premier Ewy Kopacz

capa capa Polityka Obserwuj notkę 36

Zewsząd dochodzą głosy o ogromnej panice w szeregach partii. Poza posłem Niesiołowskim nikt nie wierzy w sukces, znaczna zaś część prominentnych członków partii liczy się z możliwością kataklizmu. W kuluarach dają się słyszeć (kto chce, słyszeć umie, kto musi, słyszy tym bardziej) głosy, że ostatnią paróweczkę zje łakomy Dziedzic Pruski. Sądzę, że nie muszę tłumaczyć, kogo partia obsadza w tej roli. Paróweczkę zje albo sam Dziedzic Pruski, albo jego kot. Dodałem to zdanie po chwili wahania, bo przyszo mi do głowy, że wśród Czytelników może się znaleźć ktoś młody, wykształcony, z wielkiego miasta, kto utożsami Dziedzica Pruskiego z Głową Państwa i pęknie mu głowa.

Burza partyjnych mózgów trwa nieprzerwanie, próbując znaleźć drogę ocalenia ostatniej paróweczki. Oby tylko nie skończyło się wielkim udarem. Jakie pomysły są rozważane, nie wiem, ponieważ nikt tego ze mną nie konsultuje. Może dobrze, bo czułbym się nieswojo. Co wcale nie znaczy, że nie zmuszam własnego mózgu do wysiłku, chcąc pomóc partii. Z żoną, która ma większy mózg, urządziliśmy własną burzę mózgów. Tak wielką, że musieliśmy poprosić lekarza o skierowanie na badania USG. Dostaliśmy to skierowanie. Żona na 2019, ja na 2021 r. Nie ma zresztą o czym mówić, w końcu to nasze prywatne sprawy. Z potrząsania naszych mózgów (żona powiedziała, że tak wygląd prawdziwa ich burza; nie oponowałem) wyłoniło się kilka pomysłów. Kół ratunkowych, którymi mogłaby się posłużyć partia, ratując ostatnią paróweczkę.

1/ Metoda odwołania się do Konstytucji. Partia nie może skorzystać z art. 229, który wprowadza stan wojenny, bo pomijając brak istnienia warunków, które muszą być spełnione, stan wojenny wprowadza Prezydent Rzeczpospolitej na wniosek Rady Ministrów. Na Dudę nie można by liczyć, na obecnego prezydenta (gdyby partia chciała działać w trybie blitz) też nie. Po tym, co partia zafundowała mu po wyborach, prezydent będzie bronić Konstytucji do ostatniego nałęcza. Nie można skorzystać również z art. 230, który pozwala wprowadzić stan wyjątkowy. Na przeszkodzie nie stoi brak uzasadnienia merytorycznego (zagrożenie konstytucyjnego ustroju państwa, bezpieczeństwo obywateli lub porządku publicznego), bo działalność PiS-u, jak wszyscy wiemy, doskonale wpisuje się w wymogi stawiane przez ten artykuł, ani udział Prezydenta RP działającego na wniosek Rady Ministrów. Problem polega na tym, że stan wyjątkowy można wprowadzić nie dłużej, jak na 90 dni i tylko raz przedłużyć za zgodą Sejmu na czas nie trwający dłużej niż 60 dni. Co oznaczałoby ocalenie ostatniej paróweczki jedynie o pięć miesięcy. Partia ma jednak do dyspozycji doskonale odpowiadający jej art. 232 mówiący o stanie klęski żywiołowej (zapobieżenie skutkom katastrofy naturalnej lub awarii technicznej ze znamionami klęski żywiołowej). Gdyby tylko partia chciała przyznać, że jej rządy to nic innego, tylko coś w rodzaju klęski żywiołowej, mogłaby, tzn. Rada Ministrów mogłaby taki stan wprowadzić. Wprawdzie na okres nie dłuższy niż 30 dni, ale z możliwością przedłużenia za zgodą Sejmu. Artykuł 232 nie określa (jeśli się z żoną nie mylimy) ilości przedłużeń stanu klęski żywiołowej. Zdajemy sobie sprawę (żona i ja, rzecz jasna), że jest to możliwość dość kłopotliwa, skoro partia bez przerwy mówi, że odnosi sukces za sukcesem. 

2/ Druga możliwość abstrahuje od Konstytucji, jest zatem ryzykowna, ale jakże zachęcająca. Partia, w trosce o państwo i obywateli, bijąc się w piersi, że nie wszystko jej wyszło (dobre sobie!: "nie wszystko"), oddaje władzę. Oddaje, ale w sposób wyjątkowy. Wybory niczego nie zmienią na lepsze, bo cała opozycja jest do niczego, dlatego władzę na czas ograniczony (kto go będzie ograniczał, nie pytajmy) przejmie Rada Regencyjna. Z powodzeniem można ją nazwać inaczej, nie o nazwę chodzi. Chodzi o osoby, które będą sprawować władzę. Muszą to być, co oczywiste, wyłącznie ludzie o nieposzlakowanej opinii i niepolityczni. Na przykład mecenas Giertych, ks. Sowa i Henryka Krzywonos. Świat klaskałby do dnia Sądu Ostatecznego.

3/ Można nie bawić się w falandyzację (młodych, wykształconych, z wielkich miast przepraszam za to zamieszanie), można pójść na żywioł. Obrona demokracji, która jest największą wartością (no, może egzakwo z gender), pozwala na zastosowanie metod radykalnych. Wychodząc z tego założenia, partia mogłaby ogłosić insurekcję narodową. Wymierzoną, wiadomo, w rządy PiS-u. Postępowy świat uroniłby kilka łez, ale w końcu doszedłby do wniosku, że nie szkoda prądu, gdy gotuje się szparagi. Okoliczności strukturalne, że tak niezgrabnie to określę, wyraźnie sprzyjałyby partii. Oddziały insurgentów bez trudu mogłyby się przemieszczać po całym kraju, korzystając z gąszczu autostrad i z Pendolino (pociąg pancerny Pendolino). Nie byłoby też problemów z aprowizacją, bo wszak Pendolino jest zaopatrzone w kiełbasę, a ośmiorniczki mogliby dostarczać bywalcy salonów nagrań. Natomiast zgrupowania taktyczne zbierałyby się na Orlikach. Szefem Akcji Czynnej mógłby zostać, gdyby, rzecz jasna, wyraził zgodę, kapral Wałęsa. Biurem Dezinformacji i Propagandy mogliby kierować najbardziej dezinformacyjni redaktorzy. Mamy ich w nadmiarze. Polowym duszpasterzem mógłby zostać ks. Lemański, Podziemnym Skarbnikiem Mirosław Drzewiecki, Biurem Mierzenia Czasu kierowaliby (zamiennie) panowie Nowak i "Misiek". Szefem Komitetu Politycznego zostałby Grupenfuerer WOLF.

4/ W ostateczności można zagrać va banque, zwłaszcza że w ten sposób banki już w Polsce rozbijano (to, oczywiście, metafora). Przed ciszą wyborczą pani premier Kopacz może wystąpić w telewizji i przez, nie wiem, 10, 15, 30 min. bez przerwy płakać. Powód płaczu ma mniejsze znaczenie. Może płakać, ponieważ ją skrzywdzono (wiadomo, kto), ponieważ nie udało się jej zrealizować wszystkiego, co zrealizować chciała (wiadomo, dlaczego), ponieważ zaniedbała pewne sprawy (jak wyżej), ponieważ kocha Polskę i Polaków i gdy tylko o tym pomyśli, nie jest w stanie powstrzymać łez. W ostateczności może płakać dlatego, że nie chce przestać być premierem. Z panią premier mogliby na wizji zalewać się łzami wszyscy najbardziej znani członkowie partii (wariant kamikadze).

Próbowaliśmy z żoną myśleć dłużej, ale żona zgłodniała. Nie wiem, czy partia wpadnie na równie dobre rozwiązanie, czego jej zresztą życzymy, ale tak czy inaczej trzymamy kciuki, by ostatnia paróweczka premier Ewy Kopacz ocalała. By żyło się lepiej. Przynajmniej teoretycznie.  
 

capa
O mnie capa

"Jestem jak harfa eolska, która wyda kilka pięknych dźwięków, ale nie zagra żadnej pieśni."

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka