Dominika Ćosić Dominika Ćosić
1967
BLOG

Unia bankowa a Donald Tusk

Dominika Ćosić Dominika Ćosić Polityka Obserwuj notkę 23

Urocze jest odwrócenie proporcji przez niektóre z mediów. Podczas, gdy szykuje się poważna zmiana w Unii, czyli unia bankowa, która jest kolejnym krokiem w stronę federacji europejskiej, niektórzy dywagują na temat szans Donalda Tuska na schedę po Barroso. To już lepiej powróżmy z fusów, przynajmniej będzie co robić z resztkami po kawie.

O unii bankowej pisałam już wcześniej w DGP. Dla mnie najważniejszą kwestią z tym związaną jest realizacja idei federalistycznej. To interesujące, bo niedługo po wybuchu pierwszej fali kryzysu bankowego w 2008 roku spekulowano, że oto nadchodzą czasy dla politycznych demagogów, populistów i nacjonalistycznych szaleńców, którzy zradykalizują Europę. Oczywiste wydawało się również, że nastąpi renesans idei państw narodowych. I owszem, takie można było przez pewien czas odnieść wrażenie. Ja jednak miałam głębokie, bardziej może intuicyjne niż poparte konkretnymi przesłankami, przeczucie, że kryzys zostanie wykorzystany jako straszak i narzędzie do zaciśnięcia więzi wewnątrzunijnych. I tak się też dzieje. Patrząc na dzisiejszą Unię Europejską nie można jednak oprzeć się jeszcze innemu wrażeniu - totalnego zgrzytu między tzw. europejskimi politykami a wyborcami. Ścierają się w tym samym czasie dwie postawy i dwa zjawiska. Z jednej strony politycy europejscy tacy jak kanclerz Merkel, w mniejszym stopniu prezydent Hollande, niezastąpiony premier Juncker, popierani przez szefów pozostałych krajów prą do integracji. Z drugiej zaś strony wyborcy we Francji (wielki triumf w ostatnich wyborach Marine Le Pen), Holandii (przeciwnicy UE wystartowali w wyborach z żądaniem referendum w sprawie wystąpienia Holandii z Unii).

Politycznie, jak na razie przynajmniej, wygrywają europejskie elity. Najbardziej dobitnym przykładem zwycięstwa jest projekt unii bankowej. To drugi, po pakcie fiskalnym (a był jeszcze w międzyczasie sześciopak) krok w kierunku tworzenia federacji gospodarczej. Oczywiście, są korzyści płynące z unii bankowej - jeśli uda się faktycznie zrealizować jej priorytety. To zwiększenie bezpieczeństwa oszczędzających i krajów, zwiększenie zaufania mitycznych rynków finansowych. Ale nic nie  ma za darmo, narzucenie nadzoru bankowego i bezprzykładne zwiększenie kompetencji Europejskiego Banku Centralnego to ograniczenie suwerenności gospodarczej krajów członkowskich. Drugie pytanie, co z krajami z poza strefy euro? Czy rzeczywiście fakt, że będą poza unią bankową sprawi, że inwestorzy zaczną się wycofywać? A są w dodatku jeszcze bardziej skomplikowane niuanse - jak np. przypadek Estonii, której banki podlegają nadzorowi Szwecji. Czyli Estonia, należąca do strefy euro i unii bankowej będzie podlegać będącej poza tymi strukturami Szwecji.

Abstrahując od konsekwencji ekonomicznych, projekt unii bankowej to nic innego jak tylko zaciśnięcie wzajemnych więzi i dalsze wzajemne uzależnienie od siebie krajów unijnych.

Dzisiejsze przemówienie Barroso o stanie UE to polityczna podbudowa tej koncepcji. Utrrzymane w myśl hasła "ucieczka do przodu" i nieśmiertelne "więcej Europy".

I to są tematy, które powinniśmy drążyć, informować o nich, tłumaczyć je.

W tym kontekście zupełnie nie na miejscu są dywagacje o unijnych stołkach dla Donalda Tuska. Przypomina mi to spekulacje o fotelu szefa NATO dla Radosława Sikorskiego. W przypadku Tuska śmieszy mnie najbardziej to, że nie bierze się pod uwagę dynamiki w samych Niemczech. Kanclerz Merkel może dzisiaj obiecywać. Ale za rok sama ma u siebie wybory, po których może - choć nie musi - pożegnać się ze stanowiskiem. Przegrana chadeków oznaczałaby koniec szans polskiego polityka na blogosławieństwo Berlina. A po zmianie konfiguracji we Francji wiadomo, że błogosławieństwa Paryża także nie będzie. Zatem wszelkie dywagacje nie mają sensu. Naprawdę lepiej jest powróżyć z fusów.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka