dzida dzida
1673
BLOG

„Biała Księga” czyli jednak niewykorzystana szansa PIS

dzida dzida Polityka Obserwuj notkę 49

 

Z perspektywy czasu wydaje mi się, że choć pomysł z opublikowaniem dokumentów sprawy smoleńskiej w jednej publikacji był zupełnie celny, to wydźwięk „propagandowy” tej pozycji został w dużym stopniu zaprzepaszczony poprzez kiepsko przygotowaną konferencję.
Żeby nie było, że się czepiam to od razu podkreślam ponownie – doceniam sam fakt edycji tej publikacji i nie ukrywam, że w sposób umiarkowany zgadzam się z opiniami tych co mówią, że dokument który opracował zespół posła Macierewicza w jakiś sposób zmusił Tuska do reakcji i przyśpieszenia decyzji publikacji tzw. raportu Millera.
Jak to jednak zwykle bywa można zrobić coś i być zadowolonym z samego faktu albo można zrobić coś dobrze oraz w sposób przemyślany – i być zadowolonym z efektów. W przypadku Antoniego Macierewicza (a śledzę prace tego posła na tyle starannie na ile pozwalają mi na to obowiązki domowe i służbowe), po pierwsze - mam nieodparte wrażenie, że pan Antoni zbyt wielką wagę przywiązuję do pewnej improwizacji, która często jest zresztą wypadkową emocji i temperamentu posła. Drugą sprawą (poważniejszą, więc zostawiam na koniec) jest dobór współpracowników. Trzecią rzeczą – jest momentami brak refleksji nad tym, co niektóre słowa mogą znaczyć dla sprawy – przy założeniu, wynikającym z doświadczenia, że każdy niefortunny zwrot zostanie Macierewiczowi wyciągnięty i wykoślawiony w taki sposób, że właściwie zagłuszy cały przekaz.
Co więc – według mnie można było zrobić lepiej – w przypadku prezentacji „Białej Księgi”?
Po pierwsze – brak ekspertów na konferencji. PIS ma bardzo poważne problemy, by niektóre tezy w sprawie smoleńska przedstawić w taki sposób, aby stały się chociaż tylko elementem rzeczowej dyskusji a nie tylko przedmiotem zgodnego rechotu mainstreamowych japiszonów. Wydaje mi się, że nie da się tego osiągnąć bez lewarowania się opiniami ekspertów – ludzi z dużym doświadczenie, tytułami naukowymi, wiedzą na temat lotnictwa. Dlatego uważam, że o sprawy techniczne powinni omawiać właśnie zaproszeni eksperci (nawet i zagraniczni). Inaczej brzmi teza wypowiadana poprzez profesora Politechniki albo pilota czy redaktora branżowego pisma niźli przez polityka. Innymi słowy – konferencja (przynajmniej ta część techniczna) powinna mieć charakter panelu eksperckiego, a politycy wręcz powinni usunąć się w cień.
Takie zagranie ma kilka wad (np. niektórzy eksperci zastrzegli sobie pomoc pod warunkiem anonimowości), ale miało by kilka zalet. Za największą uważam możliwość wypromowania ludzi, którzy – mając konkretna wiedzę – mogliby stanowić przeciwwagę dla ekspertów typu Hypki, Łuczak i sp-ka. Bo konia z rzędem dam temu kto potrafi wymienić program, w którym doszło przez ostatnie 14 miesięcy do prawdziwej dyskusji ekspertów, którzy mają odmienne zdania na temat wydarzeń z 10 kwietnia. W opinii masowego odbiorcy – eksperci jednym chórem potępiają Macierewicza i podkreślają winę pilotów (a sam znam ludzi np. z PANSY, którzy mają zupełnie inne zdanie - ci akurat występować pod nazwiskiem nie mogą, ale znają tych co są już np. w stanie spoczynku i im „wisi” czy ktoś zmarszczy brwi i wywali ich z roboty, bo tutaj już mają wyczyszczony horyzont – dodatkowo są jeszcze eksperci zagraniczni, opinie zagranicznych ośrodków itp. – po te instrumenty PIS w ogóle nie sięga).
Jeśli kogoś to jeszcze nie przekonuje, to niech sobie przypomni jakim wstrząsem było udzielenie na Zespole Parlamentarnym głosu ofiarom katastrofy.
Po drugie – prezentacja wniosków kontrowersyjnych lub niejednoznacznych.Gdy usłyszałem, gdy Macierewicz mówił o „obezwładnieniu samolotu na 15 metrach” to już wiedziałem jaka będzie narracja w wieczornych wydaniach serwisów (dez)informacyjnych i co dotrze do mass. Wiedza przeciętnych reporterów TVNu na temat smoleńska (nawet wliczając tych, którzy w tej redakcji zajmują się sprawą typu Świerczek czy Komolka) jest bardzo słaba, ale można powiedzieć że wprost proporcjonalna do możliwości manipulacji. Dla redaktora Morozowskigo zaskoczeniem był np. fakt, że to kpt. Protasiuk wydał komendę „odchodzimy” a Grzywna to jedynie skwitował (w ruskich stenogramach jest tylko komenda II-go, przez co przez dalej krąży teza, że lądowali na siłę). Łatwo można było to przypomnieć, przywołując choćby fragment wystąpienia mjr. Benedicta, członka komisji Millera. Dyżurne rechoty z PO miałyby zadanie co nieco utrudnione (choć nie mam złudzeń, że daliby radę – ale po co się podstawiać?).
Podsumowując ten punkt - jeżeli na prezentacji pokazano by tylko te tezy, które powinny znaleźć się w dokumencie KBWLLP, to można później (uwaga, uwaga!) spróbować „upisowić” raport komisji, na którego publikację tak często powołują się czekają platfusy.
Po trzecie – trudne pytania do komisji Millera.Niezbyt trudno się domyśleć – z dużym prawdopodobieństwem – że sporą część wniosków komisja Millera oprze na analizie tzw. wtórnego materiału dowodowego (bo do pierwotnego miała dostęp ograniczony), niektórych spraw w ogóle nie dotknie ani nie wyjaśnie, bo Rosjanie powiedzieli „niet” a postawa naszych decydentów jest znana. Taką sprawą niewyjaśnioną będzie zapewne ustalenie, kim był generał z Logiki z którym konsultował się Krasnokutski czy sprawa niespójności w raporcie MAK (i stenogramach – słynne „wkurzy się…” albo „mechanizacja skrzydeł” Błasika). Można poruszyć sprawę metodologii ustalania stężenia alkoholu we krwi generała i wiele innych pytań, które publicznie należy zadać ponownie, albo braku badania ciał ofiar. Macierewicz popełnił pewien błąd, że był okres sporej biegunki improwizowanych konferencji prasowych w sprawie Smoleńska, na których nie pojawiał się pies z kulawą nogą - należało robić mniej a lepiej.
Po czwarte – nowe podejście do hipotezy zamachu.Tutaj sprawa jest niezwykle delikatna, ale proponowałbym pewien „zwrot narracyjny”. Zamiast głosić potrzebę wykazania zamachu, zacząłbym domagać się rzetelnego…wykluczenia tej hipotezy, w imię racji stanu, odpowiedzialności przed historią itp. (można sobie powody dośpiewać). Aby to zrobić należałoby przedstawić listę badań i czynności, których negatywne wyniki wykluczały by np. atak z użyciem broni niekonwencjonalnej, zmylenia przyrządów nawigacyjnych itp. Takie pytania powinni zadać eksperci w konwencji „wiemy, ze istnieją takie możliwości zdjęcia samolotu – oto lista czynności, którą trzeba zrobić aby je wykluczyć”. Wiadomo, że komisja Millera nie jest w stanie tego przeprowadzić (chociażby test na obecność tzw. efektu motyla w ciele ofiar). Pewne rzeczy zawisły by więc w taki sposób, że możliwy byłby powrót do nich później.
Po piąte – brak tzw. „dry run” i słabe przygotowanie wizualne. Mam wrażenie, że nikt nie przeprowadził tzw. suchego przebiegu tej prezentacji. Jako analityk wiele razy – zanim przedstawiam jakieś kontrowersyjne albo trudne tezy – puszczam materiał swojemu zespołowi, po to aby przygotować się na możliwe trudne pytania. Jarosław Kaczyński nie potrafił odpowiedzieć na pytanie, dlaczego w 2007 roku, gdy sam był premierem w Smoleńsku na Siewiernym lądował również prezydent Polski. A tymczasem wystarczyło się lekko wysilić, aby odpowiedzieć redaktorkowi z TVN24, że w 2007 to było czynne lotnisko – baza 103 Gwardyjskiego Pułku Lotnictwa Transportowego, którego przebazowanie nastąpiło dopiero w 2009 roku. Lądowanie na słabym lotnisku, ale w czynnej służbie i na opuszczonym terenie przygodnym typu ZZZZ jak to miało 10 kwietnia – to jest różnica.
Drugą sprawą jest to, że konferencja nie miała swojej dynamiki i z technicznego punktu widzenia nie był to majstersztyk PR-u (uczyć się od MAK-u panowie i panie!). Nie było gwoździa programu, który można by wykazać jako tzw. setkę. Zamiast tego przeszła informacja o planowanym porwaniu samolotu w UE z 9 kwietnia i „obezwładnienie na 15 metrach”. A co np. szkodziło oddać tzw. filmik Koli do analizy w Niemczech (za pieniądze partii – no ale trudno) i przedstawić stenogram z tego nagrania.
Po szóste – brak odniesienia do benchmarków i standardów światowych w dla wszystkich hipotez. Dla wielu jeszcze PO jest symbolem profesjonalizmu (aż mi to trudno przechodzi przez klawiaturę…). Jeśli więc mówi się, że Janicki powinien odejść, to należałoby wygooglać jakiś powód dymisji szefa ochrony z dużo bardziej błahego powodu. Ot chociażby wpadka z samochodem Obamy w Irlandii, który zawisł na progu bramy (chociaż „without Barrack inside”), za który miał polecieć szef ochrony Prezydenta USA (w końcu nie wiem czy poleciał – ale stu kilku posłów z Zespołu powinno sobie poradzić z lepszym przykładem). Innymi słowy - zbudować prostą zbitkę – tak postąpiono 7 i 10 kwietnia, a takie są standardy światowe.
 
Tyle uwag z mojej strony. Pozostaje jeszcze jedna sprawa – tzw. osób mających dostęp do ucha posła Macierewicza. Słuchając niektórych jego wystąpień mam wrażenie, że proces selekcji – jak to niestety, często w PIS bywa – nie jest dość szczelny. Tezy które Macierwiecz wygłasza na zamkniętych spotkaniach organizowanych przez kluby „Gazety Polskiej” każą postawić pytanie kim są ludzie doradzający panu Antoniemu i czy przypadkiem nie chodzi im przypadkiem o to by, w listopadzie znaleźć się na listach. To takie moje bardzo subiektywne wrażenie.
dzida
O mnie dzida

Staram się pisać krótko. Nie zawsze wychodzi.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka