elektryczny elektryczny
33
BLOG

Siebie warci kandydaci z urzędem

elektryczny elektryczny Polityka Obserwuj notkę 2

Gdy się wczytać w konstytucji w rozdział o prezydencie, można zauważyć, że kompetencje jego i rządu są mocno pomieszane. Właściwie zarówno wojskowość (w czasie pokoju), jak i dyplomacja leżą w rękach gabinetu, lecz prezydent ma możliwość mieszania szyków premierowi na drugim szczeblu personalnym. Tak więc MSZ potrzebuje dobrych stosunków z Pałacem, by "dostać" przyjaznych ambasadorów, zaś MON - dowódców. Zwierzchnictwo nad siłami zbrojnymi ma charakter typowo "żyrandolowy", nominalny. W tym duchu utrzymany jest wyrok w sprawie wojny krzesłowej; proszę bardzo, prezydent może jechać na posiedzenia RE, ale sznurki trzyma w ręku rząd.

W ten sposób właściwie prezydent niewiele może poza dogadaniem się z rządem (przy czym ten drugi stoi na pozycji mocniejszej) lub próbami podgryzania go przez robienie ministrom obrony i SZ problemów z nominacja kadr i wetowanie ustaw. To wszystko jest właśnie mieszaniem szyków premierowi, a nie realnym wpływaniem na politykę państwa. Dlatego też podoba mi się pomysł zgłoszony przez Komorowskiego jeszcze w czasie prawyborów (nie wiem, czy ktoś go podchwycił), by zwiększyć możliwość wpływania prezydenta na legislację jeszcze, kiedy projekty praw przepychane są przez parlament - np. przez zgłaszanie poprawek. W polityce zagranicznej nawet, gdyby prezydent wygrał wojnę krzesłową byłby gorzej predysponowany niż rząd. A to dlatego, że wbrew pozorom wiele łączy politykę zewnętrzną z wewnątrzną. Powiedzmy, że chcemy dać przedsiębiorcom z jakiegoś państwa dać pewne przywileje (inna sprawa, że nie jestem pewien do końca, na ile członkostwo w UE krępuje nam tutaj ruchy - podejrzewam, że mocno...) - do tego trzeba większości parlamentarnej. A śmiem twierdzić, że nadanie takich przywilejów byłoby warte tysiąca kurtuazyjnych wizyt na narodowych świętach drugiej strony w negocjacjach o uzyskanie czegoś ważnego dla Polski. Mam nadzieję, że przykład pokazuje, o co mi chodzi: by móc realnie działać na zewnątrz, trzeba być panem wewnątrz.

Jaki więc powinien być idealny prezydent dla naszej sytuacji ustrojowej? (Nie miejsce tu teraz, by krytykować jej mętność, może innym razem). Powinien mieć, najogólniej mówiąc, spore wyczucie, które pozwoli mu jakoś po ludzku ułożyć sobie stosunki z rządem i poradzić sobie ze stroną dekoracyjną swojego urzędu. Jest przecież oficjalnie tym zwierzchnikiem armii, poza tym ludność widzi w nim głowę państwa (chociaż konstytucyjnie nią nie jest). To chyba jakiś naturalny instynkt monarchiczny, pozostałość z zamierzchłych czasów, że ten pierwszy urząd wydaje się taki ważny. Nawet wbrew rzeczywistości.

Otóż zdaje się, że takiego idealnego prezydenta nie ma po prostu na liście kandydatów. Może brakuje nam politycznych emerytów i prawdziwych ogólnospołecznych autorytetów, nadających się pod żyrandol? Komorowski co prawda gwarantuje współpracę z rządem, ale jego skłonność do ciągłych wpadek zauważają nawet obserwatorzy raczej dalecy od pozycji PiS-u. Z kolei Kaczyński deklaruje zmianę w podejściu do polityki,  ale trudno się oprzeć wrażeniu, że już po wyborach będzie sobie poczynał dosyć ostro. Nawet gdyby chciał, wiele pozytywnego nie będzie mógł zdziałać. Dlaczego - patrz wyżej. Tak wyróżniający się umysł po prostu udusi się w Pałacu, miotając się wszędzie napotka kraty. Być może należałoby szukać w drugiej lidze, w okolicach Olechowskiego?

Tak czy inaczej, nie tylko pozycja ustrojowa prezydent jest mocno dwuznaczna, ale i kandydaci nie bardzo się w nią wpasowują. Może więc być ciekawie. Co w polityce niekoniecznie oznacza: dobrze.

elektryczny
O mnie elektryczny

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka