Rozmawiam często z ludźmi. Lubię to robić. Zawsze się wtedy zastanawiam, ale też dowiaduję. Jakie są ich oczekiwania, co cieszy, co boli. I choć chciało by się słyszeć, i mówić o swoim ukochanym mieście jak najpiękniejsze słowa, jest inaczej.
Nie pomogą afisze bijące w oczy: „Prezydent na każdy czas”, bo to nieprawda i fałsz. Takich ludzi nie ma. Są na czas określony. Tymczasem w Gliwicach jest inaczej. Tu czas jest naprawdę nieokreślony.
A ponieważ zbliżają się wybory, ludzie mówią więcej. Jest w nich wiele żalu: o brudne, rozkopane miasto, brak bezpieczeństwa na drogach, wysokich cenach w sklepach, braku czasu, inni o braku pracy, o trudnym życiu. Żalu z roku na rok jest coraz więcej. Coraz więcej zdań: Gliwice straciły duszę… podobno dusza była w tramwajach.
Tych już nie ma. Na wniosek Prezydenta Miasta.
Pamiętam, kiedy byłam dziewczynką i cieszyło mnie tętniące życiem miasto. Pamiętam szkoły. Jedną po drugiej i bieg to tramwaju, by zdążyć. Pamiętam kołysanie w podróży i cudny szum w uszach. Tej duszy. Bo Gliwice z tramwajami związane były od dawna. Ale nie na zawsze.
Ich likwidację w ostatnich latach przeprowadzano stopniowo. Najpierw zlikwidowano linię nr 1, następnie zmniejszono częstotliwość kursów linii nr 4, potem dwa wagony ograniczano do jednego wieczorami, by wkrótce pozostać przy jednym codziennie, aż w końcu pozbawić Gliwice tramwajów i w części rozebrać torowisko. A po co wszystko? Bo tu Prezydent wie lepiej, że tramwaje są nieekologiczne. Tylko czy to jest logiczne?
Czy można nie liczyć się z mieszkańcami? Tu można. Więc pozostało mi o tramwajach już tylko pamiętać, o szkoły się bać i mieć nadzieję, że czas nieokreślony w Gliwicach się przeterminuje, a dusza nie umiera.
Gliwice, 23.10.2014r. Elżbieta Kogowska