e-mess e-mess
50
BLOG

Zieleń przywiędła

e-mess e-mess Polityka Obserwuj notkę 1

Dzień 22 bahman, czyli 11 lutego, to w Iranie największe święto polityczne - rocznica Rewolucji Islamskiej. W tym roku mija już 31 lat od obalenia szacha i przejęcia władzy przez Chomeiniego. Tegoroczne obchody były wyczekiwane w napięciu przez cały świat. Wszak niedawno, po rzekomo sfałszowanych wyborach, raz pierwszy w historii Republiki Islamskiej na ulicę wyszły tłumy, by otwarcie protestować przeciwko reżimowi.

W tym roku rocznica miała być okazją do masowych wystąpień opozycji. Przepowiadali to licznie zachodni "eksperci", dodając nieraz, że reżim znajduje się w ciężkim kryzysie, a jego obalenie może nastąpić już zaraz.

Do rocznicy szykował się też sam reżim, wyłączając komunikację SMSami na telefonach pre-paid, spowalniając działanie i tak mocno już cenzurowanego internetu, utrudniając nawiązywanie połączeń szyfrowanych, a nawet... blokując zupełnie dostęp do wszystkich serwisów Google w dzień święta.

Ostrzegali mnie wszyscy. Zarówno Irańczycy, jak i pracownicy polskiej ambasady. Pod żadnym pozorem nie rób zdjęć - wszak dziennikarze ciągle mają zakaz wjazdu do kraju, a w aresztach siedzi nadal kilka osób z zarzutami szpiegostwa. Nie zbliżaj się do demonstracji, a najlepiej będzie jak zostaniesz w domu.

Poszedłem na kompromis, zostawiając aparat w pokoju. Trudno o dyskretne fotografowanie pokaźną lustrzanką, a nie chciałbym głupio wpaść i zakończyć w ten sposób pobytu w Iranie, gdy dopiero niedawno się on rozpoczął. Ruszyłem więc w miasto nieuzbrojony w sprzęt "szpiegowski".

Teheran zaskoczył mnie... ciszą.

W mieście nie działo się absolutnie nic. Poranny wiec na placu Azadi skończył się już. Na ulicy walały się plakaty z napisem "Śmierć Izraelowi", kończący służbę żołnierze z obiadami wziętymi na wynos pospiesznie zmykali w stronę domu, i tylko samotny dźwig taszczył na pokład TIRa potężny kadłub nowej rakiety kosmicznej, która ma napisać kolejny rozdział irańskiego podboju kosmosu. Kadłub był zresztą pusty i można było go swobodnie pomacać, a nawet zajrzeć do środka.

Szukając wydarzeń, pospiesznie zawróciłem w stronę centrum, jeśli można to tak nazwać. Teheran wszakże nie ma centralnego miejsca, jest gigantycznym owocem nieplanowanego i chaotycznego rozwoju, który w ciągu kilku dekad wchłonął i przetrawił nie tylko swoją dawną postać, ale otulił szczelnie port lotniczy i wspiął się wysoko na pobliskie góry.

Z okien autobusu, przejeżdżającego przez ważniejsze place i skrzyżowania, wypatrywałem czegokolwiek. Na rogach ulic stali policjanci, często zmotoryzowani. Towarzyszyli im gdzieniegdzie "cywile" z kamerami. Plotkowali, żartowali, ziewali, zacierali skostniałe z zimna ręce. Kilku wskoczyło na motory i ścigało się po pustej niemalże ulicy, by zabawę zakończyć dwa skrzyżowania dalej na... płocie.

Tak spokojnego Teheranu jeszcze nie widziałem. Ktokolwiek zna to miasto, wie, że widok pustej ulicy to sensacja. Tego dnia pusto było prawie wszędzie. Wyraźnie kontrastowało to z dniem poprzednim, gdy popołudniowy korek zatkał wszystkie ulice tak szczelnie, że motocykliści całymi grupami gnali po chodnikach, omijając zakleszczone wzajemnie samochody. Najwyraźniej teherańczycy uciekli z miasta i, korzystając z długiego weekendu, udali się na odpoczynek od pracy i rządowej propagandy.

Spodziewałem się, że zielony kolor przywiędnie, ale nie że tak szybko...

Od czasu wyborów prezydenckich nie zobaczyliśmy dowodu, by Zielony Ruch (zwany też Zieloną Falą) reprezentował poglądy większości Irańczyków. Nie pojawił się też żaden twardy dowód na fałszerstwo wyborcze, a tylko ono - zdaniem wielu zachodnich "ekspertów" - mogło tłumaczyć zwycięstwo Ahmadineżada.

Od czerwca inicjatywa "zielonych" miast rosnąć - kurczyła się. Nie było zapowiadanych zamieszek w 3, 7 i 40 dni po śmierci demonstrantów. A to właśnie powracające po żałobie, coraz większe tłumy ludzi, były przyczyną upadku szacha. Nie było też demonstracji w 40 dni po śmierci Ajatollaha Montazeriego, który przecież od momentu sprzeciwienia się Chomeiniemu cieszył się uznaniem wśród opozycji i otwarcie krytykował reżimową przemoc.Nawet głośne rozruchy w dniu Aszury były nikłym ułamkiem tego, co działo się po wyborach.

Niektórzy mówią, że to reżim swoimi brutalnymi represjami zgniótł zieloną inicjatywę. Aby taki pogląd ocenić, warto spojrzeć w nieodległą przeszłość. Od czerwca 2009 w manifestacjach, zdaniem opozycji, zginęło ponad 100 osób. Jak ma się to do tysięcy zastrzelonych na ulicy w roku poprzedzającym upadek szacha? Wtedy po każdej masakrze na ulicę wychodził jeszcze większy tłum, by w końcu przewagą liczebną zmusić siły bezpieczeństwa do złożenia broni.

Z drugiej strony, reżim nie pozostał twardy jak skała. Po pierwsze, Rada Strażników przyjęła formalne skargi dotyczące przebiegu wyborów. Część głosów przeliczono ponownie, potwierdzając wynik. Po drugie, po ujawnieniu przemocy, z jaką spotkali się więźniowie w Kahrizak, tamtejszy zakład karny zamknięto, a dwunastu jego strażników oczekuje na proces z różnymi zarzutami, z morderstwem włącznie.

Irańska ulica też jakby odetchnęła. Od kilku miesięcy nie słychać skarg na policję obyczajową, która jeszcze niedawno potrafiła aresztować niezwiązane małżeństwem pary lub udzielać reprymendy kobietom nieodpowiednio zasłaniającym włosy. I choć policjanci nadal rozganiają przytulającą się na parkowych ławkach młodzież, to w areszcie dawno nikt za to nie wylądował, a teherankom coraz bardziej zsuwają się z głów kolorowe szale.

Zmiany ustrojowe w Iranie są dziś wizją równie kuszącą, co odległą. Na razie reżim ma się dobrze i nic nie zapowiada jego rychłego końca. Ma to swoje dobre strony, gdyż kraj znajduje się w bardzo delikatnej sytuacji geopolitycznej, w której niestabilność ustroju mogłaby na dłuższą metę zaszkodzić Irańczykom. Mowa tu oczywiście o groźbach ze strony USA i Izraela. Złagodzenie zagrożeń zewnętrznych, czy to za sprawą coraz mniej prawdopodobnych negocjacji, czy poprzez uzyskanie zdolności do budowy broni jądrowej, może otworzyć drogę do reform wewnętrznych.

Jak na razie wydaje się, że reżim zaakceptował fakt istnienia opozycji w kraju i nie próbuje jej kompletnie zdusić przemocą. To naprawdę duży krok do przodu, w porównaniu z ostatnimi latami. Kolejnego ciekawego etapu możemy spodziewać się nawet w 2010 roku, jednak nie za sprawą zielonego ruchu, lecz zapowiadanych reform ekonomicznych. Rząd Iranu planuje bowiem likwidację subsydiów na benzynę i gaz, z których korzystają wszyscy Irańczycy. Nauczenie oszczędności milionów ludzi, którzy te dobra trwonili bez opamiętania, może być trudniejsze niż gra w geopolityczne szachy z Ameryką.

e-mess
O mnie e-mess

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka