Filip Memches Filip Memches
1973
BLOG

I kto tu jest prowincjuszem?

Filip Memches Filip Memches Polityka Obserwuj notkę 20

Polska humanistyka ma stosunkowo niewielu badaczy cenionych za granicą. Należą do nich między innymi prof. Zdzisław Krasnodębski i prof. Andrzej Nowak. Dla tego pierwszego nie ma już miejsca na UKSW. Ten drugi ma się na UJ lepiej, ale w każdej chwili może stać się obiektem ataków prowincjonalnych "autorytetów moralnych".

Zdzisław Krasnodębski zakończył współpracę z Uniwersytetem Kardynała Stefana Wyszyńskiego, gdzie był wykładowcą w Instytucie Socjologii. Jak sam mówi, stało się to z inicjatywy władz uczelni.

Niby poszło o sprawy formalne, ale rektor UKSW, ksiądz Henryk Skorowski chciał rozmawiać z socjologiem o jego "zaangażowanej publicystyce". A wszystko się działo na tle słów Magdaleny Środy, która na łamach "Gazety Wyborczej" sugerowała, że tacy naukowcy jak Krasnodębski przyczyniają się do legitymizacji "radykalnego języka" na katolickich uczelniach, a więc w konsekwencji psują "kulturę dyskusji".

To, co się stało w tej sprawie uświadamia nam, że znajdujemy się w sytuacji ciągnącej się od czasów PRL. Ideologizacja środowiska naukowego jest przecież dziedzictwem postkomunistycznym. Ale nie chodzi tu o trwałość ideologii komunistycznej, ale o pewien znacznie starszy od marksizmu dyskurs, który po roku 1945 zaczął formować polską inteligencję. W ramach tego, wywodzącego się z oświecenia, a nawet poniekąd, z renesansu, dyskursu, inteligent staje wobec zasadniczego wyboru: popierać nowoczesność przeciwko tradycji albo tradycję przeciwko nowoczesności. Tertium non datur.

I co z tego wynika? Oczywiście obowiązkiem inteligenta jest być człowiekiem nowoczesnym, który zwalcza wszelkie zabobony.

Tyle, że ów dyskurs jest nieadekwatny do rzeczywistości, która jest znacznie bardziej złożona. Kościół katolicki, który jest od pięciu wieków chłostany za rzekome szerzenie ciemnoty, ma długą historię niesienia kaganka oświaty.

To chrześcijaństwo odczarowało świat w oczach pogan, którzy zobaczyli, że przyroda nie jest budzącym trwogę siedliskiem rozmaitych bóstw, ale rzeczywistością wartą (naukowego) poznania. To kontrreformacja – w tym szkolnictwo jezuickie – była odpowiedzią Kościoła na potrzebę upowszechniania wiedzy o świecie wśród katolików bombardowanych heretyckimi nowinkami.

Wreszcie, gdy zerkniemy na rodzime podwórko, to kardynał Stefan Wyszyński właściwie odczytał znaki czasu. Mając świadomość kresu tradycyjnego społeczeństwa stanowego, pozytywnie odpowiedział na tendencję awansu cywilizacyjnego niższych warstw społecznych. W warunkach komunizmu uznał lud za główny podmiot życia narodowego, a jednocześnie religijnego. W tym sensie był bardziej postępowy od polskich intelektualistów katolickich, lansujących w opozycji do niego pomysły Soboru Watykańskiego II. Ci z kolei przypominali feudalnych arystokratów wyobcowanych ze społeczeństwa.

W tym sensie i Magdalena Środa nie jest żadną postępową intelektualistką. Gdyby bowiem uznawała podmiotowość ludu, to szanowałaby i jego religijność. A tak przemądrzale zadzierając nosa wchodzi w rolę kapłanki jakiegoś bałwochwalczego kultu Wolności i Rozumu, która strzeże ezoterycznej wiedzy o tym, jakie postawy są w nowoczesnym świecie właściwie, a jakie nie.

Skądinąd "zaangażowana publicystyka" Zdzisława Krasnodębskiego od wielu lat nie przeszkadza władzom Uniwersytetu w Bremie, by pozostawał on jego wykładowcą. A wydawałoby się, że Niemcy są krajem bardziej postępowym niż Polska, a w związku z tym władze niemieckiej uczelni nie będą pobłażliwe dla jakiegoś "pisowskiego" socjologa, który mógłby tamtejszą młodzież sprowadzić na manowce konserwatyzmu i ksenofobii.

Jednak jest inaczej. Naukowcy, którzy w Polsce oceniani są poprzez pryzmat wyborów ideologicznych i politycznych, za granicą okazują się być cenieni ze względu na swój dorobek. Oraz – może nawet przede wszystkim – ze względu na wnoszenie czegoś nowego – czegoś, co stanowi nieodłączny element rzeczywistości akademickiej.

W ten sposób polska humanistyka ma za granicą swoich nielicznych bohaterów. To nie są prowincjonalne "autorytety moralne" (jak wymieniona wcześniej filozof), które brylują w polskich mediach jako celebryci rzucający bon moty ku uciesze żądnej mięsa w debacie publicznej pseudointeligencji. To inteligencja z krwi i kości. Obok Krasnodębskiego wymieńmy tu chociażby historyka Andrzeja Nowaka (uniwersytety amerykańskie: Columbia, Rice, Harvard oraz Uniwersytet Tokijski i Uniwersytet Masaryka w Brnie) czy – z innej "strony barykady" – politologa Aleksandra Smolara (Centre National de la Recherche Scientifique w Paryżu).

Może więc polskie środowiska akademickie powinny zrewidować swoje wyobrażenia o tym, co jest nowoczesne i postępowe, a co nie?

Rebelya.PL

Publicysta magazynu tygodnik.tvp.pl. Poza tym mąż i ojciec, mol internetowy, autsajder, introwertyk.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka