Dopiero teraz przeczytałem o tym, że NFZ uznał wcześniaki za zasadniczo zdrowe dzieci, którymi należy opiekować się tak, jak dziećmi urodzonymi o czasie. Nie są potrzebne do tego jakieś inkubatory, kuracje poprawiające czynności płuc i inne takie tam, które dotąd kosztowały 15 tysięcy złotych na dziecko. Teraz wszyscy są już na tyle zdrowi, że opieka, kuracje, zastosowanie sprzętu itd., ma nie być droższe niż tysiąc złotych.
Aha. Czyli ktoś zorientował się, że na dzieci ludzie dadzą dużo pieniędzy. Z drugiej strony trudno założyć, że lekarze (w dodatku mający sprzęt, wiedzę itd.) z dnia na dzień przestaną leczyć dzieci przedwcześnie narodzone. Kliniki i oddziały położnicze dzięki temu administracyjnemu trikowi zaczną się zadłużać – co umieści je na szybkiej ścieżce ku przeorganizowaniu w spółki prawa handlowego, czy jak tam teraz nazywa się prywatyzacja służby zdrowia. I wtedy, być może, restrykcje jakoś się wycofa albo zostanie stworzona omyczka służąca ich, właśnie, ominięciu. Bo ludzie na dzieci pieniądze dadzą, dużo pieniędzy.
Pytanie tylko, ile będzie ofiar. Bo taki scenariusz, jak powyżej, przetrwa pewnie tylko część z zakładów służby zdrowia. I dzieci, które miałyby dostęp do pomocy medycznej, będzie mniej.
Kolejne pytanie: komu się to opłaci?
