Cała Polska – premierzy Tusk, Bielecki, Cimoszewicz, Miller i Kaczyński, redaktorzy Michnik, Chrobota, Lis, Sakiewicz i Mońko, publicyści, biskupi, generałowie i eksperci – mówią jednym głosem: Hańba Rosji, Anschluss Krymu. Najtwardsi mówią – wojna.
Już mamy sukcesy – wspólne spotkania u premiera i prezydenta. Mamy mobilizację wokół wspaniałych ministrów Sikorskiego i Siemoniaka. Pohukujemy: sankcje, wizy, ewentualnościowe plany obronne. Putin działa jak Hitler i Stalin w jednej osobie. Nasi przedstawiciele to mężowie stanu. Dzwonią, ponaglają zachodnich kunktatorów. My – zwarci i gotowi.
Do czego gotowi? Na miłość Boską, gdzie odpowiedzialność, gdzie realizm, gdzie wizja i troska o Polskę i Ukrainę, o Europę i Rosję? O ten wyjątkowy krąg pochrześcijańskiego cywilizacyjnego dziedzictwa, który 20 lat temu w konfrontacji ze swą komunistyczną częścią umiał pokojowo ułożyć nowe stosunki. A teraz nie umie sobie poradzić z rozkładem młodego państwa wpędzanego w złodziejską, neoliberalną pułapkę.
Przez trzy miesiące rosnącego napięcia w Kijowie polscy i europejscy politycy nie siedli przy stole ze wszystkimi stronami podzielonej Ukrainy i z Rosją, może z Ameryką, nie szukali wyjścia z dramatu, jakim stało się doprowadzenie w ciągu 20 lat do politycznej, społecznej i ekonomicznej upadłości 50-milionowego państwa, które z woli albo kaprysu Rosjipowstało w środku Europy. Dopiero rozstrzeliwanie Majdanu zmusiło europejskich ministrów do spóźnionej reakcji na wydarzenia, których już nie dało się opanować.
Owszem, Rosja jest agresorem. Choć póki co jeszcze w tym konflikcie krew się nie polała. Ale czy nie była agresorem Ameryka, która w końcu ub.w. bombardowała Belgrad, by odebrać Serbii Kosowo? I oderwała tę prowincję, łamiąc obowiązujące od zakończenia II wojny światowej tabu, że żaden kraj nie może wbrew własnej woli być pozbawiony części swego terytorium. A my, Polacy, członkowie NATO – jak wówczas reagowaliśmy?
Co dziś robić? Nie machać szabelką, nie podkręcać polskiej i ukraińskiej opinii, nie wzmagać antyrosyjskości. Dlaczego nasz premier czy prezydent nie zadzwonili jeszcze do Putina? Należy jak najprędzej dojść do wspólnych rozmów reprezentantów Europy, Ukrainy i Rosji, których zadaniem ma być pomoc społeczeństwu i państwu ukraińskiemu.
Krym – symbolicznie ważny nie może przesłaniać nierozwiązanych problemów socjalnych i politycznych Ukrainy. Najważniejsze jest niedopuszczenie do wojny domowej. Bliskość między wschodem Ukrainy a Rosją mogłaby również spowodować wojnę na całym pograniczu ukraińsko-rosyjskim.
Taka tragedia osłabiłaby europejską przestrzeń, byłaby na korzyść jedynie Chinom i muzułmańskim ekstremistom.
Dalekim celem Polski powinno być wspólne z Ukrainą zbliżanie i w końcu zjednoczenie Zachodniej Europy, Rosji i Turcji. Dopiero taki wielki ludzki kulturowy i intelektualny potencjał byłby w stanie nadać nowy, lepszy kształt całemu światu.
Kornel Morawiecki