Gesty są ważne.
W polityce także. Podobnie, jak w życiu. A polityka to część życia. Życia jednostek, narodów, państw i całego świata.
Gesty są ważne i dlatego zupełnie nieważna wizyta głowy światowego mocarstwa w małym kraju, jakim jest na przykład Irlandia, jest także ważna. Bowiem symbole są ważne. Gesty, tworzą symbole, stwarzając tym samym właściwą atmosferę. Może ją popsuć jedno niezręczne tłumaczenie niezręcznej wypowiedzi głowy innego państwa. Dobry tłumacz mógłby je uratować. Gdyby był dobry.
Rozważania na temat, dlaczego amerykańska First Lady wysiądzie z prezydenckiego "Number One", zanim ten odleci z Obamą do Warszawy pozostawić należy prasie bulwarowej. Gdy dokonuje ich tak zwana poważna prasa, wówczas na jej powadze dokonywany jest poważny uszczerbek. Pogoń za przysłowiowym lisem popularności tematów nijakich, obraca powagę w nijakość właśnie. Ale rynek ma swoje prawa, powiedzą specjaliści od marketingu. Gdy marketing zdominuje już u nas wszystko, wówczas zamienimy się w bazar. Czy będzie on chociaż... barwny, to już inne pytanie.
Wizyta Obamy w Warszawie, nie czarujmy się, nie jest politycznie ważna. Ale nikt nam tego głośno nie powie. I chyba nie bez racji. Bowiem ważne są przecież gesty. W polityce, dokładnie tak samo, jak w życiu prywatnym.
Gdy matka nie pamięta, bo pamiętać nie chce, o terminie urodzin swej córki, z którą w przeszłości toczyła przysłowiową bitwę o łyżkę wody, wówczas jesteśmy świadkami braku dobrych gestów. A ważne, jak wiadomo już chociażby ze słów piosenki, "są tylko te dni, których jeszcze nie znamy".
Wizyta Obamy w Polsce jest więc ważna.
Polityka, jak i życie prywatne, żyje z gestów.
A bez nich umiera.