W mediach trwają programy specjalne, podsumowujące referendum w Warszawie. A w nich, co chwila słyszymy, że Warszawiacy nie poszli, bo włączył się PIS, że Warszawiacy nie poszli, bo Guział i SLD za mało się starali, że nie poszli, bo PO i najwyższe organy państwa doprowadziły do niekonstytucyjności referendum namawiając do bojkotu referendum.
Eksperci natomiast krzyczą, że mimo, że PO wygrała to będzie miała bardzo duży problem, bo wczoraj namawiała do nie chodzenia na referenda a wkrótce będzie namawiać do udziału w referendum w/s przyjęcia Euro lub udziału w wyborach. Między słowami jak byk widać, że politycy, dziennikarze i publicyści przyjęli za pewnik, że Polacy to bezrozumna masa, łatwosterowalna, która bezmyślnie daje sobie wmówić, by iść lub nie iść, czy głosować na tak lub na nie.
Ja rozumiem, że cieżko wskazać racjonalność w wyborach Polaków. Ciężko powiedzieć, że obywatele mają wysoką świadomość otaczającego ich świata ale na miłość Boską, nie można tego przyjmować za pewnik. Wielu dziś całkowicie świadomie nie wzięło udziału w politycznej hucpie Kaczyńskiego i Guziała. Nie dlatego, że dali się "zlemingować". Nie dlatego, że bezmyślnie posłuchali Tuska czy Komorowskiego ale dlatego, że posłuchali ich myśląc. Posłuchali, zastanowili się, rozważyli za i przeciw, wzięli pod uwagę że za rok wybory i tak się odbędą i zdecydowali na to referendum nie pójść. Także wyborcy PISu podjęli świadomy wybór. Nie można twierdzić, że zrobili to bezmyślnie. Nie można takiej tezy przyjmować za pewnik, bo to oznaczałoby kompletną porażke ostatnich 20 lat budowania społeczeństwa obywatelskiego. 20 lat budowania demokracji w Polsce.
Ci sami mieszkańcy Warszawy, którzy dziś świadomie podjęli decyzję o nie pójściu na referendum, za rok świadomie na wybory pójdą. Bo rozumieją do czego służą wybory. Bo wiedzą, że to jest czas by ocenić lokalne władze. Bo uczą się demokracji z każdym rokiem i z każdą kolejną podjętą decyzją. Nawet jeśli jest to decyzja o bojkocie referendum.
