kashmir kashmir
181
BLOG

No to do roboty!

kashmir kashmir Polityka Obserwuj notkę 6

Gdy wyjaśniają się makabryczne szczegóły motywów i działań inspiratorów oraz wykonawców zamachu smoleńskiego, normalne życie pomału musi zacząć toczyć się dalej. Polska z rozwalonymi finansami wymaga radykalnych działań, czego zresztą nie ukrywają ani autorytety ekonomiczne, ani sami politycy.

Rusko-WSIowy spisek się udał i rządzą nami "liberałowie". Władza ta pełna nie jest, wciąż musi radzić sobie zgniłymi kompromisami z koalicjantem (bądź, potencjalnie, doraźnie z opozycją), niemniej jest podobnej siły rażenia, co w czasach Millera (choć jemu wydawałoby się uczynny prezydent trochę 'fikał')  czy PiSu (choć tu z kolei koalicjant, zachwycony dorwaniem się do stołków, jakby mniej skory był do fikania). Niemniej jest, na pewno silniejszy, bez 'hamulcowego' prezydenta, silny rząd. "Liberalny".

Sęk jednak jest. Otóż jest w tym cudzysłowie. Na co możemy liczyć tak naprawdę my, o liberalnych (bez cudzysłowu już) oczekiwaniach? Jasne, że kampania wyborcza rządzi się swoimi prawami, więc w swej rozpaczliwej naiwności można uznać, że żarliwy wyścig pana Komorowskiego z imć Kaczyńskim o przekonanie mas, kto z nich jest większym i prawdziwszym socjalistą (przez Komorowskiego przegrany, co prawda), był tylko na pokaz. Niestety - wybory minęły, a już od ministra Boniego dowiedzieliśmy się, że na problemy z finansami rozważane jest podniesienie podatków. Co prawda świeżo upieczony marszałek Schetyna od razu zapewnił, że "to byłaby ostateczność", niemniej kiedy politycy w ogóle publicznie wyznają, iż dopuszczają możliwość tak skrajnie niepopularnego ruchu, to moja, mimo iż naiwna, natura każe mi przypuszczać, że decyzja już praktycznie zapadła, a nam serwuje się 'ostrożne przygotowywanie na najgorsze'.

Pierwsza, mniej ważna kwestia, to skuteczność takiego zabiegu. Nie wiemy bowiem, po której stronie krzywej Laffera tu jesteśmy. Co prawda po ostatniej obniżce podatku dochodowego do stawek 18% i 32% dochody państwa z tego tytułu wyraźnie spadły (z 38,4 mld zł w 2008 r. na 35,7 mld zł w 2009 r.), to nie wiadomo, na ile było to spodowowane spowolnieniem gospodarczym. A prawdopodobnie było znacząco, gdyż dochody z pokrewnego źródła - CIT - spadły o nawet wyższy odsetek (z 27,1 na 24,2 mld zł). Można zatem raczej wnioskować, że zabieg z obiżeniem stawek podatku dochodowego od osób fizycznych spowodował WIĘKSZE dochody państwa, niż wyniosłyby one przy pozostawieniu starych. Nie wiadomo zatem tak naprawdę jaką kasę, a nawet czy w ogóle jakąś, pan Boni znajdzie akurat tutaj.

Ważniejsze jest jednak co innego. Otóż człowiekowi o przygotowaniu matematycznym na poziomie co najmniej trzeciej klasy podstawówki (chociaż czy tej zreformowanej, to głowy nie dam) łatwo jest dojść do tego, że zwiększanie dochodów to nie jest jedyny sposób na deficyt. Otóż bowiem deficyt to różnica dwóch cyfr. Tak, własnie - DWÓCH. Dochody to tylko jedna z nich. a drugą są... tak tak... no właśnie! WYDATKI.

Szanowny "liberalny" rządzie! Przestańcie chrzanić o zwiększaniu podatków!Przestańcie chrzanić o mętnym i nic nie znaczącym pojęciu "reformy finansów publicznych"! Zacznijcie, po liberalnemu, na pochybel nanny-state socjalistycznemu systemowi, CIĄĆ WYDATKI!!! *)

Sytuacja wygląda jednak groźnie, co zauważył przytomnie bloger Ortodoks.  To, co uważamy za główne elementy drenujące budżet, to przysłowiowy pikuś. Same dotacje do ZUS, emerytur oraz obsługa długów - czyli wydatki, które przy uporządkowanym budżecie i sensownych systemach emerytur i rent powinny wynosić ZERO - pochłaniają około JEDNEJ CZWARTEJ rocznego budżetu!

Wyjście z tego bagna wymagałoby ostrych reform. Ostrych i naprawdę bolesnych. Niemniej jest to do zrobienia, ale tylko przy naprawdę LIBERALNYM podjeściu do finansów. Czyli, przede wszystkim, zaczęciu od ostrego cięcia wydatków tam, gdzie do funkcjonowania państwa nie są one absolutnie potrzebne. Sęk w tym, że oznacza to m.in. setki tysięcy zwolnień. Czyli coś, na co odważyć się może tylko ktoś o niezłomnym, twardym charakterze Reagana czy Lady Thatcher.

---

A my mamy co? Pan Boni to pogrobowiec 'Solidarności', czyli z definicji MUSI być socjalistą. PO to partia władzy, o dużej popularności, więc siłą rzeczy, wobec dzisiejszych realiów, MUSI być socjalistyczna. Tym bardziej, że opozycja jest jeszcze bardziej socjalistyczna...

---

Gdzie jest nadzieja?

Otóż ja nadzieję widzę. Moje rozumowanie wygląda tak:

Mieliśmy rząd Buzka. Rząd Buzka wziął się za ostre reformy. Reformy były niezbyt udane (chociaż z mojej strony plusik za samą odwagę), można powiedzieć, że zakończyły się klapą. Skompromitowały rząd, ludzie w następnych wyborach wybrali masowo tych, którzy kojarzyli się ze spokojem i niechęcią do reform - czyli SLD.

Mieliśmy rząd Millera. Rząd Millera skompromitował się aferami, obnażeniem swojej cynicznej postawy rządzenia wyłącznie dla osobistych korzyści rządzących polityków. Ludzie po wyborach wybrali tych, którzy kojarzyli się z uczciwością i brakiem post-PZPRowskich cwaniackich cech - czyli postsolidarnosciowe PiS i PO.

Mieliśmy rząd Kaczyńskiego. Rząd Kaczyńskiego skompromitował się usilnym tępieniem konkurencji politycznej wszelkimi metodami, rozbuchiwaniem aparatu państwowego do tego celu, konfliktami z każdym i oszalałym tropieniem wsżędzie Wroga (również zagranicą). Ludzie po wyborach wybrali tych, którzy kojarzyli się ze spokojem, bezkonfliktowością i miłością - czyli PO.

Mamy rząd PO... Rząd PO, jeżeli się skompromituje, to właśnie krachem finansów publicznych. Tu już nie ma pola do demagogii - jeżeli kompromitacja ta ma być skuteczna i konstruktywna, musi istnieć ALTERNATYWA, która będzie się, jak w poprzednich przypadkach, KOJARZYĆ ze skutecznym remedium. Czyli, de facto, partia PRAWDZIWIE liberalna.

Nasz polski Reagano-Thatcher. Bo jednak miejmy nadzieję, że nie Pinochet.

Obecna sytuacja wydaje się beznadziejna, ponieważ takiej alternatywy na razie nie ma - ani eurolewacko-zapaterowskie SLD, ani narodowo-socjalistyczny PiS nie dają żadnej nadziei na transformację w coś podobnego. Poza tym obie partie już rządziły i pokazały, że tendencje do psucia budżetu mają jeszcze silniejsze. Nie ma szans, aby nagle zdobyły, dowolną retoryką, masowe zaufanie jako uzdrowiciele finansów. SLD zresztą samo nigdy tego nie zechce. PiS może ściemniać, bo oni tylko ściemniać umieją, ale po lewicowo-gierkowskich wyskokach tegorocznych wiarygodność na tym polu będą mieli przyzerową.

Ja jednak wierzę, że zadziała stara dobra zasada popytu - póki co twarde rozwiązania liberalnogospodarcze są passe. Do przesilenia jeszcze daleko. Ale jak ono nastąpi, popyt ten gwałtownie wzrośnie, a ktoś popyt będzie musiał wypełnić podażą - i to szybko.

Być może będzie to jakiś odłam rozlatującego się PO. Być może włączy się w niego trochę sensownych ludzi z PiS (że jacyś się znajdą w SLD, to nie wierzę). Być może ujawni się przyczajony elektorat Korwin-Mikkego, na razie bojący się 'marnować głosu' bądź zniechęcony do myśli liberalnej pajacowatym imydżem JKM lub jego konserwatywnymi odjazdami, zatem co wybory przesiadujący w domu.

Być może będzie tego tyle, że pojawi się nowa siła. Wreszcie realnie zdolna do reform, których nasz kraj potrzebuje, zanim spiralnym lotem zagłębi się w otchłań, w którą pomału osuwa się pląsająca w eurolewackim transie Europa.

Jestem naiwny? Może. A co mi innego pozstaje..?

 

-----------------------------

*) Żeby być uczciwym, trzeba PO-wcom jednak parę rzeczy oddać:

1. Z trzech obecnie najsilniejszych partii - SLD, PiS i PO - politykę budżetową mieli pod tym względem najbardziej sensowną. Obniżka PIT do stawek 18% i 32% to głównie ich zasługa- zgłosili ten projekt jako kompromis wobec masowego sprzeciwu na ich pomysł 3x15 (jeszcze bardziej liberalizujący podatki). Choć projekt poparły wszystkie kluby, to zasługi PO są dwie - to oni wystąpili z wnioskiem i to oni wzięli na siebie ciężar (choć może w 2006 nie byli tego świadomi) tej reformy (choć okazało się, że raczej był to profit, a nie ciężar - ale to i tak odważny ruch, przecież jest sporo ludzi, którzy 'nie wierzą' w krzywą Laffera). Poza tym najbardziej przyczynili się do likwidacji podatku spadkowego w 2007 roku - to ich poprawka była najdalej idąca, rozszerzająca zwalnianych z podatku o całą I grupę (m.in. zięciów i synowe). No i po trzecie, już za swoich rządów dokonali istotnej obniżki podatku od wynajmu nieruchomości. Podsumowując - PO, nawet będąc w opozycji, doprowadzała do znaczących obniżek podatków.

2. Wydatki państwa rosły od 2003 roku do 2010 odpowiednio o: 3.4%, 4.5%, 5.4% (budżety uchwalone przez SLD), 6,9% (budżet SLD, wykonanie PiS), 13.5% (budżet PiS), 10.2% (budżet PiS, wykonanie PO), 6.9% i 1,0% (budżety PO). Widać wyraźnie, że najbardziej rozbuchał dynamikę wzrostu wydatków państwa PiS, a PO skutecznie ją wyhamowało. Zarzuca się PO co prawda rekordowy deficyt, ale mieli też rekordowy kryzys, a strach pomysleć, co byłoby z deficytem, gdyby nie mimo wszystko oszczędne zaplanowanie wydatków na 2009 i 2010 rok.

3. Sprawne przejście przez światowy kryzys i histerię świńskiej grypy. Mniej nawet chodzi tu o propoagandową "zieloną wyspę", a bardziej o nieugiętą postawę wobec naciskającej opozycji na 'rozwiązania takie, jakie stosuje cały świat', czyli pompowania wydatków państwa jeszcze w kryzys. Ponieważ obie sprawy były wizerunkowo ryzykowne (i, odpowiednio, ulegnięcie im było łatwe do usprawiedliwienia w razie klapy: "no ale przecież sami nas namawialiście"), można upartywać tu iskry nadziei, że przyszły 'Reagano-Thatcher' gdzieś tam się u nich czai.

k. 88884

kashmir
O mnie kashmir

...

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka