kashmir kashmir
440
BLOG

Jeszcze raz: NIE MA alternatywy

kashmir kashmir Polityka Obserwuj notkę 77

Póki co. I tyle.

Jako komentarz do ostatnich działań rządzących napisałem dwie notki, w których wyrażam swoje ubolewanie nad jawnym odejściem od liberalnej polityki przez partię, która (z tych silnych) jako jedyna w ogóle taką retoryką się posługiwała. Czytając jednak szereg notek i komentarzy na S24 nie mogę (który to już raz?) wyjść ze zdumenia, jak i z jakich pozycji rządzącą partię można atakować.

Otóż zapowiedź podwyżki podatku VAT spotkała się z zaciekłą krytyką jakże licznych na S24 wrogów rządzącej PO, będących, osobliwie, żarliwymi zwolennikami opozycyjnej PiS. Nie byłoby w tym nic zdrożnego, gdyby nie 2 fakty - po 1. PO własnie za swój rzekomy 'liberalizm' była zawsze przez PiS najsilniej krytykowana (w 2005 roku nawet, w wyniku bardzo dobrze zorganizowanego ataku PiS właśnie na ten element ich programu, PO przegrała przez to wybory), a po 2. krytycy PO rekrutujący się z fanów PiS podają zatrważająco wprost demagogiczne i kłamliwe 'argumenty'.

Zacznijmy od tego "po drugie". Tutaj atak przebiega, w swym głównym założeniu, podobnie jak mój - że PO to 'łże-liberałowie'. Problem polega jednak na tym, że konkluzją mojej, opartej na suchych faktach krytyki, jest to, iż w Polsce liczącej się partii politycznej po prostu NIE MA, a PO, choć działa daleko niezadowalająco dla kogoś o liberalnych poglądach, i tak wypada lepiej na tle konkurencji*. Fani PiS jednak, zgadzając się, że PO to łże-liberałowie, zamiast (jako wrogowie liberalizmu) ich za to chwalić, uważają, że PiS jest liberalne BARDZIEJ. Zaskakujący ten wniosek opierają o to, że za PO jest większy deficyt, PiS zmniejszało podatki, a PO je podnosi itp.

Tych "itp." jest jeszcze trochę, niemniej skupmy się na tych zasadniczych dwóch: podatki i deficyt.

1. Podatki.

Nie chce mi się już kolejny raz prostować kłamliwej demagogii, jakoby "PiS zmniejszał podatki, a PO nie", zrobiłem to już wiele razy (np. tutaj i tutaj), załóżmy jednak, że tak jest. Można więc powiedzieć, że mamy dwie postawy: jedna to taka, że (my, rządzący) jesteśmy liberalni, chcemy ulżyć ludziom, zabierając im mniej kasy, kosztem swoim, znaczy się władzy - czyli godzimy się na ciężar zmniejszonych dochodów, bo ważniejsze są portfele ludzi; i druga postawa - jesteśmy wredni nieliberalni, nie mamy zamiaru rezygnować z dochodów, doimy ludzi na kasę, bo my, rządzący, chcemy mieć tej kasy więcej. Inaczej czemu niby należałoby chwalić obniżanie podatków, a ganić ich podnoszenie? Ganić nalezy za 'iście na łatwiznę' kosztem ludu, a chwalić ulżanie ludowi własnym, władzy kosztem, prawda?

A zatem jak jest z tą 'obniżką podatków przez PiS'? Obniżka została przegłosowana w 2006 roku, ale jej realizacja weszła w życie od roku 2009. PiS, które rządziło w latach 2005-2007, w żaden sposób nie wzięło ciężaru tej 'trudnej, chlubnej decyzji' na siebie, w żaden sposób nie zaplanowało zaciskania pasa ze względu na ubytek tej kasy, co tak szlachetnie postanowiło przekazać ludziom - przeciwnie, za PiS dynamika wzrostu wydatków państwa była najwyższa (wyliczenia za stroną www.mf.gov.pl w przypisie pod tą notką).

Na czym polega więc zasługa PiS, że 'obniżyli podatki'? W tym samym czasie, już całkiem realnie (a nie ze skutkiem za 3 lata) wydawali coraz więcej NASZEJ kasy z rekordową szybkością. Można wręcz uznać (jeżeli się jest również demagogiem, ale w drugą stronę), że decyzja ta była błędna i zgubna, i że to własnie przez nią w 2009 mieliśmy taki a nie inny deficyt. Ja osobiście tak nie uważam - myślę, że obniżka podatków nie tylko w korzystny sposób pobudziła aktywność ekonomiczną ludzi i zaplusowała w czasie kryzysu na PKB, ale i wcale nie zmniejszyła dochodów do budżetu, bo nastapił efekt krzywej Laffera (cyfry i rozumowanie w czwartym akapicie tej notki).

Podsumowując - demagogia w tym temacie, stosowana przez fanów PiS, jest wyjątkowo niesmaczna. Po pierwsze obniżka podatków nie jest żadną wyłączną zasługą PiS (raczej mniejszą, na co podałem kwity), a po drugie nie ma żadnego 'bohaterstwa' w samym przegłosowaniu obniżki podatków, jeżeli nie idzie za tym  szeroko rozumiana zmiana polityki budżetowej (w skrócie - zmniejszenie wydatków), a tym bardziej w ogóle wzięcie skutków na siebie.

2. Deficyt.

Tutaj sprawa jest jeszcze poważniejsza.

Kiedy czytam pisiaków gardłujących o tym, jak to 'za PiS deficyt był coraz mniejszy, a za PO jest rekordowy', to mam wrażenie (i obawiam się, że słuszne), że rzeczeni w ogóle nie wiedzą o czym piszą. W szczególności - czym jest deficyt budżetowy.

Otóż deficyt budżetowy to różnica pomędzy kwotą zaplanowanych wydatków a uzyskanych dochodów. Deficyt ten, przy założeniu, że wydatki chce się jednak zrealizować, trzeba czymś pokryć. Robi się to zadłużając się, czyli zaciągając kredyt, który tym samym rośnie, dodając do przyszłych wydatków te związane z koniecznością spłaty (przynajmniej) odsetek. No i, rzecz jasna, sam nieprzyjemny 'garb' zadłużenia.

Aby nie mieć deficytu, trzeba albo starać się mieć jak największe dochody (tu nie ma zmiłuj - praktycznie jedyne dochody to podatki, które zatem trzeba powiększać), albo jak najniższe wydatki. Ja w ostatnich notkach ostro gardłuję za tym drugim, choć de facto nie wiem, jak bardzo sztywna jest struktura tych wydatków i co tak naprawdę dokładnie można zrobić. Ogólna wiedza i, hehe, 'liberalna intuicja' mówią mi, że pole do popisu wcale nie jest tu takie małe, ale wymaga decyzji niepopularnych i bolesnych dla ludu, a tym samym dla poparcia rządzącej partii. Może być jednak tak, że sobie gardłuję z kanapy, nie mam pojęcia jak jest, cięcia są praktycznie niemożliwe i ogólnie łatwo mi krytykować.

Prawda jednak jest taka, iż to PO pokazała, że cięcie wydatków jest realnie możliwe, a przynajmniej zahamowanie ich wzrostu w kolejnych latach - wydatki na 2010 są zaplanowane jako wyższe o 1% niż w 2009, zatem, uwzględniając inflację, jest to zmniejszenie wydatków - pierwszy raz od (co najmniej) 3 kadencji (PiS zwiększał wydatki z roku na rok o ponad 10%!).

Wracajmy jednak do deficytu. Można śmiało powiedzieć, że deficyt jest rzeczą niepożądaną i jeżeli jest, trzeba mieć dla niego jakieś mocne uzasadnienie. Jak już wspomniałem, deficyt to automatycznie powiększanie długu, a powiększanie długu to coraz większe wydatki na jego obsługę, zatem widać już potencjalny fatalny efekt spirali. Nikt mądry nie zadłuża się, jeśli nie musi (albo jeśli nie wie, że z dużą pewnością się to opłaci, bo zyski będą większe niż koszta długu). Kiedy człowiek 'musi' się zadłużyć? Ano wtedy, kiedy nagle ma jakiś wielki wydatek, albo przejściowo nie ma kasy na bieżące wydatki. W przypadku Polski ten pierwszy przypadek raczej nigdy nie zaszedł (choć w zasadzie tak można potraktować reformy rządu Buzka, które były dość przełomowe i okazały się bardzo kosztowne) - w grę wchodzi zatem drugi.

Dochody budżetu, przy niezmiennej polityce podatkowej, zależą bardzo silnie od PKB. Wydatki, jeżeli nie ma znaczących reform, można uznać za w miarę stałe. Zatem kiedy nic się nie zmienia i nie reformuje, to deficyt w całości zależy od PKB. Jeżeli PKB jest niskie, to nie daje tyle kasy, aby pokryć bieżące wydatki. Jeżeli jest zaś wysokie, to daje nadzieję, że się je pokryje, a nawet coś ekstra zostanie.

Za PO nadszedł światowy kryzys i PKB, choć nadspodziewanie wysokie na tle innych krajów, było za małe na pokrycie bieżących wydatków. Wydatki, jak widać, były i tak stosunkowo niskie (stosunkowo, bo choć ja uważam, że wciąż za wysokie, to jednak w porównaniu do innych rządów rekordowo niskie). No i mamy deficyt. Można oczywiście - a nawet trzeba - krytykować rząd, że nie przewidział aż tak niskiego PKB, nie zaplanował większej redukcji wydatków, a w efekcie nie zapewnił mniejszego deficytu. Jasne. Mamy jednak relatywnie rozsądną politykę wobec ralatywnie ciężkich czasów.

Weźmy teraz jednak rządy PiS. PiS miał nie tylko wysokie, ale wręcz rekordowo wysokie PKB. Jeżeli przy nadspodziewanie niskich dochodach zaczyna brakować na wydatki i trzeba się zadłużać, to chyba po to, aby spłatę tego długu na kiedyś zaplanować - konkretnie na wtedy, kiedy dochody będą nadspodziewanie wysokie.  PiS właśnie rządził w czasach takich naspodziewanie wysokich dochodów - pytanie więc jest nie dlaczego PiS miał mniejszy deficyt niż PO, ale dlaczego w ogóle miał deficyt? Politycy PO pokazali, że jeżeli jest bardzo źle i nie ma kasy, to nie umieją inaczej, muszą się zadłużać. Politycy PiS pokazali zaś, że jak jest nadwyżka kasy, to trzeba ją w całości wydać i JESZCZE PONAD TO się zadłużać. Pytanie pozostaje - jak ktoś, kto popiera PiS, w świetle ich działań wyobraża sobie, że niepokojąco wysokie zadłużenie Polski w ogóle kiedykolwiek spadnie?

I to jest sedno pisowskiej demagogii - krytykować deficyt, pokazując, że samemu się miało mniejszy. Pomijać fakt, że największym skandalem jest, że za czasów PiS w ogóle był jakikolwiek deficyt. Koniunktura za PiS była rekordowa, nie wiemy, czy i kiedy się znowu powtórzy. PO póki co pokazała, że nie radzi sobie rewelacyjnie z kiepską koniunkturą. Nie wiemy, jak radziłaby sobie z wysoką. Natomiast o PiS wiemy i mamy to sprawdzone - nawet przy bardzo wysokiej koniunkturze im kasy wciąż jest za mało, wydają coraz więcej i coraz bardziej się (nas!) zadłużają. Krótko mówiąc - PiS nie ma absolutnie żadnych zahamować do wydawania kasy Polaków, PiS zmarnowało lata świetnej koniuktury na walkę polityczną i zadymy - PiS w końcu zdradza tendencję do najmniej refleksyjnej, najmniej dalekowzrocznej i typowo TKM-owskiej polityki spod znaku: "po nas choćby potop". Taka polityka może się skończyć dla każdego kraju tylko jednym - ruiną.

...

Pozostaje jeszcze druga, błahsza sprawa, wynikająca wprost z logiki. Otóż kiedy fan PiS-u oświadcza, że PO to łże-liberałowie i prawdziwy liberał nie powinien ich popierać, to ma całkowitą rację. Jeżeli jednak jako alternatywę proponuje PiS, które rzekomo jest bardziej liberalne (ale w retoryce antyliberalne), to już coś jest nie tak. Łże-liberalizm PO nie wynika przecież z ich zawzięcia ideologicznego, ale czysto politycznego koniukturalizmu. PO się na liberaliźmie przejechała jako na czynniku zniechęcacjącym wyborców, dlatego od niego odeszła. Popularność PO zaś bierze się efektu głębokiej niechęci do PiSu - ale to nie owi anty-liebrałowie nie lubią PiSu. PiS zaś wcale nie jest nielubiany za swój rzekomy liberalizm, tylko przez zupełnie inne, niezależne od stosunku do gospodarki, elementy. Tak samo fani PiSu - nie dlatego nie są za PiSem, a przeciw PO, że PO jes za mało liberalne, ale przez 'Układ', sowieckich agentów, antypolskie elementy itp. Co więcej - wielu wyborców, którzy nie uczestniczą w układowo-antykaczystowskiej nawalance, swoje sympatie kieruje w kierunku PiS, a przeciw PO, właśnie przez obawę o krzewienie przez PO 'zgubnego neoliberalizmu' (na S24 przykładem są Chevalier, który przed histerią smoleńską otwarcie deklarował poparcie dla Lecha Kaczyńskiego jako przeciwwago dla liberalnej PO, czy eumenes, który z tych samych powodów AFAIK poparł ostatecznie Jarosława Kaczyńskiego).

Jednym słowem - dla liberała PO, choć dalece nie spełniające oczekiwań, nie ma asbolutnie żadnej alternatywy w PiSie, a tym bardziej w SLD. PiS i SLD to są partie antyliberalne, promujące socjalizm, 'państwo opiekuńcze', czy tam 'solidarne'. Antyliberalizm staonowi ich tożsamość, tak samo jak tożsamość PO stanowi antykaczyzm. Liberalizm zwyczajnie pozostaje w elektoracie niezagospodarowany, a raczej liberałowie, z rozpędu, kiszą się przy PO, bo nie mają innego wyjścia.

Nowa, prawdziwie liberalna partia, może odebrać PO te (strzelam) 15-20%, które dziś stanowią ów 'kiszący się' elektorat. Ta partia co prawda nie zdobędzie (na razie) więcej, bo niechęć wobec liberalizmu pozostaje w narodzie silna. Niemniej może zdmuchnąć ze sceny PO, które nagle okaże się, że nie jest na tej scenie niezbędne, a wręcz, bez swojego monopolu na antykaczym, jest całkowicie zbędne. PiS, po zniknięciu PO,  czyoli utracie naczelnego Wroga, też raczej się pogubi i może podzielić, jak dawniej, na poszczególne kanapowe oszołomstwa. Zostanie SLD, mimo wszystko już wielokrotnie skompromitowane. W efekcie - może być ciekawie.

Ale póki co - nie ma alternatywy. Przynajmniej w tzw. maisntreamie. Oczywiście mainstream nie musi być hermetyczny - kto wie, może czas na WiP..?

 

---

* Co, rzecz jasna, nie jest dla niej żadnym usprawiedliwieniem. To już prędzej jest nim demokracja - skoro liberalizm politycznie nie popłaca, za to można sobie bezkarnie, 'za darmo', zagospodarować liberalny elektorat, bo opozycja jest dla niego jeszcze gorsza, to czemu być frajerem..? Ech, ta demokracja...

k. 90764

kashmir
O mnie kashmir

...

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka