Do potocznych synonimów słowa „paradoks” należy dopisać „katastrofa smoleńska”, ponieważ na ten temat wszyscy powiedzieli wszystko, nikt nic nie wie, choć każdemu wydaje się, że wszystko wie.
W polskich mediach często można przeczytać lub usłyszeć o grze katastrofą smoleńską i – opcjonalnie - kto nią gra. Żeby nie wywoływać burzy (choć bez tego ten „blog” „kariery” nie zrobi) nie będę oceniał kto próbuje to czynić.
Wolę się zapytać, komu gra katastrofa smoleńska, czyli kto na roztrząsaniu tego tematu zbija największy polityczny interes.
W tej „konkurencji” w przedbiegach odpadają SLD i PSL, które życzą sobie wyciszenia tematu. PiS i PJN próbują na tym zyskać (w mniejszym lub mniejszym stopniu) w sondażach, a w konsekwencji w wyborach parlamentarnych. Jeśli nie zyskać, to przynajmniej zaszkodzić PO, obarczając ich winą za ten wypadek (proszę nie donosić Panu Prezesowi, że nazwałem to wypadkiem).
Ale czy aby adwersarze „libełałów” nie strzelają sobie samobója? Warte zbadania (z punktu widzenia m. in. PiS i PJN) są nastroje Polaków-wyborców czy dyskusja o Smoleńsku ich nie nuży i nie powoduje, że wolą oddać swój głos na PO i nie słyszeć przez kolejną kadencję o katastrofie.
Warte zbadania jest jeszcze jedna kwestia: czy takie nastroje mają miejsce tylko w kontekście rozbitego samolotu w Smoleńsku czy coś więcej się za tym kryje. Legenda światowej piłki, Gary Lineker powiedział: „piłka nożna to taka gra, w której 22 mężczyzn biega za piłką, a na końcu i tak wygrywają Niemcy”. Mam nadzieję, że polska polityka, to nie 460 posłów, którzy robią dużo szumu, a kolejne wybory i tak wygrywa Platforma Obywatelska.
A może to inklinacja? Tylko dziadków się nie wybiera…
