Trzydzieści lat temu Amerykanie nakręcili sympatyczną komedyjkę, która w polskich kinach chodziła pod nieco mylącym tytułem Fałszywy Senator. Fabuła bardzo prosta: umiera członek Kongresu, a pewien menel (którego zagrał Eddie Murphy) postanawia wykorzystać fakt, że nosi takie samo imię i nazwisko i zgłasza swoją kandydaturę w najbliższych wyborach. Liczy na to, że wielu ludzi nie wie o śmierci kongresmena i z rozpędu zagłosuje na niego. Plan wypala i facet zdobywa mandat.
Ktoś w sztabie wyborczym PiS-u musiał zapamiętać ten film, gdyż partia ta w wyścigu o fotel senatora w jednym z okręgów warszawskich wystawiła jakiegoś Michała Grodzkiego. Osoba absolutnie nieznana szerszemu ogółowi, ale nosząca to samo nazwisko co obecny marszałek Senatu z PO. Może ktoś da się nabrać?…
A może to czysty przypadek? Myślę, że wątpię, jak powiedziałby bohater felietonów nieodżałowanego Wiecha. Przyjrzyjmy się plakatom wyborczym różnych kandydatów PiS-u. Oto plakat pani Dmowskiej-Andrzejuk:
Logo PiS jest na nim duże i wyraźne.
A oto plakat Pawła Szymańskiego:
Również i tu PiS widać od razu.
A teraz popatrzmy na plakat Michała Grodzkiego:
Tutaj logo PiS jest małe, malusieńkie – wręcz trudno je zauważyć na pierwszy rzut oka. Tak więc mamy do czynienia z przemyślaną strategią.
W kampanii PiS-u mieliśmy już Bareję (pisałem o tym w notce Jak wejść na spotkanie z Kaczyńskim), teraz mamy Eddie Murphy’ego. W sumie wydaje mi się, że jest to jednak jakiś postęp.