W poprzednim tekście obiecałem napisać coś o patologiach naszego (choć nie tylko naszego, a raczej ogólnoświatowego) systemu finansowego, opartego na tzw. pieniądzu fiducjarnym, czyli papierowym. Fiducjarny, od łacińskiego fides, czyli zaufanie - wierzymy w jego wartość, tylko dlatego, że mamy nadzieję, że inni też będą w to wierzyli. Dlaczego w pieniądze papierowe, nie oparte na parytecie złota trzeba wierzyć, a nie można mieć pewności, że ich rzeczywista wartość odpowiada opisanemu nominałowi? Bo wydmuchuje się je z powietrza - dosłownie z niczego. Jakie są tego skutki?
Odpowiedzi na te pytania udzielili wielcy myśli konserwatywnej i liberalnej -z nich na pierwszy plan wysuwają się przedstawiciele tzw. szkoły austriackiej, z Ludwigiem von Misesem na czele. Mając do wyboru streszczanie ich studiów na ten temat lub posłużenie się gotowcem - wybrałem to drugie. Zwłaszcza, że gotowiec jest w formie filmu, co w dobie dziesiejszej cywilizacji obrazkowej i niechęci do czytania długich i trudnych tekstów ma szanse przynieść większy pożytek.
Film ten przedstawia historię narodzin pieniądza i - co z niego wynika - późniejszego systemu bankowo - finansowego, w sposób dosć przejrzysty i zrozumiały. Ma on jeszcze tę zaletę, że jego oglądanie wywołuje uderzenie szczęki o podłogę nawet u absolwentów kierunków ekonomicznych - dowiadują się z niego rzeczy, o których wcześniej nie słyszeli na żadnym wykładzie, co burzy u nich utrwalone w formie nieprzemyślanych sloganów mity, którymi faszerowano ich na uczelniach.
Myślę, że po obejrzeniu tego, nikt nie powinien mieć problemów ze zrozumieniem, na czym polegają "światowe kryzysy finansowe" i kto za nie odpowiada...
PIENIĄDZ JAKO DŁUG...
Jakkolwiek diagnoza choroby jest w 100% słuszna, o tyle proponowane lekarstwo już niekoniecznie - wystarczałoby przywrócić parytet złota, lub zasadę 100% rezerwy bankowej, czyli pożyczka tylko do wysokości posiadanych REALNIE aktywów.
Tak, czy owak, jeżeli kiedykolwiek będziemy chcieli przypomnieć sobie, jak wyglądało życie w bogactwie, będziemy musieli skończyć z tym złodziejskim systemem opartym na mydlanych bańkach, na którym krocie zyskuje tylko garstka międzynarodowych aferzystów, kosztem systematycznego ubożenia większości ludzi...
Niestety, przykro mi, że takimi tematami nie zajmują się nasi - pożal się boże - kandydaci na prezydentów (może poza Korwinem - Mikke), zabawiając nas bełkotem o swoich ogrodowych czereśniach i żołędziach. Najwyraźniej ich mózgi nie są przystosowane do obróbki bardziej skomplikowanych zagadnień - no ale cóż, to "poważni kandydaci" na naszego prezydenta. Albo i dobrze o tym wszyskiem wiedzą, ale wolą nas utzymywać w uśpieniu, by czerpać profity z tego megaoszustwa. Nie wiadomo, co gorsze....