Łukasz Warzecha Łukasz Warzecha
5197
BLOG

Zakaz fotografowania, czyli idiotyzm dekady

Łukasz Warzecha Łukasz Warzecha Prawo Obserwuj temat Obserwuj notkę 132
Uchwalony w "ustawie szpiegowskiej" zakaz fotografowania jest w oczywisty sposób absurdalny. Jego ofiarą nie będą padali szpiedzy, tylko przypadkowe osoby lub hobbyści. A co z latarnią morską w Świnoujściu?

Niczyje zdrowie, wolność ani mienie nie są bezpieczne, gdy obraduje parlament – powiedział niegdyś Mark Twain. Nie chce mi się już nawet kolejny raz pisać, jak namiętnie polski Sejm uchwala absurdalne ustawy, bardzo często uderzające albo w nasze mienie, albo w wolność, albo w jedno i drugie. Mechanizm, który za tym stoi, domaga się odrębnego studium i można by o nim napisać zapewne sążnisty tekst albo i książkę. Sam wielokrotnie zastanawiałem się, jak do projektów ustaw trafiają ewidentne absurdy, które – wydawałoby się – powinien projektodawca natychmiast dostrzec, o ile w ogóle przyszłyby mu do głowy, a więc od razu wymazać. Być może jedną z naczelnych motywacji jest przekonanie, zapewne niestety słuszne, że absurdalności takich regulacji większość wyborców nie tylko nie zauważy, ale wręcz te rozwiązania poprze w tępym zadowoleniu, że „waadza coś robi”.

Z pewnością też dużą częścią problemu jest postępujące zdurnienie ogółu populacji, w miarę jak pozorną dojrzałość osiągają kolejne pokolenia, wychowywane w zdurniałej szkole, w której zamiast nauczać pamięciowo podstaw naszej kultury (np. łacińskich czy greckich tekstów fundamentalnych dla europejskiej kultury) oraz uczyć logicznego myślenia, uczy się klucza do testów.

(Nawiasem mówiąc, przytomni recenzenci naszej rzeczywistości zauważyli, że nauce logicznego myślenia ogromnie służyła nauka łaciny – języka skonstruowanego wewnętrznie bardzo logicznie. Jak wiadomo, łacina występuje dzisiaj w szkołach średnich incydentalnie, a znaleźć jej nauczycieli jest bardzo trudno i będzie z czasem coraz trudniej.)

Osoby wychodzące z takiego systemu edukacji, a w dorosłym życiu ukierunkowane sektorowo, nie są w stanie przeanalizować i zrozumieć konsekwencji tego, co uchwalają posłowie. Tak zwani „ludzie renesansu”, interesujący się i choć trochę znający się na różnych dziedzinach życia, a zatem zdolni do rozumienia powiązań między nimi i większych związków przyczynowo-skutkowych, są dzisiaj raczej obiektem kpin, a nie podziwu. Jest ich przy tym bardzo niewielu.

Dodajmy do tego bezmyślny kult „ekspertów”, którzy mają mieć monopol na wypowiadanie się w różnych dziedzinach, a faktycznie są nierzadko po prostu lobbystami – płatnymi albo motywowanymi ideologią – i mamy receptę na katastrofę.

Najnowszy przykład to nowelizacja kodeksu karnego, która opuściła właśnie Sejm i trafiła do Senatu. Mowa o tak zwanej „ustawie szpiegowskiej”, wprowadzającej zmiany przede wszystkim w kodeksie karnym, ale też w kilku innych ustawach. Z projektu zniknęło ostatecznie przestępstwo nazywane kolokwialnie „nieumyślnym szpiegostwem” – i dobrze – natomiast nie tylko pozostał, ale nawet został zaostrzony przepis najidiotyczniejszy. Tak ostentacyjnie wręcz idiotyczny, że – przyznaję – byłem przekonany, iż z ostatecznej wersji ustawy zniknie, bo przecież, jak sądziłem, nie jest możliwe, żeby posłowie zgodzili się na coś w tak oczywisty sposób głupiego. Jak widać, wciąż okazuję się strasznie naiwny. Przepis bowiem nie tylko w projekcie pozostał, ale nawet wyszedł z Sejmu w jeszcze gorszej wersji niż ta początkowa. Mowa o zakazie fotografowania, który po latach wraca do Polski, przywołując żywe wspomnienia peerelowskiej paranoi.

Zakaz ma formę nowelizacji ustawy o ochronie ojczyzny i mówi:

1. Zakazuje się, bez zezwolenia, fotografowania, filmowania lub utrwalania w inny sposób obrazu lub wizerunku:

1) obiektów szczególnie ważnych dla bezpieczeństwa lub obronności państwa, obiektów resortu obrony narodowej nieuznanych za obiekty szczególnie ważne dla bezpieczeństwa lub obronności państwa, obiektów infrastruktury krytycznej, jeżeli zostały oznaczone znakiem graficznym wyrażającym ten zakaz, zwanym dalej „znakiem zakazu fotografowania”.

2) osób lub ruchomości znajdujących się w obiektach, o których mowa w pkt 1. […]

3. O oznaczeniu obiektu, o którym mowa w ust. 1 pkt 1, znakiem zakazu fotografowania decyduje organ właściwy w zakresie ochrony tego obiektu, uwzględniając zagrożenia dla bezpieczeństwa obiektu.

4. Obiekty objęte zakazem, o którym mowa w ust. 1, oznacza się znakiem zakazu fotografowania w sposób i w miejscach zapewniających widoczność tych znaków dla osób postronnych. Oznaczenia obiektu dokonuje podmiot władający obiektem. […]

6. Minister Obrony Narodowej określi, w drodze rozporządzenia, tryb oraz terminy wydawania zezwoleń, o których mowa w ust. 5, oraz wzór znaku zakazu fotografowania, sposób jego uwidocznienia, utrwalenia i rozmieszczenia w lub na obiektach, o których mowa w ust. 1 pkt 1, mając na uwadze zapewnienie sprawności postępowania oraz jednoznaczności, widoczności i czytelności zakazu w lub na obiekcie.

Dalej mamy przepisy, ustanawiające sankcje za popełnione wykroczenie:

1. Kto bez zezwolenia fotografuje, filmuje lub utrwala w inny sposób obraz obiektu, o którym mowa w art. 616a, oznaczonego znakiem zakazu fotografowania, albo wizerunek osoby lub ruchomości znajdującej się w takim obiekcie, podlega karze aresztu albo grzywny.

2. W razie popełnienia wykroczenia określonego w ust. 1 można orzec przepadek przedmiotów pochodzących z tego wykroczenia oraz służących do popełnienia wykroczenia, choćby nie stanowiły własności sprawcy.

Jeśli ktoś się zastanawiał, dlaczego od lat biję na alarm, wskazując, że z różnych powodów – w części z fanatyzmu lub zwykłej głupoty – rządzący odbierają nam po kawałku wolność, to tutaj ma najlepszy przykład takiego działania.

Zacytowane przepisy nie przechodzą żadnego z testów racjonalności regulacji, o których wiele razy pisałem. Przypomnę: zanim uchwali się przepis, w jakikolwiek sposób ograniczający wolność obywateli, trzeba sprawdzić, czy:

Po pierwsze – faktycznie mamy do czynienia z problemem, który wymaga rozwiązania na poziomie ustawowym. W tym wypadku należałoby wskazać, czy fotografowanie w widoczny, możliwy do wykrycia sposób jakichkolwiek obiektów „o znaczeniu strategicznym” miało na cokolwiek wpływ. Jeśli przytacza się często – robi to m.in. mój ulubieniec, dobrze obrazujący poziom intelektualny obecnej ekipy, Stanisław Żaryn – przykład rosyjskiej siatki szpiegowskiej, która miała filmować przejeżdżające przez Polskę transporty z uzbrojeniem dla Ukrainy, to może warto wspomnieć, że – o ile wiadomo – żadna z tych osób nie stała przy torach z wielkoformatową lustrzanką ani nawet telefonem, tylko posługiwały się one zamaskowanymi i zamontowanymi na stałe przy szlaku kolejowym kamerkami.

Po drugie – jeśli problem jest, należy sprawdzić, czy nie istnieją już rozwiązania, w ramach których można z nim walczyć. Oczywiście – istnieją, bo szpiegostwo jest zakazane. A przecież celem jest walka ze szpiegami, a nie na przykład turystami czy miłośnikami kolei.

Po trzecie – jeśli takie rozwiązania nie istnieją, to należy sprawdzić, czy koszty – niekoniecznie tylko te dosłowne – proponowanej metody nie przewyższą oczekiwanych zysków. W tworzeniu prawa obowiązuje zasada proporcjonalności, przynajmniej w teorii.

Po czwarte – należy w taki sposób konstruować przepisy, jeżeli już w ogóle muszą powstać, żeby były w jak najmniejszym stopniu uciążliwe dla obywateli.

Jak powiadam, ten zakaz żadnego z tych testów nie przechodzi. Co więcej, ma on dokładnie taką samą naturę jak ograniczenia w posiadaniu broni dla praworządnych obywateli: bandyci mają je gdzieś, natomiast uderzają one jedynie w porządnych ludzi.

A teraz proszę sobie wyobrazić konkretną sytuację: Świnoujście. Jak Państwo być może pamiętają, wskutek kompletnie bezmyślnego działania, bardzo podobnego w swojej istocie do zakazu fotografowania, zamknięto tam obszar wokół Gazoportu, uniemożliwiając przedostanie się drogą lądową do największych atrakcji turystycznych miasta: latarni morskiej i Fortu Gerharda. Zakaz nadal obowiązuje. Zaczęły się wakacje, można się zatem obawiać, że Fort Gerharda – prywatne muzeum – poniesie gigantyczne straty. Ale naszych dzielnych patryjotów to kompletnie nie interesuje. Oni nie percypują takich drobiazgów jak skutki uboczne swoich działań na przykład dla przedsiębiorców.

Jakoś tam jednak turyści na latarnię dotrą – najpewniej drogą morską, na czym zarobią zresztą niemieccy armatorzy. Wejdą na górę, a stamtąd wspaniale widać port oraz Gazoport. I co? Nie będą mogli zrobić ani jednego zdjęcia? Zakazu na latarni nie można umieścić, bo może on być umieszczony tylko na obiekcie, którego dotyczy. Czy może postawi się na galerii widokowej strażnika? A może przy wyjściu stały posterunek będzie sprawdzał aparaty? A może po prostu zamknie się dla turystów latarnię, niszcząc część świnoujskiego przemysłu turystycznego? Nieważne, że kilka interesów zbankrutuje. Walczymy z Putinem! A że bezmyślnie, bez sensu, bez logiki – to już mało ważne.

Tego typu obiekty są w wielu przypadkach wielkimi turystycznymi atrakcjami: mosty, zapory, widowiskowe elektrownie szczytowo-pompowe i inne miejsca, które ich zarządcy z pewnością zapragną oznaczyć zakazem, który przecież będzie też w kręgach władzy dodawał prestiżu. Przykład: w Gniewinie stoi Kaszubskie Oko – wieża widokowa, z której można podziwiać zbiornik elektrowni szczytowo-pompowej w Żarnowcu. Elektrownia niechybnie zostanie oznaczona zakazem, więc Kaszubskie Oko trzeba będzie chyba zburzyć.

Zakaz będzie też na pewno egzekwowany tam, gdzie będzie to dla władzy wygodne – na przykład tam, gdzie zdjęcia pokazałyby jej nieudolność czy wątpliwe praktyki.

Oczywiście każdy prawdziwy szpieg poradzi sobie bez problemu. To już nawet nie jest kwestia poziomu miniaturyzacji, ale zrobić niepostrzeżenie zdjęcie zwykłą komórką jest arcyłatwo. Chyba że w kolejnym kroku ustawowo stworzy się specjalne strefy – np. 500 metrów – wokół obiektów strategicznych, gdzie nasza dzielna władza wprowadzi zakaz używania telefonów komórkowych. Ale prawdziwy szpieg i to obejdzie.

Co jednak z ludźmi, którzy będą robić zdjęcia z obiektem strategicznym w tle? Np. gdzieś w porcie cywilnym, gdzie w tle jest port wojenny – nad polskim morzem jest mnóstwo takich miejsc. Co z robieniem zdjęć na dworcach? Co z kamerami samochodowymi? Co wreszcie z mapami Google, na których wiele tych pilnie strzeżonych obiektów widać z detalami? Na mapach Google są setki zdjęć tego obiektu.

Odpowiedź jest prosta: tego zakazu wyegzekwować się po prostu nie da. Jego ofiarami będą padali ludzie albo przypadkowi, albo hobbyści, którzy z niczym się nie kryją, a ich pasja to fotografowanie kolei, architektury czy obiektów przemysłowych. Dzielne służby ochrony, dzielna milicja albo ABW będą takie osoby zatrzymywać i marnować czas oraz pieniądze podatników na ich przesłuchiwanie, a potem wstawiać to do statystyk, żeby się pochwalić przed zwierzchnikami. Gdyby potem sąd miał orzec przepadek sprzętu, to może dobrze poinformowani ludzie bliscy władzy będą mogli okazyjnie na aukcjach rządowych kupić sobie dobry aparat czy kamerę.

(Nawiasem mówiąc, całości linii kolejowych nie da się oznaczyć w sposób widoczny, więc fotografowanie kolei gdzieś w terenie nadal będzie możliwe spoza terenu kolejowego. Niewykluczone jednak, że przy obecnym poziomie państwowej paranoi stosowne tabliczki pojawią się nawet na nieużywanym mostku kolejowym w Koziej Wólce Zadupnej.)

Skutkiem wprowadzenia zakazu będzie rosnące poczucie zagrożenia, podejrzliwości, postaw paranoicznych i donosicielstwa. Ale skutki społeczne w oczywisty sposób przekraczają horyzont myślowy posłów.

Po co zatem ten absurd uchwalono? Po pierwsze – właśnie po to, żeby wywołać u ludzi poczucie, że zagrożenie jest wszechobecne, ale władzuchna o nas dba i zakazuje tego czy owego. W każdym razie – działa. Po drugie – żeby służby mogły się w prosty sposób wykazywać, walcząc z czymś, co nie jest żadnym zagrożeniem w postaci, w jakiej można to zwalczać, a jeśli jest – to już podlegało penalizacji i było niełatwe do wykrycia.

Jakąś nadzieję daje jeszcze Senat. Stąd liczę, że może ten tekst trafi do rozsądniejszych senatorów, którzy wyrzucą ten absurd z ustawy. I może da się tę poprawkę obronić w Sejmie.


Oto naści twoje wiosło: błądzący w odmętów powodzi, masz tu kaduceus polski, mąć nim wodę, mąć. Do nieznajomych zwracamy się "pan", "pani".

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka