Marcin Sawicki Marcin Sawicki
456
BLOG

Chcesz wygrać wojnę? Nie kąp się w obecności kobiet!

Marcin Sawicki Marcin Sawicki Polityka Obserwuj notkę 9

Czy wojna Izraela z Hamasem ma sens?
 

Kiedy kraj wyrusza na wojnę powinien dokładnie wiedzieć na czym będzie polegać jego zwycięstwo i czy jest ono w ogóle realne. Jak mówił ponad 2300 lat temu chiński generał oraz strateg Sun-Tsy –„Wojna jest największą sprawą państwa […] Trzeba ją uważnie rozważyć i przeanalizować.”. Ze wszystkich zaś rodzajów wojen, jeden jest szczególnie wredny, długotrwały i wyniszczający. To wojna partyzancka, zwana także guerillą.
 

W stosunku do niej nie dają się zastosować klasyczne recepty militarne, których korzenie tkwią w wieku XIX, gdy Henri Jomini sformułował definicję zwycięstwa, jako sytuacji fizycznej anihilacji sił przeciwnika a zatem wymordowania odpowiednio dużej liczby żołnierzy wroga w decydującej bitwie. Rozmaici decydenci często jednak zapominają o tej ważnej różnicy. Gorzko i trafnie rzecz spuentował Henry Kissinger w roku 1969, gdy widoczna była już nieskuteczność amerykańskich działań w Wietnamie: „Zapomnieliśmy o jednej z najważniejszych zasad wojen partyzanckich: partyzantka wygrywa wojnę po prostu nie dając się pokonać. Natomiast regularna armia jeśli nie chce być pokonaną musi zwyciężyć. ” (tłum.własne MS). Jak to zrobić?


Wielce przemawiający do wyobraźni współczesnych amerykańskich wojskowych stał się casus brytyjskiej wojny z partyzantką komunistyczną na Malajach. Prowadzona w latach 1948 – 1957 wojna początkowo była serią niepowodzeń, by pod koniec stać się inspirującym przykładem klęski zadanej niezwykle trudnemu przeciwnikowi. Inspirowana z Chin partyzantka posługiwała się zupełnie różnymi metodami działań: od aktów typowo terrorystycznych jak podkładanie bomb, zabójstwa polityczne i porwania, poprzez wojnę propagandową a skończywszy na leśnych działaniach partyzanckich.


Brytyjczykom udało się wykorzenić partyzantkę komunistyczną mimo jej oparcia w licznej mniejszości chińskiej. Na tle początkowo nieporadnych działań wojskowych, partyzanci wydawali się części ludności najlepszym sojusznikiem, co m.in. było efektem stosowania teorii wojny partyzanckiej Mao Tse-Tunga. Jakie były jej zalecenia, o tym dobre pojęcie daje lektura zasad zachowania bojownika, znanych jako „Trzy zasady i osiem uwag” autorstwa Mao.
Zasady:
1. Wszystkie działania podporządkowane są dowództwu
2. Nie okradaj ludu
3. Nie bądź egoistyczny ani niesprawiedliwy
Uwagi:
1. Wstaw z powrotem drzwi, gdy opuszczasz dom
2. Zwijaj posłanie na którym spałeś
3. Bądź uprzejmy
4. Handluj uczciwie
5. Oddawaj, co pożyczyłeś
6. Oddawaj, co zniszczyłeś
7. Nie kąp się w obecności kobiet
8. Bez zezwolenia nie przeprowadzaj rewizji osób zatrzymanych


Brytyjczycy do sprawy podeszli metodycznie i wielostronnie. Podjęli cały szereg działań mających na celu zabezpieczenie populacji przed wpływem partyzantki. Tam, gdzie było to najtrudniejsze dokonywali przesiedleń do specjalnych osiedli o wyższym stopniu nadzoru. Specjalny trening dotyczący taktyki oraz zasad wojny partyzanckiej w dżungli przeszli wszyscy oficerowie i podoficerowie. To samo dotyczyło policji oraz formacji pomocniczych. Wojsko w zasadzie zrezygnowało z przeprowadzania nieefektywnych operacji na wielką skalę, w wyniku których zdarzało się, że chwytano jednego partyzanta, podczas gdy zwykłe patrole wykazywały się skutecznością kilkanaście razy większą. I co również ważne, wsparcia brytyjskiego doczekały się lojalne wobec rządu organizacje mniejszości chińskiej; aktywnie przeciwdziałano aktom przemocy na tle etnicznym.


Przeprowadzanie analogii między różnymi wojnami, prowadzonymi w różnym czasie, przez różne armie walczące z różnymi ruchami partyzanckimi jest trudne. Nie jest chyba jednak aż tak źle, jak sugeruje historyk i analityk Earl Tilford odnosząc się do wojny wietnamskiej. Jego zdaniem, jedynym pewnym wnioskiem, jaki możemy wyciągnąć analizując przyczyny klęski amerykańskiej w Wietnamie jest to, że: „Stany Zjednoczone nigdy więcej nie powinny angażować się w wojnę domową, wspierając nacjonalistów przeciw komunistycznej partyzantce, gdy wszystko dzieje się na terenie byłej francuskiej kolonii, w tropikach i na drugiej półkuli.”.

Gdyby wspomniany Tilford miał rację, wtedy nie byłoby sensu analizować historii wojen partyzanckich, a dokładnie to zrobili członkowie specjalnego zespołu interdyscyplinarnego, który w 2006 roku wypracował nową doktrynę US Army wskazującą metody zwalczania ruchów partyzanckich różnego rodzaju.
W największym skrócie, zakazuje ona wojsku prowadzenia klasycznej wojny, a nakazuje prowadzenie rozmaitych i zawsze precyzyjnych działań, czasem wręcz o stricte nie wojskowym charakterze.

O tym, że ta nowa „drole de guerre” jest skuteczna przekonuje dotychczasowy sukces amerykańskiej interwencji w Iraku.
Treść nowej amerykańskiej doktryny wojny antypartyzanckiej każe się poważnie zastanowić nad możliwością zwycięstwa Izraela w trwającej obecnie wojnie z Hamasem. Cała doktryna spisana jest w oficjalnym podręczniku „COIN FM” i już w rozdziale pierwszym natykamy się listę wymownych paradoksów wojny antypartyzanckiej. Oto te, w widoczny sposób adekwatne wobec sytuacji w Strefie Gazy:
- Czasem im bardziej starasz się ochronić własne oddziały, tym mniej jesteś bezpieczny
- Czasem im większa jest użyta siła, tym mniej jest także skuteczna
- Im więcej sukcesów odnosisz w wojnie antypartyzanckiej, tym mniej przemocy używaj oraz akceptuj większe ryzyko
- Czasem brak reakcji jest najlepszą reakcją
- Niektóre z najgroźniejszych broni przeciw partyzantom w ogóle nie strzelają
 

Trzeba jednak zauważyć, że celem nowej filozofii amerykańskich działań jest odebranie poparcia partyzantce i zdobycie przychylności lokalnej populacji a te cele, zdaje się, izraelska armia skreśliła od razu, jako niemożliwe do osiągnięcia.
Faktycznie trudno dziś wyobrazić sobie sytuację, w której w ogóle słowo „poparcie” będzie miało jakiekolwiek zastosowanie wobec relacji między ludnością palestyńską a armią izraelską. Nie ma jednak powodu sądzić, że Hamas jest jedynym możliwym partnerem Izraela w rokowaniach pokojowych oraz będzie zawsze najbardziej atrakcyjnym wyborem politycznym dla Palestyńczyków.

Dotychczasowa historia konfliktu palestyńsko-izraelskiego każe natomiast przypuszczać, że wszelkie sukcesy Izraela odniesione w wyniku zmasowanych działań wojskowych będą krótkotrwałe. Jeśli analitycy izraelscy liczą, że cały spór palestyńsko-izraelski w wyniku akcji wojskowej przeniesie się ze sfery rozpętanych emocji na płaszczyznę chłodnej kalkulacji strat i zysków, to najpewniej mylą się straszliwie i powtarzają błędy amerykańskie sprzed 40 lat.
 

U progu wojny wietnamskiej obowiązywało przekonanie, że najlepszą metodą zwalczania ruchów partyzanckich jest podwyższanie ewentualnej ceny, jaką będzie musiała zapłacić ludność za ich popieranie oraz sami bojownicy w momencie starcia. Wywieranie odpowiednio silnej i długotrwałej presji sprawi zaś, że wszyscy partyzanci oraz ich poplecznicy po prostu uznają dalszą walkę za nieopłacalną. Ten pogląd okazał się naiwny oraz bazujący na nierealistycznym założeniu, że ludzie z natury są racjonalni.
 

Są takie wojny, których nie da się wygrać tylko przy pomocy wojska i korzystając z typowo wojennych metod. Wbrew pozorom nie jest to pogląd nowy, bo już chiński strateg Sun-Tsy mówił, że kto zna się na wojnie, ten „podbija armie bez przystępowania do bitwy” oraz „zajmuje miasta bez oblegania ich ”. Łatwe to nie jest. Zdaniem amerykańskich strategów nawet trudniejsze niż klasyczna wojna, ale dla liberalnej demokracji wyznającej prawa człowieka, alternatywy nie ma. 
 

Najbardziej lubię czytać oraz słuchać ludzi o innych poglądach. To po prostu najciekawsze. Jaki sens z wysłuchiwania kogoś, kto ma to samo zdanie?

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka