Cały dzień spędzam dziś w Radzie Najwyższej Ukrainy. Sytuacja jest znana. Zbliża się finał negocjacji akcesyjnych, ale Julia Tymoszenko w więzieniu może skutecznie utrudnić parafowanie umowy na szczycie 19 lutego.
Kilka dni temu Rada Najwyższa Ukrainy przyjęła nowe prawo wyborcze. W dużym skrócie – Ukraińcy wracają do ordynacji sprzed Pomarańczowej Rewolucji. Połowa mandatów będzie wybierana w wyborach proporcjonalnych, a połowa w okręgach mniejszościowych. Za takim rozwiązaniem opowiedziało się 360 posłów, czyli praktycznie przedstawiciele wszystkich partii zasiadających w Radzie Najwyższej. Dodatkowo podniesiono próg wyborczy z 3 do 5%.
Gdy pytałem jednego z liderów opozycji, Romana Zwarycha, skąd tak szerokie poparcie dla nowego-starego prawa, odpowiedział, że przyjęta ordynacja daje każdej partii możliwość pełnej kontroli liczenia głosów i uniemożliwia fałszerstwa wyborcze.
Moich wątpliwości nie rozwiał, ale wygląda na to, że przyszłoroczne wybory parlamentarne odbędą się pewnie jak za czasów prezydenta Leonida Kuczmy. Tylko tym razem z powszechnym poparciem wszystkich.
